środa, 16 grudnia 2015

[ Opowieści Laury - mam już 39 tygodni ! ]


Cześć i czołem,

Święta coraz bliżej :-) Mama od Mikołajek chodzi i podśpiewuje "ol aj łont for krismas is ju" i się do mnie cieszy cały czas :-)

We wtorek mamusia zauważyła, że w mojej buźce prześwituje górna, lewa dwójeczka - mam już 6 ząbków i mama mówi, że chyba idzie równolegle prawa. Przez wyrastającego ząbka jestem nerwowa i płaczliwa, ale obie z mamusią staramy się walczyć, żeby jakoś przetrwać. 

W związku z tym podczas wyżynania się ząbka byłam strasznym niejadkiem. Jedyne co tolerowałam to butelka i ewentualnie wieczorna kaszka, ale też w małej ilości. 

Mama wprowadziła też zasadę nocnego niekarmienia i podtrzymuje ją całkiem sprawnie. Moja noc wygląda tak, że idę spać max o 21.00 i jak się obudzę to jestem ponownie usypiana bez karmienia. Pierwsze karmienie następuje dopiero najwcześniej o 5.00. Mama sobie ustaliła tą magiczną godzinę. Czyli jeśli obudzę się wcześniej to usypia mnie bez karmienia a jak jest już po 5.00 to dostaję butlę. Dzisiaj na przykład obudziłam się po 6.00 :)

W tym tygodniu przyszli też Panowie naprawić nasze okna w salonie. Na złączeniach okna się rozkleiły i cały chłód z zewnątrz i wiatr wpadały do salonu. Przez to mieszkanie bardzo szybko się wychładzało. Jak panowie przyszli i zobaczyli mamę i mnie to jeszcze za darmoszkę wyregulowali nam drzwi balkonowe i okno :) hehe ach ten nasz wdzięk :)

Nie pisałam też chyba jeszcze jak tatuś nauczył mnie robić "czółko". Robienie czółka polega na tym, że jak jestem blisko czyjejś głowy to jak powie "Laura, czółko" to ja zbliżam swoje czoło do czoła ten osoby i to jest słitaśne :) Czasem próbuję wtedy podgryźć trochę nosa tej osoby, ale nie zawsze mi się udaje :-) No i oczywiście czasem nie mam wyczucia i zamiast zbliżać się powoli to robię to z rozmachem. Parę razy potem mama bała się że będę miała siniaka :-P 

Jak tatuś prowadzi wieczorne rozmowy a to z babcią a to z wujkami czy cioteczkami to zaczęłam reagować na swoje imię. Kiedyś nie wiedziałam co się dzieje a teraz jak słyszę przez telefon swoje imię to skaczę i kicam i się cieszę :) W ogóle w tym tygodniu wieczorem tata mówił, że chyba się czegoś nawciągałam bo skakałam jak wariatka. 

Cały tydzień bawiłam się też moim prezentem - laptopem. Mama chciała mi co jakiś czas go zabierać, ale ja wtedy przeistaczałam się w małego buldożera i walczyłam o swoje :) 

Nową zabawą jest też wchodzenie na sofę w salonie. Mama podstawiła mi poduszki, żebym miała jak na nią wejść. Oczywiście wtedy bacznie mnie kontroluje. Jestem przeszczęśliwa jak mogę pohasać po sofie. Tatuś nauczył mnie też schodzić z kanapy. Co prawda zdarzają się jeszcze próby zejścia przodem co skutkuje wywrotką, ale schodzenie tyłem idzie mi całkiem nieźle. 
A jak mama zabiera poduszki i nie mogę wejść na kanapę to przeżywam rozpacz. Płaczę i krzyczę aż łzy lecą mi jak grochy a gile z nosa zalewają wszystko wokół.

Mama przyłapała mnie w tym tygodniu na wyciąganiu szuflad w sypialni. Ja oczywiście robię porządki w szufladach a mama tego nie docenia...

W czwartek tatuś przywiózł do domku taką dziwną rzecz. To jest wysokie, zielone i kłujące. Było zapakowane w siatkę i tata coś tam majstrował czymś co rodzice nazywali piłą. A w sobotę ta rzecz - choinka, bo potem mi rodzice wytłumaczyli - stanęła w salonie i rodzice obwiesili ją kolorowymi kulkami i światełkami. Mama się cały czas wzrusza, że to będą moje pierwsze święta i że nie może się doczekać.

W sobotę byli u nas goście. Rodzice zrobili taką koleżeńską a'la wigilię ze znajomymi. Dostałam w prezencie taki sorter drewniany z klockami z sowami po bokach :) Mama nauczyła mnie wrzucać do niego klocki :) no i w ogóle uwielbiam sowy. Mama nauczyła mnie pokazywać gdzie sowa ma oczy :) jest ze mnie bardzo dumna!

Podczas imprezy weszłam pod choinkę i tata musiał mnie wyciągać bo bałam się wyjść. Choinka kłuje i nie lubię jej dotykać - boję się. Rodzice się zaśmiewali, że jestem małym gagatkiem.

Zaczęłam też trochę więcej "rozmawiać" :)

Eh, to chyba tyle. Strasznie dużo się działo w tym tygodniu :) A w następny piątek jedziemy na Podlasie. Mama już przebiera nogami i ja też się nie mogę doczekać :)

Buziaki, 
Laura

piątek, 11 grudnia 2015

[ wyzwanie - aktualizacja ]



15 dni ćwiczeń za mną :) Zaczęłam 26 listopada i ćwiczę codziennie rano pomiędzy 7 a 10 - zależnie od tego jak uda mi się ogarnąć Laurę. Najlepiej ćwiczy mi się, gdy od razu po wstaniu bez zbędnych ceregieli przebiorę się w strój a Laurę posadzę gdzieś obok żeby koło mnie hasała. 

Już udało nam się trochę ustalić mały rytuał. Po pobudce szybkie przebieranie w strój. Laura zostaje w piżamce. Gdy ćwiczę biega radośnie obok, zjada moje sznurówki, próbuje gryźć moje buty lub zabiera mi matę :) Jak robię brzuszki to się na mnie wspina, jak robię pompki czy deskę to uwielbia się pode mną przeczołgiwać raz w jedną a za chwilę w drugą stronę. Największą mobilizacją jest gdy spodoba jej się centralnie pode mną i muszę wtedy bardziej wymuszać prawidłowe trzymanie pozycji :) - mój mały pomocnik!

Po ćwiczeniach nastawiam owsiankę dla Laury i podczas mojego prysznica córcia buszuje po łazience. Jak już jestem ogarnięta to jest czas na stygnięcie owsianki, przebieranie i przewijanie Laury. Potem po śniadaniu Laurka idzie na drzemkę a ja mam chwilę na śniadanie i relaks :-)

Za mną 10 dni z poziomem 1 i 5 dni z poziomem 2 programu Jillian "30 day shred". Wszystkie ćwiczenia z ciężarkami robię z obciążeniem 1,5 kg. Miałam jeden dzień przerwy, bo nadwyrężyłam sobie bark i mocno mnie pobolewał. Stwierdziłam, że jeden dzień odpoczynku dobrze mi zrobi. No i raz zdarzyło mi się ćwiczyć wieczorem z przyczyn losowych. 

Do tego udało mi się 3 razy wyjść na spacer z Laurą, podczas którego przeszłam 4,5 - 5 km idąc szybkim lub średnim tempem.

Podsumowując:
Samopoczucie mam bardzo dobre. Do ćwiczeń się przyzwyczaiłam. Waga stoi w miejscu albo nawet powiedziałabym że rośnie :( Jeśli natomiast chodzi o efekty to czuję, że moje ciało się wzmacnia i do tego brzuch, nogi a zwłaszcza ramiona wyglądają lepiej. 

Do Świąt zostało 13 dni!

pozdrawiam,
diabelnieanielska

czwartek, 10 grudnia 2015

[ Opowieści Laury - mam już 38 tygodni ! ]

Cześć Kochani,

ten tydzień minął szybko. Sypiam ostatnio wyśmienicie :) jak się obudzę w nocy to mamusia usypia mnie bez karmienia a jak obudzę się rano to dostaję butlę mleka :)

We wtorek mamusia miała urodziny. Wieczorem przyjechała ciocia z wujkiem i z dziadkiem :) Mamusia upiekła ciasto czekoladowe z kaszy jaglanej i zrobiła oszukane rafaello i do tego sałatkę cioci Asi z żurawiną i migdałami :) Było wesoło. Dziadek bujał mnie na piłce a ja się zaśmiewałam. Cały czas się ze mną wszyscy bawili i potem już padłam do spania. Dosłownie "padłam" :) Było fajnie :)

W czwartek poszłyśmy z mamusią na spacer. Była nawet ładna pogoda, więc stwierdziłyśmy że skorzystamy. Mama włączyła Endomondo i zrobiła po parku aż 5 kilometrów w godzinę :) Była bardzo z siebie dumna. A ja sobie grzecznie w tym czasie pospałam.

Piątkowy powrót tatusia z pracy skutkował nową zabawką :) tatuś poszedł do sklepu i nie mógł się oprzeć i kupił mi taką grającą kulę która sama turla się po pokoju :) Nie wiem kto się bardziej cieszył - ja czy tata :)

Na weekend mieliśmy pojechać na podlasie jednak okazało się, że tatuś ma bardzo dużo pracy a mamusia sama bała się jechać ze mną tyle kilometrów. Myśleliśmy, że ciocia albo wujek z nami pojadą ale niestety się nie udało. Wszyscy byli bardzo smutni jak usłyszeli, że jednak nie przyjedziemy. 

Sobotni poranek zaczęliśmy spacerem. Po drodze najpierw spotkałyśmy jedną sąsiadkę z małą Natalką a potem drugą z mężem i małym Adasiem. Tak więc spacer nie minął mamusi samotnie a i tak zrobiliśmy koło 4,5 km :)

W sobotę rano zadzwoniła babcia Basia i powiedziała, że tak już za mną tęskni, że wsiądzie w pociąg i przyjedzie do mnie. Skończyło się na tym, że dziadek babcię namówił i przyjechali razem samochodem :) Zabrali nawet ciocię Kasię po drodze do nas :) Ciocię i dziadka niedawno widziałam a babci nie i strasznie się bałam i wstydziłam. Jak babcia się zbliżała to wtulałam się w mamusię i chowałam. Na szczęście potem było super! Dostałam od dziadków mojego pierwszego laptopa! Ekran ma lusterko na którym wyskakują kolorowe zwierzątka. Laptop ma mnóstwo przycisków i dużo melodii :) Nie dałam nikomu się nim bawić a jak ktokolwiek mi go zabierał to krzyczałam i płakałam! 

Mamusia wystawiła też dzisiaj pierwsze ozdoby świąteczne :) A w następny piątek tatuś obiecał ubieranie choinki. 

Niedzielny poranek spędziłam z dziadkami w łóżku :) Babcia nie mogła się mną nacieszyć. Tatuś obiecał, że pojedziemy do dziadków za dwa tygodnie i z mamusią zostanę już aż do świąt. Cieszę się bardzo! mamusia powiedziała, że podrzuci mnie na cały dzień do drugich dziadków, bo w końcu nie trzeba mnie już cycem karmić a na pewno wszyscy się ucieszą - i dziadki, i pradziadki i ciocie i wujki :) 

Dalej jestem urwisem. Mama mówi, że chyba wyrzynają mi się jakieś ząbki, bo ostatnio zrobiłam się niespokojna i płaczliwa. Może coś w tym jest. 
Dalej uskuteczniam wspinanie się na wszystko co możliwe. Bawię się też z mamą w chowanego - to moja ulubiona zabawa!
No i dalej kocham zabawy przy drukarce :) 

Buziaki,
Laura

piątek, 4 grudnia 2015

[ Opowieści Laury - mam już 37 tygodni ! ]


Cześć Kochani :-)

mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku :-) 

Mój tydzień znów przeleciał bardzo szybko. Mało wychodziłyśmy z mamusią w tym tygodniu, bo było strasznie zimno i wiał bardzo duży wiatr. Spędzałyśmy za to czas w domku bawiąc się, łobuzując, jedząc i wypoczywając. 

Znów zaczęłam pięknie spać. W nocy z środy na czwartek mama nie mogła uwierzyć, bo spałam od 21.00 do 5:30. Potem zjadłam butlę i spałam do około 9:00. Mama była przeszczęśliwa :) W ogóle ostatnio całkiem dobrze sypiam. Jak obudzę się wcześniej niż nad ranem to rodzice mnie tulą, dają smoka i od razu zasypiam. Jeśli obudzę się po 4:00 to mamusia decyduje się na danie mi butli z mleczkiem i dalej sobie smacznie śpię aż do momentu jak tatuś wstaje do pracy :) 

Miałam kilka dni pod znakiem niejadka. Nie chciałam za bardzo nic jeść i byłam poddenerwowana. W końcu któregoś popołudnia po ciężkim dniu mama wyciągnęła z lodówki słoiczek, który leżał na "czarną godzinę" - naleśniki z musem jabłkowym. Zjadłam cały! i gdyby było więcej to zjadłabym więcej! W związku z tym na śniadanie następnego dnia mamusia zrobiła domowe naleśniki i podała mi je z dżemem brzoskwiniowym od babci Basi :) Było pyszne!

Poza tym w tym tygodniu zjadłam swój pierwszy obiadek rączkami a nie z łyżeczki. Mamusia ugotowała pulpeciki a do tego marchewkę, kalafiora i brokuła - było smaczne i nawet udało mi się dość sporą część zjeść. Oczywiście co nieco wylądowało na podłodze, co nieco na mnie, co nieco na mamie, ale mama się nie gniewała. Nawet trochę podbierałam z talerza mamy jak u mnie się już kalafior skończył :-)

W środę byłyśmy z mamusią na imieninach cioci Kasi. Był dziadek i wujek Mariusz i wszyscy się ze mną bawili :) Ja to mam szczęście, że mnie tak wszyscy mocno kochają. Dziadek jak mnie widzi to cały czas się uśmiecha. Fajnie! Szkoda tylko, że babci Basi nie było bo już się stęskniłam :( w ogóle się stęskniłam za dziadkami więc nieoficjalnie powiem, że najbliższy weekend spędzę na Podlasiu :)

to ja u cioci

U cioci się wyszalałam, wyskakałam, wyturlałam i wybawiłam :) Było super!

W sobotę zostałam z tatusiem w domku, bo mama pojechała na zakupy. Wróciła z dwiema sukienkami dla siebie i z 2 śpiochami, bodziakiem, sukienką na wigilię i rajstopkami dla mnie. Do tego upolowała w pepco rogi renifera i czapkę Mikołaja i powiedziała, że zrobimy sobie świąteczne zdjęcie na pamiątkę.

W niedzielę był u nas dziadek :) Wynalazł fajną zabawę - sadzał mnie na mamy piłkę do ćwiczeń i podskakiwaliśmy :) ale była zabawa! śmiałam się jak nigdy! a jak dziadek wyszedł to zasnęłam tak:
                        
                                 

W ogóle to lubię się bawić. Umiem już prawie sama ułożyć wieżę z kółeczek, bawię się z mamą w chowanego po całym mieszkaniu. Nie ma jednak fajniejszej zabawy niż wdrapywanie się na piekarnik. Mama dostaje szału....

Mama zrobiła też mi psikusa i wyjęła szczebelki w łóżeczku na chwilę. Ja sobie weszłam a potem jak chciałam wejść kolejny raz to szczebelki znowu były wsadzone i nie wiedziałam co się dzieje :( próbowałam wcisnąć głowę ale się nie udało... a mama się zaśmiewała jaki ze mnie gagatek :-P

I to chyba tyle,
buziaki
Laura

piątek, 27 listopada 2015

[ wyzwanie ]


Kochane,

do Świąt został niecały miesiąc, do Sylwestra nieco ponad miesiąc. Czy to znaczy, że czas się za siebie trochę wziąć i ogarnąć 4 litery? Zdecydowanie TAK. 

Żeby nie było, że sobie zaplanuję i potem nic z tego nie będzie to publicznie rzucam sobie wyzwanie, że codziennie do świąt będę ćwiczyć zestaw 30 day shred z Jillian Michaels (filmy dostępne na youtube).

Ćwiczenia są przyjemne i co najważniejsze trwają w całości jakieś 27 minut, więc przy małym bąblu raczkującym obok jest to czas, który mogę codziennie poświęcić na ćwiczenia.

Żeby nie było dziś był mój drugi dzień ćwiczeń i już czuję jak rosną mi muskuły - hehe :-)

Znajdzie się ktoś, kto powalczy ze mną?
Jeśli wolicie poleżeć w tym czasie brzuchem do góry zajadając pyszne ciasteczka, które ostatnio Wam poleciłam TU to chociaż trzymajcie drugą ręką kciuki za mnie :)

pozdrawiam,
diabelnieanielska

czwartek, 26 listopada 2015

[ american chocolate cookies ]

Dawno nie było u mnie przepisu na coś pysznego, więc dziś chciałabym Wam przedstawić:
a ) szybki
b ) pyszny
c ) prosty
przepis na amerykańskie ciasteczka czekoladowe.
Uwaga! Znikają w zastraszającym tempie!




Składniki:
140 g gorzkiej czekolady min. 50 % kakao pokruszonej na drobne kawałki
130 g miękkiego masła pokrojonego na kawałki
100 g cukru
100 g cukru brązowego
1 jajko
2 łyżeczki cukru waniliowego
180 g mąki pszennej
pół łyżeczki sody oczyszczonej
pół łyżeczki proszku do pieczenia
1 szczypta soli


Wykonanie:


Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni.


Wszystkie składniki poza czekoladą dokładnie wymieszać na jednolitą masę. Gdy już to zrobimy dodajemy czekoladę.

Za pomocą dwóch łyżeczek formujemy małe kulki wielkości orzecha laskowego i układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia w odległości ok 5 cm od siebie.

Z tej porcji wychodzi ok 30 ciasteczek, czyli musimy mieć dwie blaszki które wkładamy do piekarnika jedna po drugiej.

Piec ok 10-12 minut aż ciasteczka nabiorą złocistego koloru. Po wyjęciu pozostawić do wystygnięcia. Jeśli uda Wam się nie zjeść wszystkich od razu to można je przechowywać w szczelnym pudełku, woreczku :-)

Smacznego :-)
diabelnieanielska

wtorek, 24 listopada 2015

[ Opowieści Laury - mam już 36 tygodni ! ]



Hejka,

Największa zmiana w tym tygodniu to taka, że praktycznie całkowicie odstawiłam się od picia mleczka z cyca. Mamusia w nocy zaczęła karmić mnie butelką chociaż tak na prawdę ostatnie dni tego tygodnia spędziłam przesypiając praktycznie całe noce. Po ostatnim czasie, gdy budziłam się bardzo często, w końcu przyszła chwila wytchnienia dla mamusi.

We wtorek znów przyjechał do nas dziadek. Razem z mamusią powiercił w moim pokoju dziury na kołki pod obrazki i Maryję, którą rodzice dostali "na nowe mieszkanie" a mamusia zdecydowała, że pięknie będzie wyglądała u mnie w pokoju. Po drobnych pracach remontowych mamusia upiekła pyszną pizzę dla siebie, tatusia i dziadka a ja poszłam prawie grzecznie spać. 

W środę znów zawitałyśmy z mamusią do Klubokawiarni "Qlka Cafe". Tym razem mamusia zabrała mnie na Gordonki - zajęcia umuzykalniające dla takich szkrabów jak ja. Muszę przyznać, że nawet mi się podobało chociaż dwa razy zdarzyło mi się zakwilić, bo przestraszyłam się głośnych dźwięków. Były też moje dwie koleżanki - Ola i Julka. Potem wspólnie bawiłyśmy się jeszcze na macie a na sam koniec mamusia zabrała mnie do basenu pełnego kolorowych kulek. Niestety wielkie było zdziwienie mamusi gdy po prostu wybuchnęłam płaczem i potem nie mogłam się uspokoić. Kulki jak widać na razie nie zostaną moją miłością :-)

Piątkowe popołudnie spędziłam na spacerze z koleżanką i kolegą z naszego osiedla. Dotleniłyśmy się trochę, nawet pospałam i jak już miałam dość siedzenia w wózku to zaczęłam marudzić i wróciłyśmy z mamusią do domku. Chyba przez to moje dotlenienie się (a może coś innego?) piątkowy wieczór rodzice spędzili na obejrzeniu filmu przy winku. Ja w tym czasie grzecznie spałam i obudziłam się tylko raz na karmienie :) Rodzice byli przeszczęśliwi. 

W sobotę rano nastąpiła natomiast rewolucja w moim pokoju. Rodzice przestawili regał i biurko tatusia, żeby zajmowały jak najmniej miejsca w pokoju. Po generalnych porządkach mamusia rozłożyła mój nowy dywan i tak oto mam już dokończony swój piękny pokój :-)



Popołudnie natomiast spędziliśmy na obiedzie w restauracji na Starym Mieście. Rodzice umówili się z wujkiem Konradem. Mamusia troszkę się obawiała jak to będzie ze mną i ile dam radę wysiedzieć. Ale że ja się wyspałam i miałam wyśmienity humor to skakałam, bawiłam się, cieszyłam, posiedziałam u wujka na rękach i potem skakałam jeszcze w wózku z asekuracją mamusi. Rodzice zjedli pyszny obiad, ja też zjadłam swój :) Dostałam też piękny balonik :) W restauracji byliśmy przez 3,5 h a jak wychodziliśmy to Panie kelnerki mówiły tatusiowi, że byłam najgrzeczniejszym dzieckiem :) zrobiłam też Pani kelnerce ładne "papa".

Wracając do historii łóżeczka turystycznego sprzed tygodnia to niestety mieliśmy dość spory problem z rozłożeniem go. Nawet dziadek próbował i nic. A że łóżeczko jest pożyczone to nie chcieliśmy go połamać i rodzice spakowali je z powrotem i zawiozą je do dziadków.

Z tematów innych niż wydarzenia dnia codziennego to chciałam powiedzieć, że dobry ze mnie gryzak jest. Gryzę wszystko co wpadnie mi w usta: stolik w salonie, wannę w łazience, kable, książki i łóżeczko, które wygląda jakby przebiegło przez nie stado bobrów. Mam nadzieję, że zjedzona farba z łóżeczka mi nie zaszkodzi. 

Nauczyłam się też wypinać język :) Mama się śmieje i próbuje go za każdym razem złapać :)

No i nauczyłam się też wchodzić na piętro stolika w salonie i schodzić z niego :) stawiam ostrożnie rączki przy schodzeniu i już nie zdarza mi się spaść - no chyba że się poślizgnę. W ogóle zrobiłam się ostrożną dziewczynką. Mama mnie chwali, że jestem taka mądra :)

Nadal uwielbiam też kąpiele z tatusiem :) Cały czas się śmiejemy i bawimy. Dlatego też jak tylko tatuś mnie wyciąga i zaczyna ubierać to głośno protestuję. 

No i na koniec najpiękniejsze zdjęcie jakie udało się zrobić mamusi. Mamusia jak na nie patrzy to za każdym razem się rozczula :)


Buziaki,
Laura

sobota, 21 listopada 2015

[ Opowieści Laury - mam już 35 tygodni ! ]



Cześć Kochani :)

Trzydziesty piąty tydzień za mną ;-) W poniedziałek czekała mnie wizyta u lekarza. Miałam odbyć ostatnią porcję szczepienia na pneumokoki. Zapytacie dlaczego "miałam"? otóż pisałam Wam że mamusia chorowała cały poprzedni tydzień. Ten tydzień mamusia chorowała nadal a do tego tatuś ciąga nosem i mnie też dopadł katar i lekki kaszel. Poszłyśmy na tą wizytę, ale Pani doktor powiedziała, że nie będziemy szczepić jak jestem przeziębiona i żeby dawać mi witaminę C. Do tego tata kupił mi kropelki na katar wpuszczane do noska. No i chyba nie muszę mówić jaka to trauma. Nie dość że musiałam mieć wpuszczane te kropelki to jeszcze mama wpuszczała mi do noska sól fizjologiczną i odciągała moje wyhodowane gile Fridą. Strasznie tego nie lubię, więc za każdym razem protestowałam, wyrywałam się i płakałam łzami jak grochy.

Wracając jeszcze do wizyty u lekarza to ważę już ponad 7600g :) Mama mówi, że wszystko co zjadam to wybiegam i wyskaczę :)

W środę mieliśmy wizytę cioteczek i wujków :) Przyjechało całe rodzeństwo tatusia. Dostałam w prezencie śliczną bluzkę ze świnkami morskimi i spodenki-półśpiochy. Będą jak znalazł jak tylko do nich dorosnę.

Ciocia Agata, wujek Adam i tatuś poszli na Marsz Niepodległości a ciocia Ania i wujek Piotrek zostali ze mną i mamusią w domku. Dużo się bawiliśmy, ciocia z wujkiem nawet mnie uspali i mama była z nich mega dumna :) Potem mamusia upiekła pięknie pachnące ciasteczka z czekoladą i zrobiła obiadek. Co jak co, ale ciasteczka zniknęły w mgnieniu oka i mamusia była przeszczęśliwa, że tak smakowały.

W tym tygodniu zaliczyłam też mega wypadek. Mega dlatego, że takiego odkąd żyję nie doświadczyłam. Otóż wspinając się w kuchni po meblach mamusia odruchowo zawiesiła na uchwycie do zmywarki ścierkę a ja ją pociągnęłam i poleciałam na ziemię obijając w drodze głowę w inną szafkę a potem w podłogę. Mama od razu mnie przytuliła, bo mocno płakałam. Po chwili zauważyła, że mam krew na ustach i zajrzała mi do buzi. Krwawiło mi dziąsło przy górnych ząbkach. Potem też wypatrzyła trochę krwi w nosku. No nic. Mama przez chwilę nawet się zastanawiała czy nie jechać ze mną na SOR bo strasznie się trzęsłam w tym płaczu - tak było strasznie. 

W związku z moją wywrotką mama zrobiła mi w salonie zagrodę, żebym nie wchodziła do kuchni. Jak na złość wtedy wywróciłam się więcej razy niż jak zagrody nie było, więc szybko wróciłyśmy do pierwotnego rozwiązania a mamusia poprosiła dziadka żeby przywiózł łóżeczko turystyczne. Mama miała plan, że jak będzie coś robiła w kuchni to będzie wsadzała mnie do kojca, żebym nie wspinała się po meblach i po jej nogach.

Dotarła też pocztą zamówiona przez mamę większa butelka do mleka. Od tej pory zjadam dużą porcję mleczka jakieś 2 razy dziennie. W nocy mamusia dokarmia mnie jeszcze cycem, ale strasznie często się budzę w nocy. Karmienie cycem zdarza się w ciągu dnia tylko raz. Oznacza to tylko tyle, że na dobre żegnam się z maminym mleczkiem.

Inną paczką przyszedł też zamówiony przez mamusię dywan do pokoju. Jest piękny! W następnym tygodniu mama zapowiedziała małe przemeblowanie i generalne sprzątanie pokoju, więc mam nadzieję, że mój pokój w końcu będzie wyglądał jak z marzeń :)

A czy wspominałam już, że mam kochaną i zdolną mamę? Mamusia zrobiła mi na szydełku przepiękny komin :)



Prawda że przepiękny? :-)

W piątek przyjechał w odwiedziny dziadek Wiesio. Szkoda, że tak krótko się bawiliśmy :-( dostałam też piękny prezent - kolejną książeczkę :-) prawie wszystkie moje książeczki zostały nadgryzione i tą nową mamusia mi daje tylko jak wspólnie ją czytamy :) a książeczka uczy kolorów! 

W niedzielę pojechałyśmy z mamusią do cioci Kasi. Był dziadek i wujek Mariusz. Wszyscy się super bawiliśmy, zjadłam obiadek i nawet spałam u cioci w łóżku. Wujek nawet pozwolił mi na sobie poleżeć :) Fajnie było. 

A jak wróciłyśmy do domku to okazało się, że tatuś w końcu powiesił w moim pokoju mój piękny żyrandol :) 

I tak minął mi ten tydzień :)

Kocham mocno,
Laurka

poniedziałek, 16 listopada 2015

[ Optima DHA - testowanie Streetcom ]

Kochani, 

znów udało mi się dostać do kampanii produktu na stronie Streetcom.pl. Ponownie jest to margaryna - tym razem Optima DHA (opinię o poprzednim produkcie znajdziecie TU).



Ja na swojej jedzeniowej drodze spotkałam się wcześniej z margaryną Optima Cardio. Zdarzyło mi się ją kupić parę razy ze względu na to, że przez jakiś czas często bywał u mnie mój tata, który ma chore serce i tego typu produkty są dla niego dozwolone. A jak już miałam w lodówce to i używałam :)

Optima DHA to nowy produkt z rodziny margaryn Optima, który ma wspierać prawidłową pracę mózgu i wzroku. 

Na początek trochę informacji czym jest owe DHA :) 
otóż DHA jest to - uwaga trudne słowo ;-) - kwas dokozaheksaenowy czyli wielonienasycony kwas tłuszczowy należący do grupy Omega-3 znajdujący się we wszystkich komórkach ciała człowieka. Jest on jednym z głównych składników budulcowych mózgu i siatkówki oka. 

Młode mamy na pewno wiedzą co to jest, bo przez okres ciąży i karmienia piersią zalecane jest uzupełnianie kwasów DHA :) Trzeba jednak wspomnieć że kwasy DHA są niezbędne na każdym etapie życia nie tylko w ciąży i podczas karmienia.

Głównym źródłem kwasów są tłuste ryby morskie a także owoce morza jednak pierwotnym źródłem DHA są algi morskie. Można też oczywiście uzupełniać kwasy tabletkami. 

Optima DHA powstała po to by zapoczątkować nowy sposób dostarczania DHA.

Paczka przyszła do mnie kurierem. W opakowaniu termicznym, które na pewno wykorzystam w podróżach, znajdowały się 4 opakowania margaryny - każde po 400 g, przewodnik oraz 15 ulotek do rozdania znajomym. 





Jak widzicie na zdjęciu nawet Laura zainteresowała się rozpakowywaniem paczki :)


Samo opakowanie margaryny jest czytelne i utrzymane zgodnie z poprzednimi jej "siostrami" tj Cardio i Omega-3. Lubię takie przejrzyste projekty bez zbędnych rysunków i innych grafik.

Skład przedstawia się następująco:


Co prawda producentem margaryn nie jestem, ale moim zdaniem fajnie by było jakby udało się uniknąć paru pozycji, np tłuszczu palmowego.

Kolejną rzeczą która rzuciła mi się od razu w oczy to to, że opakowanie jest duże, bo aż 400 g. Moim oczom po otwarciu opakowania ukazała się jednak dość duża przestrzeń, przez co wyszło jak z chipsami - pół opakowania to powietrze. Wagowo sprawdziłam i się zgadzało. To uważam za minus.



Jeśli chodzi o smak to mi odpowiada. Bardziej przepadam za naturalnym masłem, a odkąd mam Thermomixa to masło robię samodzielnie. Razem z osobami, które przetestowały margarynę ze mną próbowaliśmy wypunktować co nam się w tej margarynie podoba. Jak większość margaryn fajnie się rozsmarowuje, fajnie smakuje solo na chałce, świeżych bułeczkach czy chlebie. Nie ma sztucznego smaku a zapach uważam że jest neutralny. 

Raz usmażyłam na niej jajecznicę, raz użyłam do posmarowania blaszki do ciasta i w obu przypadkach margaryna się sprawdziła. 

Na ulotce dołączonej do zestawu, którą przekazywałam osobom testującym znalazły się nawet porady jak rozruszać szare komórki :) 

Całość oczywiście na plus. 

Dodatkowo każdy może wziąć udział w akcji "Wypróbuj za darmo" :) poniżej rozpiska jak to zrobić.



Dziękuję Streetcom.pl za możliwość przetestowania produktu :)

pozdrawiam,
diabelnieanielska

piątek, 13 listopada 2015

[ Opowieści Laury - mam już 34 tygodnie ]


próby zrobienia zdjęcia ząbkom :-) 

Cześć wszystkim :)

wykrakałam! mama się rozchorowała. Cierpiała strasznie, bo zaczęło się od bólu gardła, potem doszedł kaszel i kolejno katar, ból głowy i ból mięśni. Bidulka z tej mojej mamusi. Ja - widząc jak cierpi - byłam bardzo grzeczna. Mamusia kładła się w salonie na kanapie a ja grzecznie bawiłam się moimi zabawkami na macie. 

W związku z powyższym ten tydzień był mało interesujący. Poza poniedziałkową wizytą w aptece nie wychodziłyśmy w tygodniu na spacery. 

W sobotę jednak zaliczyliśmy całą trójką małą parapetówkę u mamy koleżanki. Znów było mnóstwo cioć i wujków i miałam z kim się bawić. Przez prawie całą imprezę tatuś się mną opiekował. Nawet udało mi się pospać troszkę u cioci w sypialni. Było bardzo fajnie, ale jak nadeszła moja pora kąpieli to dałam za wygraną zaczęłam już marudzić do wyjścia. Mamusia i tak była szczęśliwa chociaż mówiła, że za krótko i że nie zdążyła się nagadać. 

A w niedzielę 8 listopada wyszedł mi piąty ząbek! Uwierzycie? Już mam pięć ząbków. W związku z tym moje ulubione zajęcie to nadgryzanie łóżeczka albo stołu w salonie. Rodzice się śmieją, że to prawie jakbyśmy mieli bobra w domu. Brakuje tylko lecących wiórów. Nie wiem kto to jest bóbr, ale rodzice się śmieją, więc ja też się śmieję :)

Podczas mamy choroby znalazłyśmy nową rozrywkę. Bawię się z mamusią w chowanego w salonie. Mama raczkuje tak jak ja i chowa się za meblami, za piłką, za poduszkami i woła "Laura, gdzie jest mama?" i ja wtedy jej szukam :) a jak ją znajdę to mnie szybko łapie, przytula, daje całuski i krzyczy "A kuku!" :) Fajne te zabawy z mamą.

Nadal uskuteczniam moją miłość do elektroniki. Mam już dwie komórki, gryzę kable które napotkam na drodze, ostrzę ząbki na pilotach do telewizora, zabieram rodzicom ich komórki i uwielbiam a może nawet i KOCHAM drukarkę, która stoi schowana za łóżkiem w sypialni rodziców. Niech Was nie zmyli to stwierdzenie, że jest schowana, bo ja już doskonale znam tamte tereny i gdy tylko uda mi się uciec z salonu to biegnę ile sił w rączkach i nóżkach do drukarki. Czasem mama zdąży mnie złapać zanim dobiegnę, ale często mnie nie dogania :) Drukarka fajnie pika i wyskakują z niej kartki, które zdarza mi się zjeść. Mniam mniam :) Mama oczywiście potem zwraca mi uwagę i zabiera je a ja ostentacyjnie płaczę przez chwilę, żeby pokazać moje niezadowolenie.  

Uwielbiam również gotować z mamą w kuchni. Wspinam się po jej nogach ściągając jej przy tym spodnie. Ona się złości a ja się śmieję. Fajnie jak mnie trzyma na rękach żebym widziała co robi, ale jak musi użyć dwóch rąk i mnie odkłada to wybucham płaczem.

Przewinięcie mnie to nadal spore wyzwanie. Jako, że przewijak robi się na mnie powoli za mały to przewijamy się w salonie na macie. Mama nie zdąży mi umyć tyłeczka a ja - hop - i już jestem na czworakach. Oczywiście wycierając ufajdoloną dupkę w podłogę. Mama wtedy dostaje szału. Najlepiej mi się kica z gołym tyłeczkiem :) Mama dwoi się i troi żeby mnie utrzymać i przewinąć dlatego ostatnio przewijała mnie nawet jak stałam przy kanapie. 

W tym tygodniu uskutecznialiśmy karmienie mnie butelką i w końcu poszło :) tak więc teraz w ciągu dnia jem przeważnie z butli a mamusia ze dwa razy mnie podkarmia cycem a w nocy leci tylko cyc.

Tatuś przejął całkowicie moje wieczorne kąpiele. Odciąża mamusię, która i tak czasem zajrzy do nas, bo mówi, że nie może wytrzymać :) A z tatusiem jak to z tatusiem - zabawa w wannie zawsze jest przednia. Szkoda tylko że czasem a to zaleje mi oczy, a to opiję się wody :-P mi to jednak nie przeszkadza, bo super się bawimy razem. 

A jeśli chodzi o moje spanie, to w ciągu dnia jest ok i nie mam problemów z zaśnięciem. Gorzej jest w nocy, bo zdarza mi się budzić co godzinę :-( współczuję mamusi, bo jak do mnie tak wstaje to rano jest nieprzytomna... 

A co u Was?
Buziaki, 
Laurka

niedziela, 8 listopada 2015

[ Opowieści Laury - mam już 33 tygodnie !]


 Cześć i czołem kochani,

Pewnie się zastanawiacie dlaczego w tym tygodniu widnieje zdjęcie z brzuszkiem. Otóż tak wyglądał maminy brzusio jak miałam 33 tygodnie będąc jeszcze w brzuszku.

Do rzeczy - Ten tydzień minął z atrakcjami :) 
Przede wszystkim w poniedziałek przyjechała do nas Pani z mamusi nowym "mercedesem kuchennym" - Thermomixem. Mamusia odkładała na niego prawie 1,5 roku i w końcu się doczekała. Co za tym idzie - w tym tygodniu jedliśmy mnóstwo pysznych rzeczy.

We wtorek po wielu nieprzespanych nocach, krzykach i marudzeniach pojawiła mi się prawa, górna jedynka :) ależ mamusia była szczęśliwa :) Od razu mamusia zauważyła, że idzie mi też lewa jedynka, która pojawiła mi się w niedzielę - 1 listopada :-) Takim oto sposobem mam już 4 ząbki. Górne jedynki są na razie malutkie, ale mama i tak się śmieje i mówi, że wyglądam uroczo. No i chyba będę miała między nimi sporą przerwę :-P

Wyrzynanie się ząbków sprawiło, że w tym tygodniu byłam trochę niejadkiem. Pomimo, że bardzo lubię jeść to jakoś teraz jedzenie nie sprawiało mi przyjemności, zwłaszcza jeśli było ciepłe.

Jako, że mamusia niedługo planuje przestać mnie karmić cycem to podjęła się próby nakarmienia mnie mlekiem modyfikowanym. No nie powiem że mi się to podobało... Płakałam okrutnie, narozlewałam wokół siebie i z tego krzyczenia mama dała mi smoka to usnęłam i spałam całą noc. Mamusia na śpiocha musiała mnie nakarmić koło 4 i potem spałam aż do rana.

W piątek natomiast mamusia miała wychodne :) co za tym idzie zostałam sama w domku z tatusiem. Mama strasznie się denerwowała jak tatuś sobie poradzi, ale poradził sobie wyśmienicie. Oczywiście robił wiele rzeczy inaczej niż mamusia. Mamusia na przykład zawsze karmi mnie w foteliku, zakłada mi śliniak i tak dalej. Tatuś natomiast karmił mnie w łóżeczku jak stałam lub posadził mnie na łóżku. Mama jak się o tym dowiedziała, to powiedziała że tatuś ma szczęście że nie ubrudziliśmy kanapy w salonie bananem, bo banan mógłby się nie sprać. Mówiła, że by mu urwała coś, ale nie pamiętam. Chyba coś wspomniała o nogach i tyłeczku ;-) Cały wieczór się z tatusiem bawiliśmy. Jak byłam głodna to mnie nakarmił, przewinął gdy było trzeba a jak pracował przy komputerze to grzecznie bawiłam się sama w swoim łóżeczku. Potem mnie wykąpał i poszłam spać w łóżeczku. Jak mamusia przyszła to smacznie spałam :) A tata - jak to tata wolny wieczór uczcił zamówioną pizzą ;)

W sobotę też zostałam na 2 godziny sama z tatusiem, bo mamusia znów miała małe wychodne i poszła z tej okazji do fryzjera :)

Fajnie tak być z tatusiem :) mam nadzieję, że będziemy tak zostawali częściej :)

Niedziela minęła nam na pobycie w domku, bo mama się przeziębiła. Oby tylko mnie nie zaraziła!

Buziaki,
Laurka

czwartek, 29 października 2015

[ wściekłość, czyli masz babo dziecko to się nim zajmuj ]

Dziś zamiast opowieści będzie żalenie i złość.

Otóż.

Zostałam zaproszona na imprezę pożegnalną kolegi z pracy, który zdecydował się opuścić naszą firmę na rzecz innej. Impreza odbywa się w ten piątek. Plan był taki, że mąż wraca z pracy, przejmuje Laurę i daje mi PIERWSZY!!! raz od urodzenia dziecia naszego wyjść na miasto, spotkać się ze znajomymi a może i napić się drinka. 

A skoro plan jest taki jak powyżej to chciałam przygotować Laurę na tę okoliczność. Laurę i męża. Postanowiłam (na wszelki wypadek) spróbować napoić Laurę mlekiem modyfikowanym. Ja niestety mam już mało pokarmu i jakbym miała ściągać to trwałoby to tydzień albo dłużej. A i tak planuję niedługo odstawić Laurę i przydało by się żeby umiała i chciała pić mleko z butelki.

I tak oto wczorajszego wieczora postanowiliśmy zrobić test na relacji Laura-ojciec. Tatuś miał wykąpać Laurę, nakarmić kaszką i potem ewentualnie dopchnąć mleczkiem do snu. 
I skończyło się na "miał". 
Co do czego to zaczęły się teksty "no ale może ty wykąpiesz skoro ja mam nakarmić", "w piątek i tak jej nie będę kąpał", "po co mam ją usypiać - poczekam aż sama padnie", "skoro płacze to nie chce jeść" itd.

Kąpiel poszła jako tako. Ja w tym czasie przygotowałam kaszkę i mleczko. Wsadził Laurę do fotelika, pozapinał z wyrzutem, że przecież po co i po moim zdaniu "sprawdź czy nie za ciepłe" zaczął karmić Laurę, która momentalnie się rozwrzeszczała. Już abstrahując od tego, że idą jej górne ząbki i nie za bardzo lubi ciepłe jeść ostatnio. Mąż nie biorąc do serca moich słów rzucił się do mnie że chcę dziecko wrzątkiem karmić i że to moja wina, że on nie podmuchał i nie ostudził.
Ok. Kaszka wystygła - karmi dalej. "Laura no masz, no masz, jedz" wciskając jej łyżeczkę z kaszą na siłę do buzi. Ona płacze, odwraca głowę i się kręci. Mówię, że trzeba sposobem, że nie chce bo ją bolą dziąsła i trzeba ją ponamawiać a z miną jakby sam miał zaraz zwymiotować nie zachęci dziecka do jedzenia. Poza tym mam wrażenie że Laura od razu wyczuła jego nastawienie. Stwierdził, że ona nie jest głodna. 
Wkurzyłam się i sama ją nakarmiłam. Okazało się, że jednak głodna była. Zjadła do końca.

Potem przyszedł czas na usypianie. Mąż chwycił Laurę w pozycji jakiej ja ją karmię piersią. Zaczął się lament już w momencie przystawienia butelki z mleczkiem do jej buzi. Mąż oczywiście wpychał na siłę, ona się darła, a mąż darł się na mnie że on poczeka aż "sama do niego przyjdzie jak będzie głodna". 

Witki mi opadły. Najbardziej jednak zabolał mnie tekst "ty powinnaś to robić bo ty masz do tego rękę, instynkt itd." czyli tłumacząc prościej - ja jestem matką, więc wszystkie obowiązki przy dziecku należą do mnie. 

I jak dłużej pomyślałam to faktycznie wyszło, że mąż poza zabawą, przewinięciem od czasu do czasu i co jakiś czas kąpielą nie robi nic poza tym przy Laurze. Na spacer przez 7 miesięcy poszedł ze 3 razy po wcześniejszym przymuszeniu. Oczywiście w spacerze uczestniczyłam również ja - nie to że sam z siebie poszedł. Nie karmił, gdy zaczęła jeść już stałe posiłki, unikał jakiejkolwiek pielęgnacji dziecka bo "on się boi że zrobi krzywdę". Za całość wychowania, wykarmienia, wizyt lekarskich i wszelkich dobroci dotyczących córy odpowiadam ja. 

A co powiedziałam mężowi? Bo cały czas piszę co on. A co ja? Ja powiedziałam, że dziecka sama sobie nie zrobiłam i jeśli tak ma wyglądać jego wkład w wychowanie oraz wkład we wspieranie mnie to ja podziękuję i więcej dzieci nie chcę mieć. 

Mąż się obraził i stwierdził "no to nie".

Krew mnie zalała od stóp do głów.

No i tak. Ja jutro idę na to spotkanie. Mam tylko nadzieję, że godzinę po moim wyjściu nie dostanę telefonu "wracaj do domu, bo ona głodna/nie chce zasnąć/ciągle płacze/lub inne takie" .

A jak wy myślicie? Jestem sama sobie winna? Jak to wygląda u Was?

pozdrawiam,
diabelnieanielska

ps. post pisany emocjami. no bo musiałam gdzieś to wyrzucić. 

środa, 28 października 2015

[ Opowieści Laury - mam już 32 tygodnie !]


Czołem moi kochani,

początek tego tygodnia minął mi na ponownym dostosowywaniu się do mojego łóżeczka. Po wizycie u dziadków byłam troszkę płaczliwa gdy mamusia mnie zostawiała na chwilę samą lub gdy musiała coś porobić w kuchni albo w łazience. Ja chciałam się cały czas bawić. Poza tym moje noce nadal trochę rozregulowane. Mama podejrzewa, że idą mi górne ząbki, bo bardzo się ślinię i mama stwierdziła swoim fachowym okiem, że dziąsełka są troszkę napuchnięte. Daje mi też na wieczór syropek przeciwbólowy i smaruje mi dziąsła maścią. Oczywiście robi to tak szybko, żebym nie zdążyła się zorientować, bo bardzo tego nie lubię. Ale ja nie jestem taka - o nie! Teraz jestem już taka podejrzliwa, że nawet jak rano mama mi próbuje dać witaminkę D to i tak zaciskam z całej siły usta. Wtedy ona próbuje mnie przechytrzyć i daje mi zabawkę do gryzienia. A jak tylko otworzę usta to tak szybko mi wlewa płyn z "rybki" że nie zdążę ich zamknąć. Cwana jest :-(

Przewijanie mnie to kolejne zabawne historie. Mama mogłaby napisać o nich książkę. Ale co ja poradzę, że leżenie na pleckach jest dla małych matołków a ja już jestem dużą i mobilną dziewczynką? Doszło do tego, że mama przewija mnie najczęściej w salonie na macie z milionem zabawek, żeby jak jedna mi się znudzi od razu podać mi następną. To jest jakiś chwilowy sposób na przytrzymanie mnie leżącej na pleckach przez 2 minuty. Najzabawniej jest wtedy, gdy zrobię kupę bo mama musi działać w przyspieszonym tempie żebym nie usmarowała tyłeczkiem całej maty i podłogi. To znaczy zabawnie jest wg mnie, bo mamie wcale nie jest wtedy do śmiechu :-) 

Jeśli chodzi o mój rozwój to raczkuję jak szalona, staję jak szalona, umiem jedną ręką się trzymać mebla a drugą schylać się do podłogi po to żeby na przykład podnieść zabawkę. Uwielbiam piekarnik i wspinanie się po mamy nogach, gdy ta akurat krząta się w kuchni. Lubię zjadać ładowarki do telefonów i w ogóle wszelkie kable są moimi ulubionymi. Lubię patrzeć przez drzwi na balkon i rozmawiać z gniazdkami elektrycznymi :-) Nie lubię za to jak mama mnie ubiera lub przebiera. Krzyczę, złoszczę się i wiercę. Mimo to jak tylko mój wózek rusza to ja się uspokajam i grzecznie siedzę podczas spaceru. Czasem zdarza mi się zasnąć na spacerze, ale nigdy na dłużej, bo przecież jest tyle rzeczy do oglądania wokół. 

Jeśli natomiast jesteśmy już na spacerze to nie mogłaby nie wspomnieć o moich nowych znajomych. Mamusia napisała w ubiegłym tygodniu na naszym osiedlowym forum ogłoszenie czy są jeszcze jakieś młode mamy z dziećmi co by zabić wspólnie trochę czasu. I takim sposobem w środę poznałyśmy z mamusią Patrycję z małym Adasiem i Olgę z małą Natalią. Zajmowałyśmy z wózkami cały chodnik :) Poszłyśmy do naszego ulubionego parku na spacer i mama była zachwycona :) ja spacer przespałam prawie w całości :) 
Acha - Adaś i Natalka są moimi marcowymi rówieśnikami :) ale fajnie co nie?

W piątek poszłyśmy z mamusią ponownie do Qlka Cafe. Tym razem mamusia zabrała mnie na zajęcia, które nazywają się "5 zmysłów". Podczas zajęć Pani opowiadała wierszyki, śpiewała piosenki, dawała nam się bawić przedmiotami o różnych strukturach. Jak do basenu wrzuciła różne ziarenka to wszystkie dzieci ładnie się nimi bawiły a ja wtedy się rozpłakałam. Bałam się i mamusia trzymała mnie na skraju basenu i tylko dała mi dotykać tych ziarenek. No nic. Może innym razem mi się spodoba. 
Największą atrakcją całych zajęć był króliczek! prawdziwy króliczek! najpierw wszyscy go głaskali. Ja też! chociaż moje głaskanie kończyło się tym, że łapałam króliczka za "fraki" i wyrywałam mu trochę sierści :) po chwili straciłam jednak zainteresowanie i powspinałam się na mamusię. 
Całe zajęcia bardzo nam się podobały.

W sobotę wieczorem przyjechali do nas babcia Basia i dziadek Wiesio. Babcia powiedziała, że dziadek tęsknił i mówił o mnie tylko jak wyjechaliśmy z Podlasia. Ja też tęskniłam :) Fajnie było się znów pobawić z dziadkami. Szkoda tylko że tak krótko. 

W niedzielę pojechaliśmy z rodzicami na głosowanie - wybieraliśmy nowy rząd (to znaczy rodzice wybierali, bo ja jestem za mała) :) A po głosowaniu byliśmy zaproszeni w odwiedziny do cioci Oli i wujka Michała i ich córki Agi. Pamiętacie ich? Aga to ta dziewczynka co nie pozwalała mi się wspinać na jej rodziców i nie pozwalała bawić mi się jej piłeczkami.. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Było nawet tak, że jak wpinałam się na krzesło to próbowała odchylać moje paluszki i raz to prawie upadłam. Poza tym jak już się po ponad 2 godzinach oswoiła ze mną to nawet dawała mi swoje zabawki - oczywiście poza lalkami i piłeczkami. Ale mi wystarczyły tylko zabawki które wzięła mi mamusia :)

No i to chyba na tyle :)
A Wam jak minął ubiegły tydzień?
Całuski, 
Laura

środa, 21 października 2015

[ Opowieści Laury - mam już 31 tygodni ! ]



Cześć Kochani

cały tydzień u dziadków! tyle miałyśmy z mamusią planów, że po naszych krótkich wczasach wróciłyśmy bardziej zmęczone niż wypoczęte :P

ale po kolei.

Poniedziałek rozpoczęłyśmy spacerem na zakupy. Zaszłyśmy z mamusią po drodze zanieść moje zdjęcia do wywołania. Mamusia planuje zrobić duży album z tylko moimi zdjęciami, więc od dawna już segreguje zdjęcia do druku. W końcu udało nam się je zanieść. Do tego mama u fotografa wypatrzyła w końcu ramkę która jej się spodobała na serduszko z mojego pokoju, które stworzone jest z mojego imienia, daty porodu, wagi i wielu innych określających mnie słów. Na razie mamy je w ramce w wymiarze 10 cm x 15 cm ale mamusia chce powiesić je w dużym rozmiarze na jednej ze ścian mojego pokoju. 

Potem skoczyłyśmy do Pepco. Mama chciała kupić mi ciepłe rzeczy, bo tak się ochłodziło z dnia na dzień, że skończyłam z jesienną kurteczką w mojej szafie i brakiem cieplejszych ubrań. Kupiłyśmy kombinezon jednak okazało się po powrocie do domku, że jednak będzie za mały i musiałyśmy go oddać. Nic jednak straconego, bo w środę udało nam się kupić inny. Doczekałam się też cieplejszych spodni, czapki i rękawiczek :) teraz musimy jeszcze upolować jakiś szaliczek. 

We wtorek babcia Basia wzięła w pracy wolne i razem z mamusią szalały w kuchni przygotowując buraczki do słoików na zimę. Część nawet będzie dla mnie, bo są bez przypraw. Babcia nawet pozwoliła mi się bawić reklamówką z nakrętkami do słoików. Narobiłam hałasu co nie miara ale nowa zabawa bardzo mi się podobała. No i przede wszystkim muszę przyznać że bardzo lubię buraczki :)

Koło 14 przyjechała do nas ciocia Ania. Bawiła się ze mną na wydzielonej do zabawy strefie :) Babcia Basia przygotowała mi wszystko tak, żebym nie zrobiła sobie krzywdy. Mimo wszystko mi i tak najbardziej podobają się strefy zakazane czyli na przykład wspinanie się na ławę w salonie i wchodzenie pod nią :) 
Pod wieczór jak już ciocia Ania się zbierała przyszła babcia Ala. Tak więc przez cały dzień miałam fajne towarzystwo do zabawy. Babcia została aż do kolacji :)

W środę odebrałyśmy z mamusią zdjęcia idąc do Babci Ali. I cały dzień spędziłam na zabawie z ciocią Agatą, ciocią Anią i babcią. Nawet na chwilę miałam innych gości, bo przyszła ciocia-babcia Basia z ciocią Kasią i ciocia babcia Bożena, która przyniosła kilka ubrań, które niestety są jeszcze na mnie za duże :) 
wszyscy nie mogą wyjść z podziwu jak ładnie już staję, rozmawiam "po swojemu" i szybko raczkuję. 
Pod wieczór przyjechał po nas dziadek Wiesiek i w domku nadal miałam mnóstwo zabawy. 

W ogóle to dziadkowie pożyczyli specjalnie na mój przyjazd fotelik do karmienia i kojec turystyczny w którym spałam. W ciągu dnia siedziałam w foteliku lub łóżeczku wiklinowym i się bawiłam. Nauczyłam się spacerować wokół łóżeczka i umiem już siadać bez upadku i schylać się po zabawki trzymając się jedną rączką barierki. Całkiem nieźle mi to idzie. Oczywiście parę razy się przewróciłam, ale jak to powtarza mamusia "jak się nie przewrócę to się nie nauczę". A teraz już umiem ładnie siadać i zanim pacnę dupcią do dołu to oceniam sytuację i jestem bardzo uważna w tym co robię.

W czwartek rano wybrałyśmy się z mamusią na zakupy, bo po południu odwiedziły mnie ciocia Ada i ciocia Ewa. Wracając ze sklepu zasnęłam, a że była bardzo ładna pogoda i świeciło słoneczko to mamusia posiedziała sobie na bujanej ławce na podwórku jak spałam. Wiatr szumiał, ptaszki ćwierkały a woda w oczku wodnym dziadka przyjemnie pluskała. Super mi się spało.
Potem mamusia zrobiła ciasto marchewkowe a babcia zrobiła sałatkę i upiekła zapiekankę brokułową. Ciocie były mną zachwycone :) skakałam strasznie z radości i bawiłam się z cioteczkami. Pufy, które babcia Basia postawiła jako ochronę przed przechodzeniem z placu zabaw na stronę mieszkaniową na nic się nie zdały, bo właśnie podczas wizyty moich cioć nauczyłam się na nie wdrapywać :) Dostałam też w prezencie kołderkę na chłodniejsze, zimowe noce :) Musimy jeszcze z mamusią kupić poszewkę na nią :)

A w piątek byłyśmy z mamusią umówione na wizytę u mamy koleżanki ze szkoły podstawowej - Kamili i jej synka Olka. One były w gościach u nas poprzednio jak byliśmy na Podlasiu po chrzcinach, więc teraz my odwiedziłyśmy ciocię i Olka w ich domu. Mamusia kupiła Olkowi super ciuszki na prezent a ja dostałam sensoryczną książeczkę, którą od razu polubiłam.
Olek chociaż jest ode mnie 6 dni młodszy jeszcze nie raczkuje i nie siedzi. Przeważnie leżał w bujaczku. Mieliśmy przez to ograniczone pole do zabawy, ale jak sobie leżał nie mogłam sobie darować i trochę go pozaczepiałam. Denerwował się jak go ciągałam za nóżki i jak zabierałam mu butelkę jak jadł :) mamusia mówiła, że tak nie można ale on wtedy tak fajnie na mnie warczał i nie mogłam się powstrzymać. Po intensywnej zabawie oboje padliśmy spać i wtedy mamusia z ciocią miały czas żeby spokojnie porozmawiać.

Potem ciocia podprowadziła nas do babci Ali i siedziałyśmy tam aż się ściemniło a ja padłam ze zmęczenia. Mama, babcia i ciocia Agata ubierały mnie na śpiocha i nawet się nie obudziłam. Dopiero po drodze do domku, jak mijałyśmy przejazd kolejowy to się obudziłam, bo akurat przejeżdżał pociąg. 

W sobotę przyjechał tatuś :) wskoczył do mnie jak szalony i się tak przestraszyłam, że się mocno rozpłakałam i nie mogłam się uspokoić. Dopiero po chwili się uspokoiłam i tatuś mógł mnie wyprzytulać po tygodniu rozłąki. 

Od razu pojechaliśmy do babci Ali i dziadka Wieśka a tam był i wujek Adam i wujek Piotrek. Wszyscy znów się ze mną bawili i dostałam nawet prezent od mojego chrzestnego - rybki do kąpieli :) 
Jak wracaliśmy od dziadków to zgarnęliśmy z pociągu wujka Mariusza. Babcia Basia i dziadek Wiesio nie wiedzieli, że wujek przyjeżdża i zrobiliśmy im niespodziankę. 

A wieczorem pojechaliśmy całą rodziną na imprezę pradziadka. Mój pradziadek Kazik wyplata koszyki. Powstał o nim krótki film i właśnie na tej imprezie film był wyświetlany i była wystawa rękodzieła pradziadka. Był poczęstunek i nawet udało mi się skubnąć trochę chlebka i tortu :) Była duża część naszej rodziny i większość z nich miałam dopiero okazję poznać. Najbardziej spodobał mi się wujek Paweł i podobno się go bardzo wstydziłam jak dawał mi kawałki biszkoptu z tortu ze swojego talerza :) Po całej imprezie została spontanicznie zorganizowana impreza u nas w domu. Było nas 11 osób :) Ja jak to na mnie przystało bawiłam się na imprezie prawie do północy :) 

Niedziela upłynęła nam szybko, bo chcieliśmy wcześnie wyjechać do Warszawy. Po drodze zajechaliśmy jeszcze do pradziadków - prababci Zdzisi i pradziadka Jasia. Całą pozostałą drogę przespałam jak zabita - po takich atrakcjach musiałam się porządnie wyspać.

Tak minął mi cały tydzień :) zleciało bardzo szybko :)
Kolejna dłuższa wizyta dopiero na święta Bożego Narodzenia. Może wtedy już będę chodziła :) wszyscy się śmieją, że będzie trzeba w tym roku powiesić wyżej bombki a ja ze względu na to, że jestem najmłodsza w rodzinie będę wyciągała spod choinki prezenty :) 
już się nie mogę doczekać!!

całusy,
Laura

niedziela, 18 października 2015

[ Opowieści Laury - mam już 30 tygodni ! ]


Cześć i czołem :)

Tydzień 30. Ale ten czas leci. 

W tym tygodniu rozpoczęłyśmy z mamą poniedziałek na szczepieniu i zakupach :-) Szczepienie poszło prawie gładko :) Ładnie przybrałam na wadze i Pani doktor mnie pochwaliła. Na szczepieniu prawie nie płakałam i mamusia była ze mnie bardzo dumna. Oczywiście jak zwykle musiałam coś zrobić śmiesznego i tym razem nadgryzłam kartę z którą musiałyśmy z mamusią pójść od pediatry do pokoju pobrań :) Panie na recepcji się tylko zaśmiewały :)

Po szczepieniu wyruszyłyśmy z mamusią na wycieczkę do Lidla. Obkupiłyśmy się co nie miara: trzy sukienki, rajstopki, body, skarpetki i zabawka :) 


Po zakupach wróciłyśmy sobie spacerkiem, bo była piękna pogoda. Troszkę już czuć jesień w powietrzu.

W środę natomiast był bardzo przyjemny dzień. Blogowa ciocia Kasia zaprosiła nas do Qlka Cafe na wspólne wariowanie. Była jeszcze jedna ciocia ze swoją córeczką - koleżanka Kasi. Wszystkie ładnie się bawiłyśmy. Nie obyło się bez mojego łobuzowania. Pomimo że na początku byłam spokojna bo musiałam zapoznać się z otoczeniem to potem poszło gładko i toczyłam małe bitwy o zabawki, ciągałam koleżanki za włosy i ciągałam je też za nóżki :) było bardzo sympatycznie i mamusia obiecała że jeszcze tam się pojawimy. Mamusia w tym czasie porozmawiała sobie z innymi mamami i posłuchała ciekawego wykładu o chustonoszeniu pijąc sobie świeży sok z ulubionych jej ostatnio grapefruitów. Była bardzo zadowolona :) Wracając do domku mama strasznie przemarzła, bo był duży i zimny wiatr a my musiałyśmy dość długo czekać na przesiadce na tramwaj niskopodłogowy. Ja na szczęście byłam opatulona od stóp do głów.

Sobotni dzień spędziłyśmy z mamusią u jej koleżanki i nowego dzidziusia :) Mała Julka jest przesłodka :) próbowałam ją troszkę pozaczepiać, połapać za buzię i za nóżki ale mamusia mi nie pozwalała i mówiła że powinnam delikatnie jej robić cacy cacy a nie wkładać palce do oczu :) Potem jak Julcia leżała w bujaczku to ja stawałam obok i na nią patrzyłam. Do tego ciocie mnie zabawiały i się zachwycały jak ładnie raczkuję i jak wstaję. Potem przyszła druga moja nowa koleżanka Ola, ale taka z niej była wstydziocha, że nie chciała się za bardzo bawić. Dopiero na sam koniec przyniosła mi swoje zabawki i nawet przestała ode mnie uciekać jak ją zaczepiałam :) 
No i się dowiedziałyśmy z mamusią, że już w kwietniu następnego roku pojawi się na świecie kolejna koleżanka lub nowy kolega :) jeszcze nie wiadomo, ale już się cieszę, że nasze grono się powiększa :)

Po wizycie u małej Julki wróciłyśmy z mamusią do mieszkania po tatusia i pojechaliśmy na Podlasie do dziadków :) ale się wszyscy ucieszyli z naszego przyjazdu :) 

Całą niedzielę spędziliśmy u rodziców tatusia a pod wieczór odwiedziliśmy jeszcze moich pradziadków. Dostałam piękny sweterek i spodenki, ale na razie są na mnie troszkę za duże. A jak wracaliśmy to zasnęłam w pozycji którą mama nazywa "na pijaczka" :)


Moje obecne postępy to coraz większe zapędy do kombinowania. Mamy w kuchni takie wysokie, barowe krzesła które mają podnóżek. Do tej pory jak dochodziłam do krzesła to uderzałam głową w podnóżek a teraz już umiem przeczołgać się pod nim :) mama była zaskoczona, że tak szybko poszło. Do tego mamusia czasem jak uciekałam to siedząc obok robiła mi przegrodę ze swojej nogi. Teraz już albo przechodzę nad nią albo pod nią :) 

Lubię się wszędzie wspinać. Ostatnio na przykład wspięłam się na koszyk pod wózkiem. Problem polegał na tym, że nie wiedziałam potem jak z niego zejść i oczywiście co zrobiłam? Rozpłakałam się i mamusia musiała mnie ratować :-) Ta moja mama to jest bohaterka. Zawsze mnie ratuje z opresji.


No i nie mogę zapomnieć o tym, że jak tylko słyszę klucz w drzwiach to od razu raczkuję do drzwi z dużym uśmiechem na ustach :) Cieszę się i skaczę z radości, że to tatuś wrócił do domku :) a potem mamy przeważnie rytuał leżenia w sypialni i tarmoszenia się z tatusiem :) tata czasem tak mocno mnie przytula, że aż muszę poudawać że płaczę żeby mnie puścił ;)

Powoli też wracam do rytmu spania. Znów udaje mi się przespać około 6-7 godzin bez pobudki. Potem budzę się koło 3.00-4.00 nad ranem i po jedzeniu śpię do około 6.00.

Nadal wstaję przy meblach chociaż już coraz śmielej. Uczę się nie przewracać ale czasem kiepsko mi idzie. Mamusia nawet jak się przewrócę to za każdym razem mocno mnie tuli i pociesza, że i tak jestem zdolniacha.

I to chyba na tyle :)
Następny tydzień spędzamy z mamusią na Podlasiu i mamy całkiem napięty grafik, więc wyczekujcie kolejnych opowieści :)

całusy,
Laura

poniedziałek, 12 października 2015

[ Blogosfera Canpol Babies - edycja 12 ]




Cześć :-)

TU pisałam Wam, że biorę udział w kolejnej edycji Blogosfery Canpol Babies. Tym razem trafiła do nas do testowania karuzela "Zamkowa".







Jak to już bywa największą frajdę sprawiła Laurze zabawa pudełkiem :) teraz strasznie kręcą ją pudełka, reklamówki, papierki. Już przy rozpakowywaniu zobaczyłam bardzo ładnie i estetycznie wykonane pluszowe zabawki. Muszę powiedzieć, że koń, rycerz i smok prezentują się super. Chociaż może gdybym była dzieckiem uśmiech smoka trochę by mnie zaniepokoił ;)



Samo złożenie karuzeli było trochę problematyczne, bo część łącząca stelaż z pozytywką była dość ciasna  co w momencie, gdy trzeba było obie części o siebie zaczepić stanowiło niemałe wyzwanie. Jednak w momencie, gdy potem Laura leżąc w łóżeczku pociągała za pluszaki zrozumiałam, że gdyby zaczep był lżejszy to po prostu byłaby w stanie zrzucić na siebie wszystko włącznie z pozytywką. 

Samo zamontowanie na łóżeczku natomiast zostało zrobione bardzo prosto i nawet dziecko by sobie z tym poradziło :-) co uważam oczywiście za duży plus, bo szybko możemy zdjąć karuzelę i na przykład przełożyć ją w inne miejsce lub wziąć ze sobą w podróż.

Minusem było to, że musiałam dokupić baterie, co spowodowało, że nie mogłyśmy od razu zainstalować karuzeli i od razu się nią cieszyć. Przeważnie baterie są w zestawie - przynajmniej tak często spotykałam karuzele. 

Po złożeniu wszystkiego i zainstalowaniu już z bateriami położyłam Laurę w łóżeczku i włączyłam pozytywkę.




Melodii jest 12. Niestety według mnie jest to dość sporym minusem, bo melodii jest dużo a są króciutkie. Sama nie byłam w stanie skupić się na tym co gra a co dopiero Laura. Wolałabym żeby melodii było kilka mniej ale za to dłuższe, tak aby dziecko mogło się zasłuchać i skupić. Przeważnie tego typu produktu używane są do usypiania dziecka. Nawet na opakowaniu jest informacja, że kołysanka ma uspokoić dziecko i ułatwić zasypianie. Ciężko mi sobie wyobrazić usypiającą się Laurę przy skocznej "Stary MacDonald farmę miał". 

Poza tym bardzo ulepszyłaby korzystanie z tej karuzeli regulacja głośności, której niestety nie ma. Wydaje mi się, że o ile w dzień jest w miarę ok to w nocy jest trochę za głośno. Mąż będąc w drugim pokoju krzyknął tylko, że on przy tak głośnym urządzeniu raczej by nie usnął :) A Laura przy kilku pierwszych uruchomieniach karuzeli od razu zaczynała płakać. Dopiero za którymś razem zaczęła się bawić i przestała reagować płaczem. 

Zabawki są mega! Na duży plus jest to że są przyczepione na rzepy, przez co wiele razy sprawdziły się nam jako oddzielne zabawki. Laura uwielbia je ściągać z karuzeli. Każda zabawka ma również w sobie niespodzianki. Smok szeleści a koń i rycerz są grzechotkami o różnych dźwiękach. do tego każda zabawka ma mnóstwo metek, które Laura uwielbia gryźć i ciągać paluszkami :-)

Karuzela oczywiście obraca się. Laura ma w zwyczaju siadać i łapać pluszaki co przy poruszaniu się nie jest wcale łatwe :) ma z tego dodatkową zabawę. Na środku pałąka z zabawkami jest też lusterko a wiadomo, że dziewczynka + lusterko to szczęście :) 

Podsumowując po pierwszych przejściach z głośnością i płakaniem teraz Laura karuzelę bardzo lubi :) myślę, że gdyby melodie były dłuższe i dostosowano by regulację głośności to produkt byłby idealny do usypiania dziecka a tak bawimy się przy muzyce po prostu w dzień  :) 

dziękujemy CanpolBabies za możliwość przetestowania karuzeli  :-)

pozdrawiamy, 
diabelnieanielska i Laura