niedziela, 31 stycznia 2016

[ Opowieści Laury - mam już 45 tygodni !]



Cześć i czołem,

Poniedziałek zaczął się dla mnie wyjątkowo fajnie. Poszłyśmy z mamusią i naszymi osiedlowymi znajomymi do "Klubu Malucha", który mamy w bloku na parterze. Wystarczy wziąć klucz od ochrony i można szaleć do woli. Ale było fajnie! 



W klubie są klocki, plastikowy domek, jeździki, zjeżdżalnie i wiele innych atrakcji. A przede wszystkim jest mnóstwo miejsca do raczkowania. Okazało się, że moja koleżanka starsza o 2 tygodnie ode mnie już chodzi :) fajnie ma. Ja na razie puszczam się stojąc na kanapie i kilka sekund udaje mi się wytrzymać a potem upadam na pupę. Mama za każdym razem bije mi brawo :-)

We wtorek wybrałyśmy się z mamusią na spacer. Przy okazji zaszłyśmy na pocztę wysłać Laurki do dziadków. Spacer był przyjemny choć było dość chłodno. Przeszłyśmy się po parku w śniegu. Mama potem tylko narzekała, że po wjechaniu wózkiem do mieszkania ma przy drzwiach błotno-solną powódź. Uroki zimy w mieście...

Jako, że naczelny/rodzinny lekarz tj. ciocia-babcia powiedziała, że najprawdopodobniej jestem uczulona na laktozę mamusia próbowała mi podawać mleko ryżowe i kleik ryżowy. O Boziu jakie to niedobre.. Mama zmiksowała mi to z bananem, którego uwielbiam i już było trochę lepiej, ale nie na tyle, żebym z chęcią piła to okropniaste coś. 

W środę wyszedł mi mój ósmy ząbek :) Mama się cieszyła, że w końcu będę miała symetrycznie po 4 zęby na dole i na górze :)

W czwartek obchodziliśmy Dzień Babci a w piątek Dzień Dziadka. Niestety my świętowaliśmy na odległość. Obie babcie i dziadkowie dostali moje laurki :) 


Jakby ktoś się domyślał, to moje rączki są płatkami kwiatków :)
Wszyscy podobno się bardzo wzruszyli a ja byłam (no i mamusia) przeszczęśliwa :) 

Nauczyłam się mówić mama, więc chodzę i powtarzam to cały dzień. Mama pożaliła się tacie, że czasem ma już dość bo jej głowa pęka od tej mojej gadaniny a tata tylko odpowiedział, żeby nie udawała takiej biednej :)

W czwartek byłyśmy na wizycie u lekarza. Miałam mieć szczepienie na pneumokoki ale przez to moje uczulenie znów mi się upiekło. Podsumowując wizytę to mam już 77 cm wzrostu - Pani doktor powiedziała, że jestem "długa glizda". Ważę 8,5 kg czyli jestem drobna a wysoka. A moje uczulenie nie jest uczuleniem na laktozę tylko na białko mleka krowiego - najprawdopodobniej. Pani doktor przepisała mi nowe mleczko i zastrzegła, że jest niedobre i żeby na początku mieszać z moim bebiko i jak nie będę czuła różnicy to zmniejszać ilość bebiko. Mama tak zrobiła i najpierw wymieszała mi pół na pół potem co karmienie zmniejszając o jedną miarkę bebiko i takim sposobem w sobotę w sobotę nad ranem dostałam już tylko nowe mleko i bez problemu je wypijam. 

Wracając od lekarza odebrałyśmy z paczkomatu mój nocnik. Mama mnie na nim posadziła, ale od razu uciekłam. Do końca tygodnia siadałam na nim kilka razy, ale nie bardzo wiem do czego służy. Mama mówi, że jeszcze się nauczę do czego jest :-)

A w piątek rano mamusia pojechała do lekarza. Jak wróciła to wzięła mnie na rączki i powiedziała, że będę starszą siostrą :) Nie wiem czy to dobrze czy źle, bo najpierw się cieszyła a potem płakała. Tata też się cieszył, więc obstawiam, że to chyba dobrze.

Po południu znów zawitałyśmy z mamusią do naszego osiedlowego klubu :) Razem z Natalką dużo czasu spędziłyśmy papugując od siebie zachowania. Ona jadła to i ja chciałam, ona piła to i ja piłam a jak ja jeździłam na jeździku to i ona chciała. Tylko, że ona chciała akurat na tym co ja i był płacz. Była super zabawa.

O sobocie wspomnę tylko, że jak udało mi się zabrać mamie telefon to zrobiłam sobie swoje pierwsze selfie ;) Mama jak je zobaczyła to się strasznie zaśmiewała :) 


W ogóle to tata się dziwi, że umiem już rozróżnić jego telefon od mamy i w zależności od tego, który uda mi się dorwać to wiem jak go odblokować :)

W niedzielę zawitaliśmy w odwiedziny do cioci Kasi. U cioci jest fajnie. Ciocia pozwoliła mi siedzieć na parapecie i dała mi ananasa do spróbowania i cytrynę. Po ananasie niestety trochę mi podrażniło buzię ale był smaczny. No i największą frajdą było jak mnie na kocyku woziła po całym salonie :)

Przechodzę też już etap buntu. Jak mi się czegoś zabroni, jak mama nie da mi swojej komórki albo jakiejś innej rzeczy którą akurat chcę to kładę się na podłodze i ostentacyjnie macham rączkami, nóżkami i płaczę. Mama najpierw się śmieje a potem przestaje na mnie zwracać uwagę i po chwili jak widzę, że na nic moje bunty to znajduję sobie jakieś inne zajęcie. Mimo wszystko nadal dzielnie próbuję, bo może za którymś razem uda mi się coś wywalczyć.

No i jeszcze jak rozmawiam z kimś przez wideokonferencję to czasem wchodzę w etap popisywania się. Skaczę, fikam, wariuję na całego. Aż tata mówi, że może ktoś mi czegoś dosypał do jedzenia :)

I to na tyle w tym tygodniu!

Buziaki,
Laurka

środa, 20 stycznia 2016

[ Opowieści Laury - mam już 44 tygodnie ! ]


Cześć i czołem,

W tym tygodniu znów sporo się działo :-)

Zacznę od tego, że w poniedziałek powiedziałam "Mama" i "Baba"  :) mamusia była przeszczęśliwa, że tak ładnie mówię ;) tata oczywiście nie uwierzył dopóki sam nie usłyszał :)

Wieczorem mamusia miała wizytę u lekarza, więc wieczór spędzałam z tatusiem. Nie za bardzo mógł sobie ze mną poradzić i po 1,5 h dzwonił do mamy, że już nie ogarnia. Dzwonił też do babci, ale co ta biedna babcia może pomóc przez telefon. Jak mamusia wróciła około 21.30 to się zdenerwowała, że jeszcze nie śpię. Oczywiście zdenerwowała się na tatę a nie na mnie. Mi to zawsze wszystko uchodzi na sucho :-) Jak mama weszła to tata był w trakcie grzania wody na mleko dla mnie. Jak mama się dowiedziała, że tata chce we mnie wciskać drugie mleko w przeciągu 2 godzin to mama prawie zawału dostała i powiedziała mu, żeby sam zjadł dwie takie duże kolacje i poszedł grzecznie spać jeśli do tej pory wszystkiego nie zwróci. Ech ta mama to taki nerwus. Mimo to wzięła mnie od razu na rączki i w ciągu pięciu minut już spałam. 

Taty teoria była oczywiście taka, że on mnie tak wymęczył że prawie i tak już spałam. Mama i tak powiedziała, że wie swoje. 

Jak już spałam a mamusia była też już w łóżku to tata zaczął wołać mamę żeby szybko przyszła mnie posłuchać. Okazało się, że chrapię - jak tatuś ;-)

W środę poszłyśmy z mamusią na spacer. Było troszkę zimno, ale i tak udało mi się pospać z pół godziny. Fajnie było tak wyjść, bo ostatnio więcej siedzimy w domku przez mrozy. Mimo to i tak fajnie spędzamy czas. Mamusia mi czyta baśnie (których kartki udało mi się trochę naderwać...), bawimy się szczeniaczkiem-uczniaczkiem, wkładamy klocki do sowy i chodzę dużo przy moim chodziku.. Największą jednak frajdę daje mi rozkładanie i rozrzucanie mojej maty piankowej i karmienie pieska kółkami z wieży :) mama za każdym razem się cieszy, że tak ładnie umiem się dzielić rzeczami. Jak wyciąga do mnie rękę i mówi, żebym dała np Misię a ja jej oddam to jest taka szczęśliwa!

W tym tygodniu przyszła w końcu pocztą moja skrzynia na zabawki. Nauczyłam się już na nią wspinać :) no i raz już przycięłam sobie paluszki pokrywą, ale mama mnie uratowała :)


W czwartek przez cały wieczór czekaliśmy na księdza, który miał przyjść z kolędą. Niestety ja już nie doczekałam, bo przyszedł po 20.00. Dostałam za to bardzo ładny obrazek, który mamusia powiesiła u mnie w pokoju :)

W sobotę natomiast byliśmy zaproszeni do cioci Mileny i wujka Michała na parapetówkę i odwiedziny u ich 5 miesięcznej córeczki. W ogóle było aż 5 dzieci i bardzo mi się podobało :) tak bardzo, że jak przyszła moja pora spania to za nic nie chciałam spać :) fikałam sobie radośnie po całym salonie i usnęłam dopiero przed 23 jak już byliśmy w domku :) dostałam też kilka prezentów, np samoczytającą się książeczkę :) mama mówi, że ludzie już całkiem na głowę upadli skoro nawet nie chce im się czytać :)

A w niedzielę atrakcją dnia był spacer z tatusiem :) w tym tygodniu spadło sporo śniegu i poszliśmy się przewietrzyć. Nie było nas godzinę i troszkę zmarzliśmy, ale za to mamusia była szczęśliwa, że mogła odsapnąć :)

No i wieczorem zadzwoniła babcia i powiedziała, że nasza rodzinna specjalistka medyczna powiedziała, że moje zmiany na skórze, które mam od jakiegoś czasu są prawdopodobnie spowodowane nietolerancją na laktozę. W następny czwartek idziemy na wizytę do pediatry to musimy z mamusią koniecznie się dowiedzieć co z tym zrobić :)

I to tyle,
buziaki - Laura! :)

niedziela, 17 stycznia 2016

[ Opowieści Laury - mam już 43 tygodnie !]



Cześć :-)

kolejny tydzień za mną. 

Po pierwsze - najważniejsze - mam już siódmego ząbka! W końcu! Dzień poprzedzający jego wyjście był ciężki zarówno dla mnie jak i mamusi. Płakałam, marudziłam, nie chciałam jeść i nawt zdarzyło mi się ugryźć mamusię... Mamusia oczywiście starała mi się bardzo pomóc - smarowała dziąsła maścią, dawała gryzaki, pozwalała mi gryźć wszystko co wpadło mi do rączek i dawała leki przeciwbólowe jak już byłam na skraju wytrzymałości. Kochana ta mama!

Bolało mnie tak bardzo, że jak gryzłam moją Misię to cała była zakrwawiona. To było straszne. Mamusia mówiła potem tatusiowi, że jeszcze przy żadnym z ząbków nie miałyśmy tyle przeżyć. Na szczęście mam już to za sobą. Biały ząbek wychyla się powoli na wierzch i mamusia cały czas mi powtarza, że pięknie się uśmiecham tymi moimi siedmioma zębiskami :)

W środę obchodziliśmy święto kościelne Trzech Króli. Z tej okazji poszliśmy z rodzicami do kościoła. W kościele było fajnie :) Nie chciałam siedzieć w wózku, bo wszyscy stali do mnie plecami i nic ciekawego się nie działo. Jak zaczęłam się wiercić i marudzić to tatuś wziął mnie na ręce. Ale było fajnie! Mogłam się rozglądać dookoła i podziwiać. Poznawałam nowe twarze. Spodobała mi się Pani stojąca za mną, bo jak się do niej pouśmiechałam to mnie zaczepiała. W pewnym momencie poczułam się tak swobodnie, że zaczęłam "gadać" :) mama szybko zareagowała i wetknęła mi smoka do buzi :) Potem się strasznie zaśmiewała, że taka jestem zaczepka, że zaczepiam obcych :)

W sobotę mieliśmy gości. Mamusia od rana krzątała się po kuchni, tatuś w tym czasie sprzątał a ja pomagałam raz mamie a raz tacie :) Goście troszkę się spóźnili, ale potem było fajnie :) wszyscy się ze mną bawili, dostałam kilka prezentów i po kąpieli poszłam grzecznie spać :) 

A niedziela była w kościele Niedzielą Chrztu Pańskiego i dostaliśmy wcześniej pocztą informację, że zapraszają wszystkie dzieci ochrzczone w 2015 roku na ponowienie chrztu :) Wybraliśmy sie z rodzicami. Tata nie wziął czapki ani szalika, bo ostatnio się trochę ugrzaliśmy w kościele i okazało się, że było tyle rodzin z dziećmi, ze staliśmy na podwórku. Trochę zmarzliśmy. Na szczęście szybko minęło a ja dostałam na pamiątkę tego święta piękny obrazek, który mamusia powiesiła mi w pokoju :)

Po kościele pojechaliśmy do cioci do Piastowa w odwiedziny. Mamusia pluła sobie w brodę, że nie wzięła mi żadnych rzeczy na zmianę do turlania się po podłodze, bo moje kolana przy wyjściu były czarne jakbym się co najmniej po żużlu czołgała. U cioci zjadłam mleczko i troszkę krupnika. No i jak już byłam zmęczona i marudząca to wróciliśmy do domku :)

Co więcej u mnie? Coraz więcej zaczęłam "mówić". Na razie nie jest to nic nadzwyczajnego, chociaż mamusia słyszała jak parę razy mówiłam "mama" ale tata jej nie wierzy :) Mama się śmieje, że tatuś jest chyba troszkę zazdrosny, że moim pierwszym słowem nie jest "tata". 

Do tego dużo się wspinam na kanapę na którą już bez problemu wchodzę. Uwielbiam też wyrzucać rzeczy z szuflad co doprowadza czasem mamusię do białej gorączki :) Ogólnie mamy ostatnio wesoło podczas wspólnych zabaw!

Buziaki, 
Laurka

wtorek, 12 stycznia 2016

[ Opowieści Laury - mam już 42 tygodnie !]

Cześć kochani,

Poniedziałek upłynął nam na powrocie do Warszawy. Rano po śniadaniu mamusia dopakowała nasze rzeczy i wyładowani po sam dach samochodu ruszyliśmy jeszcze na chwilę do babci Ali i dziadka Wiesia się pożegnać. 

Droga minęła mi szybko, bo praktycznie całą przespałam. Jak się budziłam to miałam ze sobą zabawki i o zajęcie nie było trudno. 

Tak jak mamusia się obawiała pierwsze 3 dni po powrocie zajęły nam na przestawienie się po okresie mnóstwa ludzi wokół którzy mnie zabawiają, przytulają i noszą na rękach. Momentami było ciężko, bo mamusia uparcie nie chciała mnie nosić na rękach i robiła to tylko, gdy była taka konieczność. Za to więcej siadała ze mną i mnie przytulała. Do tego ze świąt wróciłam z mnóstwem nowych zabawek, więc gdy zaczynałam płakać i marudzić to bawiłyśmy się wspólnie na mojej macie. 

Zabawy z tatusiem też są fajne. Tata pozwala mi na więcej rzeczy niż mamusia. Mama tłumaczy to tym, że ona dba o moje bezpieczeństwo. 

Zabawy z tatusiem wyglądają tak:


Mama się denerwuje, że grzebię w śmieciach a tata się cieszy :)

Mojego pierwszego Sylwestra przespałam... - taki ze mnie imprezowicz :-) mieliśmy jechać do wujka Konrada do Kobyłki, ale dzień wcześniej a właściwie noc wcześniej mamusię dorwało duże zatrucie pokarmowe i nie czuła się najlepiej. Tak więc rodzice Sylwestra spędzili oglądając najnowszego Bonda i galę sylwestrową disco-polo :) kilka minut po północy mamusia poszła spać - taka z niej imprezowiczka :) tatuś za to do 3.00 oglądał serial o wikingach :)

W tym tygodniu mój siódmy ząbek nadal się nie pokazał. Mamusia co dzień zagląda mi do buzi i mówi "już na dniach wyjdzie, już go widać" i tak od ponad tygodnia :)

Noce ładnie przesypiam, budzę się na śniadanko między 5 a 6 rano. Wieczorem tatuś mnie kąpie, pluskamy się z kaczuszkami i rybkami a potem mamusia daje mi butlę i ładnie zasypiam. Parę razy zdarzy mi się obudzić na chwilkę, ale lekko ululana od razu zasypiam. 

No i mamusia zrezygnowała już z karmienia mnie dodatkowo kaszą przed mlekiem. Jem po prostu większą ilość mleczka :)

Buziaki, 
Laura

środa, 6 stycznia 2016

[ Opowieści Laury - mam już 41 tygodni ! ]


Cześć i czołem,

Poniedziałek minął mi całkiem przyjemnie. Mamusia podczas mojego spania wyszła nawet na zakupy i połażenie po mieście :) Jak spałam pilnowała mnie ciocia Kasia. Mama mówiła mi potem, że i tak cały czas o mnie myślała i zastanawiała się czy już się obudziłam czy nie a ja spałam cały czas jak jej nie było i obudziłam się dosłownie kilka minut przed jej powrotem do domku. 

Fajnie było spędzać czas z ciocią, bo ciocia wymyślała super zabawy. Nauczyła mnie przez ten tydzień bić brawo i bawić się w akuku (ciocia siedziała a ja za jej plecami chodziłam i najpierw robiłam kuku z jednej strony a potem z drugiej :-)). Ganiałyśmy się też raczkując po mieszkaniu :) Do tego jak bawiłyśmy się na kanapie to bawiłam się z nią w taki sposób, że puszczałam się oparcia i wiedząc że ciocia jest za mną i mnie złapie upadałam do tyłu. Mamusia jak to zobaczyła to mnie zganiła że tak nie można. Trochę szkoda, chociaż pewnie mamusia boi się, że kiedyś tak nie mając nikogo za sobą kiedyś polecę i uderzę się. Mimo wszystko miałyśmy z ciocią razem niezły ubaw. 

W międzyczasie co jakiś czas przychodził dziadek i też się ze mną bawił i tulił :) A jak babcia wracała z pracy to do tych zabaw i przytulańców dołączała też ona :) 

We wtorek poszłyśmy z mamusią rano na spacer do sklepu, bo mama wpadła na pomysł że upiecze sernik na święta. Sklep mamy blisko a ja po kilku minutach od razu usnęłam. Mama w spokoju zrobiła zakupy i wróciłyśmy do domku. Jako, że dalej spałam to mamusia zostawiła mnie na dotlenienie się w wózku przed domem, ale był taki wiatr, że po chwili mnie zabrała, bo bała się że wiatr przewróci wózek ze mną w środku. Mi spało się tak dobrze, że na chwilę otworzyłam tylko oczy jak mama mnie rozbierała z kurtki i przekładała do łóżeczka. Podczas mojego snu mamusia upiekła ciasto a ja potem miałam mnóstwo sił do zabawy :-) 

Na 15 pojechałyśmy do babci Ali. Jak zajechałyśmy to się okazało, że jest tylko ciocia Agata. Mama zostawiła mnie z ciocią i pojechała do pracy po babcię Basię. W drzwiach minęła się jeszcze z babcią Alą. I tak super się bawiłyśmy :) A ciocia Ania dostała od swojego chłopaka na święta takiego dużego misia. Pisząc "dużego" mam na myśli DUŻEGO!


Mamusia wróciła dopiero po 1,5 godziny i posiedziałyśmy do 19.00. Jak wróciłyśmy do domku to okazało się, że będziemy mieli gości. W odwiedziny przedświąteczne przyszli sąsiedzi :) Wszyscy się mną zachwycali jaka jestem fajna. A ja oczywiście bardzo się wstydziłam, bo to były zupełnie nowe osoby. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam nieśmiało się do nich zbliżać i robić akuku spod stołu.

Środa minęła nam na siedzeniu w domku. Mama się krzątała, robiła obiad, pomagała Mikołajowi pakować prezenty, podczas gdy ja jej przeszkadzałam jedząc papier do pakowania, zabierając paczki i jedząc taśmę klejącą i wstążki oraz opiekowała się mną w ogólnym znaczeniu tego słowa a koło 16.00 zadzwoniła do mamy babcia Ala z propozycją porwania mnie na wieczór :) mama przystała na propozycję i już po chwili przyjechał dziadek z ciocią Anią i ciocią Kasią. Mama mnie wyszykowała, spakowała moje pieluszki, jedzonko i kilka zabawek i pojechałam. Było fajnie :) Mama potem się dopytywała czy byłam grzeczna :) ech mamo - ja ZAWSZE jestem grzeczna ;-)

Po powrocie poganiałam się jeszcze z ciocią po podłodze aż ciocia się zasapała i po szybkiej kąpieli poszłam spać :) A jak spałam to przyjechał wujek Mariusz, z którym zobaczyłam się dopiero rano, ale i tak się go bałam i wstydziłam :)

Czwartek - Wigilia Bożego Narodzenia :) no i w końcu przyjechał do nas tatuś :) Od razu mocno mnie wyprzytulał :) stęskniłam się za nim i lubię jak tatuś mnie tarmosi!

Przed 16.00 zasiedliśmy do wieczerzy wigilijnej. Mama ubrała mnie w świąteczną sukienkę i nowe rajstopki z falbanką na tyłeczku. Sama też założyła piękną sukienkę i się pomalowała. No i nie mogę zapomnieć o tatusiu, który w garniturze jest najprzystojniejszym tatą jakiego znam :) Pozostali również się ładnie ubrali. Najpierw mamusia przeczytała fragment pisma świętego, potem była wspólna modlitwa i dzielenie się opłatkiem a następnie zasiedliśmy do kolacji. Mi się też dostało trochę rybki, ale akurat niespecjalnie miałam ochotę na jedzenie, więc siedziałam grzecznie w foteliku i jadłam pozostały opłatek lub bawiłam się zabawkami.

O 18.00 musieliśmy się zbierać, żeby pojechać na drugą wigilię do drugich dziadków. Już pod domem było słychać śpiew - to cała rodzina śpiewała kolędę :) Po kolędzie wszyscy dzielili się opłatkiem i zasiedli do kolacji. Było nas 22 osoby. Ja w tym czasie kicałam za mamą na wersalce. Po chwili jak już pierwsze głodowe brzuchy zostały napełnione to przeskakiwałam z rąk do rąk. Najwięcej czasu spędziłam u wujka Adama na rękach :) Po wszystkim poszliśmy z babcią do choinki rozpakować prezenty :) Ten moment podobał mi się chyba najbardziej. Okazało się, że tatuś nie dogadał się z wujkiem Adamem jak należy i dostałam dwa Szczeniaczki-uczniaczki. To znaczy od wujka dostałam szczeniaczka a od rodziców siostrzyczkę szczeniaczka. Rodzice jednak powiedzieli, że bez sensu żebym miała dwie takie same zabawki i postanowili, że albo ją zwrócą jak będzie można albo dadzą komuś w prezencie :)


Dostałam też dużego misia, który został przez tatę nazwany Panem Antonim, konika na biegunach do którego można doczepić kółka, ubranka i zestaw kąpielowy i.... nie pamiętam co więcej - dużo tego było. Wszyscy z prezentów bardzo się cieszyli. A w ogóle to wujek Piotrek dostał taką samą książkę od Mikołaja jak mamusia :)

Jako, że była już późna godzina a ja zrobiłam się bardziej marudna to mamusia zarządziła, że wracamy do domku. A w domku otworzyłam jeszcze jeden prezent spod choinki, który był od mojej cioci chrzestnej.

Dostałam chodzik! Prezent trafiony w punkt, bo w kuchni zaczęłam chodzić z taboretem suwając go po całej kuchni :)

To był bardzo intensywny dzień, wiec szybciutko zasnęłam!

Pierwszy dzień świąt rozpoczął się wcześnie - a co będę spać jak tyle rzeczy do zrobienia! Rodzice oczywiście chcieli mnie ululać do spania ale się nie dałam, więc tatuś położył mnie na podłodze i jak rodzice dosypiali to zajęłam się moimi prezentami :)

Po śniadaniu otworzyłam jeszcze jeden prezent, którego nie zdążyłam otworzyć poprzedniego wieczora - dostałam piękną książeczkę o zwierzątkach na farmie. Bardzo mi się podobało co widać po moim zadowolonym, zmarszczonym nosku :) W okolicy południa poszłam na spacer z dziadkami :)


Na obiad pojechaliśmy do Brańska do pradziadków. Jak zajechaliśmy okazało się, że cała organizacja przeniosła się do cioci Marioli po drugiej stronie ulicy. A tam? Znów tłumy ludzi - tata naliczył 22 osoby. Widziałam też pierwszy raz kolędników. Trochę się bałam ale nie było tak źle. No i poznałam w końcu moją siostrę cioteczną - Wiktorię. Trochę się mnie chyba bała, bo nie chciała podejść tylko się na mnie patrzyła. Wiktoria ma rok i niecałe 2 miesiące. Jak już byłam marudna i płacząca to mamusia mnie nakarmiła a tatuś uspał. Potem zrobiliśmy nawet całą rodziną zdjęcie na pamiątkę, bo ciocia Mariola mówiła że kolejny raz nie wiadomo kiedy się spotkamy w pełnym składzie. Wieczorem wróciliśmy jeszcze na chwilę do pradziadków, bo pod choinką czekały na nas prezenty :) Dostałam grzechotkę, skarpetki, ubranka, piękne buciki ale niestety już za małe :( oraz zabawkę - takiego pieska co się na rękę nakłada a on szczeka :) super :)

Po powrocie do domku pobawiłam się jeszcze z dziadkami i ciocią i poszłam grzecznie spać a mamusia z dziadkami i ciocią pograli sobie w Scrabble :-)

Drugi dzień Świąt spędziliśmy w domku. Na obiad mieliśmy gości - ciocię Asię i wujka Andrzeja - dziadka brata. Byłam trochę zdezorientowana, bo wujek jest bardzo podobny do dziadka. Byłam dziś jednak bardzo marudząca, bo idzie mi kolejny ząbek. Idzie, idzie i się nie może przebić. Mamusia już się nie może doczekać.

"Trzeci dzień świąt", czyli niedzielę po świętach spędziliśmy praktycznie w całości w domu rodzinnym tatusia. Ja byłam zabawiana przez wszystkich po kolei a rodzice pograli sobie w Monopoly. Na obiad mieliśmy gości i rodzice dość długo siedzieli przy stole a ja standardowo byłam porywana z rąk do rąk z przerwami na jedzenie i sen. Było super! Wieczorem wróciliśmy do domku i podczas gdy ja się bawiłam moimi zabawkami mamusia zaczęła nas pakować, bo w poniedziałek czekał nas wielki powrót do Warszawy.

Ech. Święta, święta i po świętach. Było super! Bardzo mi się podobało :) i opłatek mi smakował i lubiłam mieć tyle ludzi wokół. Nie mogę doczekać się już następnego takiego święta :-)

Buziaki,
Laurka

niedziela, 3 stycznia 2016

[ Opowieści Laury - mam już 40 tygodni ! ]



Cześć wszystkim,

Czterdzieści tygodni! Kto by pomyślał, że to tak szybko minie? Jestem już dużą dziewczynką, ładnie chodzę przy meblach, dość sporo jem, mam już 6 całych ząbków i jestem niezłym łobuziakiem.

W poniedziałek rano zaskoczyłam moich rodziców, bo jak tata wychodził rano do pracy to pierwszy raz rozpłakałam się łzami jak grochy. Mama mnie uspokajała i mówiła, że tatuś wieczorem wróci i znów mnie przytuli, ale ja i tak płakałam. Pierwszy raz się tak zdarzyło. Mama powiedziała, że powinnam więcej czasu spędzać z tatusiem skoro tak płaczę jak wychodzi :) 

W tym tygodniu spędzałyśmy z mamusią cały swój czas słuchając świątecznych piosenek. Mamusia prawie cały czas mi śpiewała i potem jak słyszałam znajomą melodię to nawet zaczynałam się bujać na boki. Mama się strasznie cieszy jak zaczynam "tańczyć".

Mama pozwoliła mi również wchodzić na kanapę w salonie. Podstawiła mi poduszki dla ułatwienia i praktycznie cały dzień mogłam sobie skakać. Oczywiście mamusia mnie pilnowała, bo miałam takie pomysły żeby schodzić z kanapy zamiast tyłem to przodem i wtedy robiłam fikołka do przodu. Czy płakałam wtedy? Oczywiście że nie. Podnosiłam się szybko, patrzyłam na mamę i posyłałam jej mega uśmiech a po wszystkim znów wdrapywałam się na kanapę. 

Udoskonalam również moją naukę mówienia. Na razie śmiesznie mi to wychodzi, ale już udaje mi się lekko gugać a tatuś cały czas próbuje mnie nauczyć mówienia TATA. Na razie mówię tylko mama, ale to tylko w momencie jak płaczę. Tata oczywiście mamusi nie wierzy. 

W środę wieczorem zostałam sam na sam z tatusiem, bo mamusia poszła do fryzjera. Jak to z tatusiem - mieliśmy sporo zabawy. Jak zrobię kupę to tata nie myśląc o przewinięciu mnie wstawia mnie do wanny i myje pod ciśnieniem. Nawet już przestałam się bać. Tylko mama się złości i mówi "jak tak można?". Ale tata ma niezły ubaw a przy okazji jeśli ja mam czysty tyłeczek to też jest ok :)

A w piątek wyruszyliśmy w końcu na Podlasie na Święta. Mama przez dwa dni nas pakowała, bo musiała się trochę ograniczyć z bagażem. Całą drogę grzecznie przespałam. Jak zajechaliśmy to babcia Ala z dziadkiem Wiesiem na nas czekali. Nie widziałam ich od października. Byłam zaspana i się przestraszyłam i wstydziłam się. Rozglądałam się po pokoju i nie wiedziałam gdzie jestem. Jak już mi trochę przeszło to babcia mnie wyprzytulała i się wszyscy śmiali z tego jak się zachowywałam. Najpierw nie wiedziałam co się dzieje a potem gadałam i skakałam jak wariatka. Usnęłam dopiero koło 1.30 w nocy. Jak to zwykle w nowym miejscu budziłam się dosyć często. Rano po 5.00 dostałam butlę i obudziłam się dopiero po 9.00. 

Sobota minęła bardzo szybko. Rano obie ciocie nakarmiły mnie pysznym śniadaniem :) Fajnie było :) Poza tym cały czas miałam kompanów do zabawy. Pokazałam wszystkie moje sztuczki jakich się nauczyłam przez ten czas jak mnie nie było. Najbardziej sprawiała mi radość wspinaczka na wersalkę i schodzenie z niej. Mogłam też sama pozwiedzać w końcu dom :) 

W niedzielę tatuś pojechał z powrotem do Warszawy a ja z mamusią zostałyśmy przewiezione do babci Basi i dziadka Wiesia. Znów mnie każdy całował i przytulał. Oczywiście dopiero jak już się zadomowiłam i przestałam się wstydzić :) 

Przed nami bardzo intensywny tydzień! W czwartek dojedzie do nas tatuś i wspólnie z całą rodziną będziemy świętowali Boże Narodzenie :) Moja pierwsza Wigilia i Boże Narodzenie :) To musi być COŚ, bo mama chodzi cały czas podekscytowana! :)

Buziaki,
Laurka