czwartek, 24 września 2015

[ Opowieści Laury - mam już 27 tygodni ! ]



Witajcie kochani,

W poniedziałek mamusia wypatrzyła u mnie drugiego ząbka na dole :) tak więc będę miała piękne dwa zębiska w moim uśmiechu :) mama się cieszy na samą myśl i mówi, że będę uroczo wyglądała. 

Minusem tych pięknych ząbków jest to, że nie najlepiej śpię. Budzę się często i to od razu z płaczem. Wtedy mamusia przybiega i próbuje mnie ululać. Nad ranem za to przybiega tatuś, przewija mnie i biegnie zanieść mnie do mamusi. Często pomaga sam smoczek, moja przytulanka Misia i położenie mnie na boczku. Jak to nie działa to wtedy mamusia przytula mnie do cyca i karmi. Wtedy jem i zasypiam. 

Tatuś od wtorku zaczął nową pracę. Niestety wraca teraz do domku pomiędzy 18 a 19 co znaczy, że ma dla mnie i mamusi mniej czasu. Mimo wszystko jak przyjeżdża to stara się mnie potarmosić :) Lubię się tarmosić z tatusiem. Strasznie się wtedy chichoczemy :-) 

Moje siadanie idzie coraz lepiej, jednak muszę się jeszcze często podpierać rączkami z przodu. Mama za to pozwala raczkować mi po całym salonie. Jak robi coś w kuchni to plączę się jej pod nogami. Ostatnio nawet poodrywałam kokardki z jej kapci :-) Pod piecykiem jest szuflada, więc podnoszę się na rączce od szuflady, żeby się widzieć w drzwiczkach piecyka :) Uwielbiam to chociaż mamusia za każdym razem mówi, że nie można tak robić bo spadnę, będzie bolało i będę płakać. Lubię też wspinać się na stolik koło sofy. 

Mamusia "przymierzyła mnie" do mojego fotelika, który dostałam od wujka Mariusza na chrzciny. Bardzo fajnie mi się w nim siedzi i mamusia zaczęła w tym tygodniu karmić mnie obiadkiem w nim. Jeszcze nie dosięgam nóżkami do półeczki na nogi, więc śmiesznie wyglądam jak przy jedzeniu macham nóżkami.Troszkę nie podoba mi się, że muszę być zapięta szelkami, ale w nagrodę mam obie rączki wolne i mogę w każdej chwili złapać za łyżeczkę jak mama mi ją wkłada do buzi i dzięki temu mogę trochę narobić bałaganu. 

W środę byłyśmy z mamusią na echo serca. Zajechałyśmy trochę przed czasem i troszkę się denerwowałam w poczekalni, że nie mogę sobie poraczkować na ziemi - mama nie pozwalała. W każdym razie wyniki badania prawidłowe. Pan doktor powiedział, że te szmery, które usłyszała Pani Pediatra to szmery niewinne - czyli potwierdził to co mówił wujek Piotrek. Mądry ten wujek :-) Poza tym Pan doktor powiedział, że wszystko jest prawidłowe i żeby zgłosić się na kontrolę jak ukończę 3 lata. 

Potem pojechałyśmy z mamusią na zakupy do Blue City. Dołączył nawet do nas tatuś i mamusi udało się kupić płaszcz na jesień :) 

W piątek za to pojechałyśmy z mamusią do mamy pracy. Ale było fajnie! :) Najpierw mamusia wypiła sok i zjadła sernik z ciocią Anetą w kawiarni obok pracy a potem poszła do swoich kolegów i koleżanek. Wszyscy się mną zachwycali, brali na ręce, zabawiali, śmiali się do mnie. Wujek Darek mnie podrzucał i nosił na ramionach :) Mamusia potem mnie nakarmiła i padłam po tej zabawie ze wszystkimi jak zabita :) 
Dostałam od cioci Anety piękny sweterek :)

Sobota minęła nam na odpoczynku. Spędziliśmy cały dzień we trójkę w domku, bo w niedzielę byliśmy umówieni z ciocią Olą, wujkiem Piotrkiem i ich synami - Frankiem i Olkiem na zwiedzanie Muzeum Motoryzacji w Otrębusach. Było dosyć chłodno, ale mama mnie ciepło ubrała. W muzeum były piękne, stare samochody. 
Zepsuł nam się komputer, więc nie mamy jak zgrać zdjęć z muzeum na komputer. ale musicie uwierzyć, że było na prawdę warto pojechać :)

Po muzeum pojechaliśmy do Pruszkowa do restauracji na obiad. Lokal był pełny ludzi, bo była to właśnie pora obiadowa. Na samym dole czas umilał Pan grający na saksofonie. Troszkę byłam zmęczona i zanim zasnęłam to trochę popłakałam. Potem jak usnęłam to spałam jak zabita do końca obiadu. 

Zaczynam nabywać też nową umiejętność - zaczynam stawać :) mama nie mogła uwierzyć ale to prawda :) Na razie robię to jak leżę z mamusią i tatusiem na łóżku. Wdrapuję się na tatę albo mamę i prostuję nóżki :) mama mówi, że to chyba trochę za wcześnie i powiedziała, że koniecznie musi zapytać pediatrę na wizycie w następnym tygodniu czy ma mi pozwalać na stawanie czy na razie ściągać mnie do parteru. Będzie trochę ciężko, bo jak już wykombinowałam jak to się robi to teraz chcę stawać cały czas :)

Buziaki,
Laurka

piątek, 18 września 2015

[ Opowieści Laury - mam już 26 tygodni ! ]


Witajcie kochani,

Poniedziałek i wtorek naszego urlopu spędziliśmy na plaży. Za pierwszym razem jakieś 200 metrów od naszego lokum a następnego dnia obok nas. W poniedziałek pokicałam w moim basenie. Tata jak zobaczył jak kicałam na golasa to zaczął nazywać mnie "Nasza Szkapa", bo niby chuda jestem :-) mieli z mamusią ubaw po pachy. Mamusia się pokąpała ale bała się więcej pływać bo jak podejrzała dno przy plaży to było tam dużo dziwnych kamieni i stworów i mama się potem bała. Pływała tylko na materacu i opalała się :) a tatuś stwierdził, że jak ma urlop to przeczyta książkę i do wody wchodził bardzo mało :-)

Rodzice bardzo mnie pilnowali i o mnie dbali. Mama posmarowała mnie filtrem ochronnym, żeby mnie nie oparzyło słonko. Założyła mi też na głowę kapelusik. Poza tym większość czasu i tak spędzałam w cieniu w naszym magicznym parasolo-namiocie, którego się rodzice nie mogli nachwalić jaka to fajna rzecz. Miałam ze sobą mnóstwo zabawek no i nawet moje kąpielowe kaczuszki z nami przyjechały.

We wtorek mamusia dała sobie całkowicie popalić, bo nie posmarowała się filtrem a spędziła praktycznie pół dnia na materacu. Skutkiem tego były czerwone plecy. Bolało mamusię tak bardzo, że jak spała w nocy to potem opowiadała, że miała wrażenie jakby jej się bąble oparzeniowe tworzyły :) ale potem się śmiała i mówiła, że jak chce się być piękną to trzeba trochę pocierpieć. Tata za to się z niej potem podśmiewywał jakim jest głupiutkim misiem :) Wieczorami chodziliśmy na spacery. Było wtedy przyjemnie po całym ciepłym dniu przejść się przy zatoce oświetlonej lampami.

Jako, że w naszym mieszkaniu kicałam w miejsca mi niedozwolone to tata wymyślił, żeby kłaść mnie w baseniku, żebym nie uciekała :) pomysłowy ten tata!

W środę wybraliśmy się znów na wycieczkę. Tym razem zawitaliśmy do Zadaru. Przeszliśmy się po przepięknym starym mieście. Było mnóstwo ludzi, ale i tak było bardzo klimatycznie. Widzieliśmy plac pięciu studni i nadmorskie organy. To jest to co warto zobaczyć. I czego warto posłuchać. Przy organach mamusia mnie nakarmiła. Fajnie było jeść w takim pięknym miejscu.

A organy brzmią tak:


Coś pięknego! Mama powiedziała, że mogłaby siedzieć tam godzinami. Ja też!

A jak potem zasnęłam to rodzice wykorzystali okazję i poszli na lody. Podobno były pyszne :) tak pyszne, że tata ubrudził mamie kapelusz i moją torbę przy wózku ;-) ja jeszcze jestem za mała na jedzenie lodów, ale tatuś mi obiecał że jak już będę większa to będziemy iść na lody i on mi będzie kupował sam wafelek do pochrupania :) ten mój tatuś to jest super!

Po wycieczce zrobiliśmy jeszcze zakupy w pobliskim Lidlu i ruszyliśmy w drogę powrotną. Wieczorem nastał czas odpoczynku. Tym razem ja miałam jakiś kryzys. Mamusia powiedziała, że podobno płakałam tak jak jeszcze nigdy i aż się przestraszyła. potem powiedziała, że to pewnie mi ząbki idą, ale tata mówił, że to po prostu bolał mnie brzusio i się troszkę męczyłam. Teraz to już sama nie wiem. Na szczęście szybko się z tym uporaliśmy. Mamusia pośpiewała mi jak siedziałyśmy przed lustrem i też potańczyłyśmy trochę a potem mnie przystawiła do karmienia i momentalnie zasnęłam. 

Czwartek minął nam na odpoczywaniu na plaży. Mamusia tym razem trochę się pokąpała i potem odpoczywała w cieniu, żeby nie pogorszyć swojej opalenizny i piekących pleców. Tatuś troszkę za to wyszedł na słoneczko i czytał książkę. Było bardzo przyjemnie. Fajnie było spać, gdy dosłownie pół metra dalej fale uderzały w brzegowe kamyczki. Eh kamyczki! :) że też rodzice nie dali mi ich posmakować :-(

Czwartek był dniem naszego wyjazdu do Polski. Spakowaliśmy się, zjedliśmy przed wyjazdem, tatuś się zdrzemnął, rodzice zrobili kanapki na drogę, pożegnaliśmy się z właścicielem naszego mieszkania i ruszyliśmy w drogę. Była godzina 17.00.

Na początku troszkę marudziłam, bo to nie była moja godzina spania. Bałam się trochę jak przejeżdżaliśmy tunelami. A jak przejechaliśmy tym najdłuższym, który oddziela klimat nasz polski od śródziemnomorskiego to przeżyliśmy szok. Po stronie wybrzeża było ciepło i słonecznie a jak przejechaliśmy na drugą stronę tunelu to ochłodziło się o kilka stopni i zanosiło się na ulewę, bo niebo było całe czarne. Mama była pod wrażeniem. Na szczęście nie padało a ja niedługo zasnęłam. 

Podróż powrotna minęła szybciej i lepiej. Mamusia za bardzo nie dała rady spać, ale kierowało jej się w nocy jak dotąd najlepiej. Nad ranem byliśmy już w Polsce a koło 10 dojechaliśmy do naszego mieszkania. 

Ale to jeszcze nie był koniec przygód w tym tygodniu. Resztę piątku mama spędziła na robieniu prania i ogarnianiu się do jechania na Podlasie, bo szliśmy na wesele cioci Gosi i wujka Mariusza. Tak więc w sobotę z samego rana ruszyliśmy na wschód. W drodze mama zaczęła mi zaglądać do buzi, bo miała wrażenie że coś zauważyła. I miała rację :) w sobotę 12 września zauważyła mój pierwszy ząbek, który zaczął się pokazywać :) rodzice byli przeszczęśliwi! 

Na miejscu było bardzo dużo ludzi, bo przyjechała rodzina aż z Darłowa :) każdy się mną zachwycał a ja żeby pokazał jaka jestem zdolna przedstawiłam jak ładnie raczkuję - tak! RACZKUJĘ a nie PEŁZAM :) 

Na wesele mamusia ubrała mnie w sukieneczkę, którą dostałam w prezencie od cioci Kasi i wujka Mariusza :) muszę powiedzieć, że wyglądałam zacnie :) nawet mamusia się wystroiła w nowe buty na obcasie a nie nosiła ich od 4 miesiąca ciąży. W kościele trochę pospałam i jak zajechaliśmy na salę weselną to byłam gotowa do zabawy. Mama w międzyczasie jeszcze mnie nakarmiła. Dała mi też podjeść ziemniaczków ze swojego talerza :) a potem skakałam z rąk do rąk :) wszyscy się mną zachwycali a ja odwdzięczałam się rozdając im uśmiechy. A potem cioci Agacie udało się mnie uspać w wózeczku :) Mama była z niej bardzo dumna :) zresztą ciocia też była z siebie dumna :)

Koło 22 rodzice odwieźli mnie do dziadków, mamusia mnie nakarmiła, przebrała w piżamkę i położyłam się z babcią Basią spać. Rodzice wrócili do domu koło 4.00 i ja wtedy też własnie wstałam na jedzenie :) Babcia sobie super poradziła i bardzo mnie chwaliła, że jestem grzeczniutka i ślicznie spałam i się zachowywałam :) Rodzice byli zachwyceni, bo babcia kazała im się iść położyć spać i została ze mną aż do rana :) Mama wstała o 9.00 bo słyszałam jak gadam i już nie mogła spać :)

Po niedzielnym śniadaniu zajechaliśmy jeszcze do drugich dziadków poplotkować o weselu i koło 13 wyjechaliśmy z powrotem do Warszawy :) 

Ech to były intensywne 2 tygodnie :) 

Buziaki, 
Laurka

czwartek, 17 września 2015

[ Opowieści Laury - mam już 25 tygodni !]


Cześć kochani !

Pewnie zastanawiacie się co nowego u mnie, bo dawno się nie odzywałam :) ostatnie dwa tygodnie były bardzo intensywne. A to dlatego, że byłam na swoich pierwszych wakacjach z rodzicami. Pojechaliśmy samochodem do Chorwacji! 

Pierwsze cztery dni tygodnia minęły nam na przygotowywaniu się do wielkiego wyjazdu. Pakowanie, pranie, prasowanie, sprzątanie. Rodzice kupili mi na drogę książeczkę o przyrodzie, którą mogę gryźć ile mi się podoba i przytulankę "Misię" z którą uwielbiam zasypiać. Poza tym emocje sięgały zenitu a mamusia łapała już od początku tygodnia stresa jak to będzie jechać ze mną tyle godzin samochodem. 

W drogę ruszyliśmy w czwartek o 22.00. Plan był taki, żeby wyjechać o 21.00 ale jak to zwykle bywa plany planami a poślizg i tak nas dopadł. Tak więc spakowani po sam dach samochodu ruszyliśmy w drogę. 

Rodzice prowadzili samochód na zmianę. Zatrzymywaliśmy się na rozprostowanie kości, tankowanie, karmienie i przewijanie mnie. Staraliśmy się, żeby większość z tych czynności robić za jednym zamachem, po to aby tracić jak najmniej czasu na postojach. Noc minęła ciężko. Zarówno mamusi jak i tatusiowi kiepsko się prowadziło, mamie kiepsko się spało. Za to ja spałam w najlepsze. Budziłam się tylko na przystankach, ale wtedy dostawałam cyca, rozglądałam się dookoła i cieszyłam się na nową przygodę. Jak już wzeszło słońce dojechaliśmy w okolice Brna w Czechach. Tam trochę pobłądziliśmy, bo były remonty na drodze. Na szczęście szybko wróciliśmy na odpowiednią drogę i pomknęliśmy dalej. 

Dalsza trasa prowadziła przez Austrię i Słowenię aż do Chorwacji. W Austrii jechaliśmy część trasy po wiejskich okolicach. Takich, że poza nami nie było widać żywej duszy. Na szczęście trafiliśmy na ładne widoki, więc robiąc chwilę odpoczynku mogliśmy się napawać świeżym wiejskim, austriackim powietrzem :-)

Słowenia minęła nam bardzo szybko. Koło 14.00 wjechaliśmy do Chorwacji i zrobiliśmy dłuższy postój na regenerację sił. Niestety wtedy już zaczęłam odczuwać zmęczenie podróżą. Na szczęście rodzice rozłożyli na trawie koce, moje zabawki i po zjedzeniu i pofikaniu na kocu przez jakieś 30 minut ruszyliśmy dalej. Ja po tej zabawie od razu usnęłam i tak szczęśliwie dojechaliśmy do naszego miejsca docelowego, czyli miejscowości Sukošan. Tak na prawdę nie mieliśmy zarezerwowanego żadnego noclegu i jechaliśmy na spontanie. Tata rzucił nazwę miasta i tam ostatecznie dotarliśmy koło 18.00. Na miejscu stanęliśmy na chwilę przy marinie zrobić zdjęcie dla dziadków, żeby wysłać informację smsem że dotarliśmy cali i zdrowi i następnie ruszyliśmy na poszukiwanie noclegu. 

Tacie marzyło się zamieszkanie na takim cypelku, na którym znajduje się część miasteczka. I tak poszukaliśmy chwilę i w końcu dotarliśmy do domu prawie na samym cypelku. Okazało się jednak, że Pani nie ma już miejsc, ale zaproponowała, że zapyta sąsiada. Sąsiad - jak się później okazało - ma duży dom, ale go nie podnajmuje. Po rozmowie z tą Panią stwierdzili, że wynajmą nam mieszkanko (salon z aneksem kuchennym + sypialnia + łazienka + balkon z widokiem na morze - całość jakieś 50 m od morza) :-) i to za 35 euro, gdzie w innych miejscach tatuś pytał i było po 50 euro :-)
Na samo przywitanie Pan właściciel, od którego dawało alkoholem zaproponował tacie nalewkę. Mamie też zaproponował, ale jako że mamusia mnie karmi to grzecznie odmówiła, więc Pan nalał jej soczku.
Potem szybko się zagospodarowaliśmy z bagażami, mama mnie nakarmiła, rodzice zjedli kolację i ruszyliśmy na wieczorny spacer po okolicy. Wieczór był przyjemny i ciepły a ja w mojej spacerówce mogłam w końcu oglądać wszystko wokół :-) Po spacerze poszłam grzecznie spać.

Kolejny dzień przywitał nas deszczem jednak zanim się ogarnęliśmy to koło 11.00 zaczęło nieśmiało wychodzić słoneczko. Poszliśmy zatem na spacer. Dopiero wtedy okazało się, że to lekkie słoneczko daje upał jakich mało :) przeszliśmy sobie brzegiem morze jakiś kawałek a wracaliśmy tak zmęczeni i zagrzani, że aż strach. Po południu skoczyliśmy też pierwszy raz na plażę obok nas. Było trochę pochmurno, ale woda okazała się cieplutka. Potem obiadek i odpoczynek w domu i wieczorem znów spacer :-)

Niedziela przywitała nas w porównaniu do soboty pięknym słońcem. Tego dnia zaplanowaliśmy wycieczkę do Šibenik-a. Tatuś wyczytał w przewodnikach, że warto tam pojechać. Zwiedziliśmy stare miasto, przeszliśmy się pięknymi ulicami i zawitaliśmy nawet do przepięknej Katedry Św. Jakuba. Było strasznie gorąco, ale udało nam się trochę zobaczyć. Potem mamusia nakarmiła mnie w parku na ławce i ruszyliśmy do oddalonej o 10 minut samochodem miejscowości Vodice. Tam rodzice zjedli rybę w nadmorskiej tawernie a ja po chwili kryzysu i płakania zasnęłam. Jak się obudziłam rozstawialiśmy właśnie swoje manatki na brzegu morza, na pięknych białych kamyczkach. Oj miałam dużo ich do zabawy chociaż rodzice cały czas zwracali mi uwagę, żebym ich nie jadła. Mamusia z tatusiem sobie popływali a ja po zamoczeniu nóżek pokicałam na kocach. Mamusia mi potem opowiadała jak oglądała takie duże i kolorowe rybki pod wodą :-) Też kiedyś chciałabym je móc zobaczyć.
Siedzieliśmy na plaży aż do zachodu słońca i potem wróciliśmy do mieszkanka.

Dalsza część wyjazdu już w 26 tygodniu :-)

buziaki,
Laurka


piątek, 11 września 2015

[ zupa królewska ]

Gdy byłam na studiach miałam koleżankę. Pewnego razu podczas wspólnie spędzanego czasu przygotowałyśmy zupę z jej przepisu. Nie pamiętam skąd ona miała przepis, ale u mnie w przepiśniku zupa ta widnieje pod nazwą "zupa Majki".  Pomimo, że jak zobaczycie listę składników pewnie zaczniecie się zastanawiać: "mięso mielone w zupie? chyba upadła na głowę..." to muszę Was zapewnić, że ja dosłownie takie same myśli miałam gdy koleżanka pokazała mi przepis.
Co prawda owa Majka koleżanką być przestała, ale przepis na zupę pozostał i muszę Wam powiedzieć, że jest moim zdaniem pyszna.

Roboczo nadałam tytuł zupie - Królewska. Nie wiem czemu. Taki mam kaprys ;-)

Zapraszam!

Składniki:
0,5 mięsa mielonego
3 papryki (żółta, zielona, czerwona)
1-2 pory (duże)
2 cebule
1 puszka kukurydzy
3 serki topione - u mnie 1 śmietankowy, 2 ziołowe
2 kostki rosołowe
grzanki - lub bułeczki do własnoręcznego zrobienia grzanek
sól, pieprz, oregano/bazylia

Wykonanie:

Mięso mielone podsmażyć na patelni, można odrobinę posolić. Przekładamy do miski i odstawiamy na bok. Następnie podsmażamy cebulę. Gdy się zarumieni dodajemy do miski z mięsem.

Umyć i oczyścić papryki, pokroić. Pokroić w kostkę marchewkę, pora w paski. 

W osobnym garnku zagotować 2 szklanki wody, dodać odrobinę masła, wrzucić kukurydzę i gotować ok. 3 minuty. Odcedzić.

Zagotować ponad połowę garnka wody (ok 3 litry). Dodać kostki rosołowe. Wrzucić do zagotowanego bulionu paprykę, pora i marchew. 

Gdy warzywa będą na w pół miękkie do bulionu z warzywami dodajemy wcześniej przygotowane mięso oraz cebulę. Całość gotujemy na niewielkim gazie. 
Pod sam koniec gotowania dodać kukurydzę, odrobinę bazylii/oregano do smaku. 

Następnie dodać pokrojone na mniejsze kawałki serki topione i gotujemy aż się rozpuszczą. 

Zupę gotujemy do momentu zmiękczenia się warzyw. Ważne żeby zupa poprzez serki topione nabrała gęstej konsystencji. W miarę potrzeb można zupę posolić i dodać więcej pieprzu czy innych przypraw. Zupę podaje się gorącą z grzankami.


W między czasie można przygotować grzanki. Bułeczkę kroimy w kosteczkę i prażymy na suchej patelni do uzyskania zadowalającego zarumienienia.

SMACZNEGO! :)

pozdrawiam,
diabelnieanielska

wtorek, 1 września 2015

[ Opowieści Laury - mam już 24 tygodnie ! ]



Cześć kochani,

ten tydzień przeleciał jak szalony. Rozpoczęliśmy go od wizyty u neurologa. Pani Doktor obejrzała mnie dokładnie. Sprawdziła moje wszystkie odruchy i powiedziała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wypisała nam skierowanie na dodatkowe dwie kontrolne rehabilitacje i za 2 miesiące mamy zgłosić się na kontrolę. Rodzice byli bardzo zadowoleni z całej wizyty, bo bali się że jeszcze będzie trzeba chodzić na dłuższą rehabilitację tak jak wspominała Pani rehabilitantka w ubiegłą sobotę. Na szczęście już nie :-)

Codziennie w porze obiadowej kontynuujemy jedzenie przepysznych obiadków. Czasem jem chętnie a czasem trochę mniej. Mama za każdym razem i tak bardzo mnie chwali i nawet już wypracowałyśmy sposób jedzenia żebym nie brudziła wszystkiego wokół :) No i w tym tygodniu mamusia na kolację zaczęła podawać mi kaszkę. Co prawda dokarmia mnie potem jeszcze cycem żebym popiła i usnęła, ale i tak jest fajnie.

W środę wieczorem przyjechał do Nas wujek Piotrek :-) szkoda, że widzieliśmy się taki krótki czas, bo tylko wieczorami. Niestety wujek późno wracał do domu, ale i tak zdążyliśmy się ze sobą pobawić. Wujek nawet mnie kąpał i próbował usypiać :) fajnie tak! pluskałam się w wannie z kaczuszkami a wujek mnie zabawiał :) a jak mnie usypiał to mocno mnie przytulał :) no i wcale się nie bałam i prawie wcale nie płakałam :) mama powiedziała, że super by było jakby nas częściej odwiedzał :) i ja się nią zgadzam!

Mój skok rozwojowy zaowocował siadaniem :) na razie z podparciem rączkami w przodu, ale zawsze to coś. Ciekawa historia z tym moim siadaniem. W czwartek rano jak mamusia skończyła ćwiczyć poszła pod prysznic. Ja zostałam na mojej farmie i grzecznie się bawiłam. A jak mamusia wyszła z łazienki to ja już siedziałam jakiś metr od farmy i uśmiechałam się szeroko co widać na zdjęciu :-) mama od razu chwyciła za aparat i zrobiła zdjęcie żeby wysłać do babć, ciotek i wujków :-) była ze mnie strasznie dumna :) nie nauczyłam się jeszcze sprawnie z siedzenia wracać do leżenia, ale cały czas nad tym pracuję. A jak już raz usiadłam to teraz siadam przy każdej okazji :) fajnie tak jest siedzieć, co nie? :-)

W czwartek mieliśmy również wizytę kontrolną w poradni preluksacyjnej czyli badano mi znów bioderka. Pan doktor śpiewał mi piosenki i cały czas się do mnie śmiał. Rodzice mówią, że jest dziwny, ale ja go polubiłam. Z moimi bioderkami jest wszystko w jak najlepszym porządku i mamy się zgłosić na kolejną wizytę jak już będę chodziła. Na sam koniec badania Pan doktor mnie posadził aż rodzice spojrzeli na siebie zaskoczeni, że tak ładnie siedzę :)

Weekend znów był bardzo aktywny. W piątek około 16 wyjechaliśmy na Podlasie. W planach mieliśmy imprezę urodzinową wujka Mateusza. Po drodze zgarnęliśmy wujka Mariusza i radośnie w czwórkę ruszyliśmy. Okazało się, że niestety wyjazd z Warszawy w piątkowe popołudnie nie jest zbyt łatwy, bo gdzie tylko skręciliśmy to okazywało się że wpadaliśmy w korek. Tak więc wyjazd ze stolicy zajął nam 1,5 h a całą trasę zamiast w 2 h pokonaliśmy w 3,5 h. Na imprezę oczywiście zajechaliśmy spóźnieni. Na szczęście trochę się zdrzemnęłam po drodze no i w ogóle mama później mnie chwaliła, że byłam bardzo grzeczna.

Wujek Mateusz jak nas zobaczył to był bardzo zaskoczony :) jako, że impreza była imprezą niespodzianką to powiedział, że nasz przyjazd był niespodzianką w niespodziance :-) bardzo nam było miło, bo bardzo dawno mamusia się z wujkiem nie widziała i była bardzo szczęśliwa, jak mogła chwilę czasu z nim spędzić :) No a mną jak zwykle wszyscy się zachwycali jaka ja grzeczna, towarzyska, uśmiechnięta itd :) byłam też na swoim pierwszym ognisku :) ale było fajnie! byłam wpatrzona jak w obrazek, bo nigdy nie widziałam czegoś takiego. Tatuś pojadł sobie kiełbaski pieczone nad ogniskiem a mi przypadło tylko mleko przy ognisku, ale też byłam zadowolona :) Mama co prawda próbowała mnie nawet usypiać po karmieniu, ale kto by chciał spać jak tu taka impreza. Koniec końców koło 23 głowa zaczęła mi spadać już do dołu i jak mamusia mnie trzymała to mówiła, że już lecę przez ręce. Jak tylko to mówiła to ja znów się podnosiłam i pokazywałam że nadal się bawię, ale zdecydowała, że czas do dziadków :) Miała rację, że byłam zmęczona bo jak tylko ruszyliśmy to od razu zasnęłam :)
U dziadków byliśmy koło północy. Już tylko dziadek nie spał i czekał na nas a ja jak się obudziłam to nabrałam ochoty na zabawę i piszczenie :) Trochę się wymęczyłam i przespałam całą noc :) Mama była przeszczęśliwa!

A nowy dzień rozpoczęłam wskakując do łóżka dziadkom a potem ciociom :) wszyscy się ze mną bawili. Próbowałam malinki prosto z krzaczka a potem jeszcze truskaweczki i brzoskwinki :) Poleżałam też trochę na kocyku na świeżym powietrzu :)

A w drodze powrotnej do Warszawy jak zatrzymaliśmy się na chwilę na rozprostowanie kości to rozglądałam się za samochodami. Tyle ich było, że nie widziałam w którą stronę patrzeć :)

Było super!

Buziaki,
Laura