poniedziałek, 27 lipca 2015

[ Opowieści Laury - mam już 19 tygodni ! ]


Cześć i czołem :)

w tym tygodniu odbyłam swoje pierwsze wczasy u dziadków :-) Minęły mi jednak bardzo szybko - aż za szybko. Mamusia mówi, że jej też.

Jak już pisałam w poprzednim tygodniu w ubiegłą niedzielę od razu po chrzcinach wraz z mamusią i dziadkami pojechałam na Podlasie, które na cały tydzień ugościło nas pięknym słońcem, upałami i mnóstwem świeżego powietrza. I tak prawie cały poniedziałek i wtorek spędziłyśmy z mamusią w ogrodzie przed domem. Mamusia czytała książkę, gazety a ja spałam i relaksowałam się pod jabłonką. Co widać na poniższym zdjęciu.


Mamusia się bardzo opaliła. Mnie posmarowała od stóp do głów kremem z filtrem a babcia Basia , żeby mnie nie przegrzało w główkę zawiązała mi chusteczkę.

Babcia Basia spędzała ze mną każdą wolną chwilę, bo przez cały tydzień pracowała i była w domku dopiero po 16.00 a dziadek Wiesio jak tylko przechodził gdzieś obok to obowiązkowo ze mną porozmawiał i dał mi buziaka.

W międzyczasie byłyśmy również na zakupach i w odwiedzinach u drugich dziadków, pradziadków, cioć i wujka. Ależ było fajnie :) Lubię jak tak wszyscy obok mnie siedzą i mnie zabawiają. Wtedy nie ma mowy o nudzie! 

W środę mamusia zaprosiła do nas swoją koleżankę z czasów gimnazjum ze swoim synkiem Olkiem, który się urodził 6 dni po mnie. Mamusia z ciocią Kamilą przegadały 2 godziny, bo teoretycznie od czasów gimnazjum nie utrzymywały żadnego kontaktu. Olek chyba nie za bardzo był zainteresowany rozwijaniem swoich umiejętności towarzyskich, nawet na mnie nie spojrzał. Mama się śmiała, że mój pierwszy kolega jest rudy :-) rudy jak rydz :-) mamusia umówiła się z nimi jeszcze na piątek, ale ciocia odwołała ze względu na niezapowiedzianych gości.. Może uda nam się spotkać jak następnym razem przyjedziemy. 

Czwartkowy wieczór spędziłam z mamy znajomymi - z Justyną, Anetą i Sebastianem i wujkiem Mariuszem. Dostałam piękne prezenty i takiego misia:


Wujek Sebastian trzymał mnie na rękach a ciocie bały się, że mogą mi zrobić krzywdę i ograniczyły się do patrzenia na mnie i uśmiechania się :-) Mamusia była szczęśliwa, bo dawno się z nimi nie widziała a ostatnio niestety jej życie towarzyskie troszkę obumarło. No i potem mi powiedziała, że jest przeszczęśliwa, że taka ze mnie radosna i grzeczna dziewczynka. 

Piątkowy dzień miałyśmy bardzo intensywny. Rano poszłyśmy z mamusią na miejski ryneczek, gdzie dziadek sprzedaje miód ze swojej pasieki. Pochodziłyśmy troszkę przeglądając stragany. Zaczepiali nas obcy ludzie i mówili, że jestem śliczna :-) 
Potem ruszyliśmy do babci Ali i reszty rodzinki w odwiedziny. Babcię minęliśmy po drodze, ale to nic, bo potem do nas dołączyła a w międzyczasie zabawiały mnie obie cioteczki :) Niestety szybko musiałyśmy uciekać do domku, bo dziadek potrzebował pomocy mamusi. Po drodze wstąpiłyśmy jeszcze na chwilkę do babci Basi do pracy, gdzie też wszyscy się mną zachwycali :) ja to mam życie, co nie?
Po południu razem z babcią Basią pojechałyśmy do pradziadków. Prababcia i pradziadek bardzo się ucieszyli jak mnie zobaczyli. Powiedzieli, że bardzo się zmieniłam. Pradziadek Kazik grał na nosie i dużo ze mną rozmawiał. Mama nawet nagrała filmik, żeby mi kiedyś pokazać ;-) I nawet wujek-dziadek Tomek mnie trzymał przez chwilkę na swoich rękach. 
Po wizycie u pradziadków znów pojechałyśmy do babci Ali, ale niestety ciocie gdzieś wyszły i po prostu posiedziałyśmy z babcią na balkonie przy ciasteczkach i herbatce. Ja w tym czasie zjadłam swoje mleczko i poszłam spać. Uff to był intensywny dzień. A późno w nocy jak już spałam przyjechał tatuś z ciocią Kasią :-)

Z tatusiem zobaczyłam się dopiero rano, bo nie chcieli mnie budzić wcześniej. Tatuś jak tylko obudziłam się około 5 rano to wyskoczył z łóżka i chwycił mnie do tulenia. Strasznie się za nim stęskniłam. Pokazałam mu wszystko czego się nauczyłam w tym tygodniu i był zachwycony. I pierwsze co powiedział to, że urósł mi łepek. 

W sobotę razem ze znajomymi rodziców - Olą i Piotrkiem i ich dziećmi - prawie 3 letnim Franiem i ponadrocznym Olkiem pojechaliśmy nad staw do Białegostoku. Plaża była pełna ludzi, żar lał się z nieba. Usiedliśmy sobie na kocach w cieniu i spędziliśmy bardzo przyjemnie czas. Mamusia z tatusiem nawet się troszkę kąpali w stawie. Było tam na prawdę pięknie. Potem pojechaliśmy na obiad i koło 18.00 pojechaliśmy jeszcze do tych znajomych którzy z nami byli nad stawem posiedzieć na podwórku dopóki nie przyszła ulewa. 

Niedziela minęła nam na powrocie do Warszawy. Rano po śniadaniu od jednych dziadków pojechaliśmy na obiad u drugich. Wszyscy mnie wyściskali, bawili się ze mną i mówili jak bardzo będą tęsknić za mną. Ja też będę!

A podsumowując cały tydzień to już dawno nie spędziłam tyle czasu na podwórku. Oddychałam świeżym powietrzem, słuchałam jak śpiewają ptaszki, dużo spałam. Nawet spałam jak mama kosiła trawę :) 
Podczas kilku kąpieli miałam też pełną swobodę w rozchlapywaniu nóżkami wody. Wszyscy się cieszyli, że taka ze mnie rybka. Po mojej kąpieli można było pływać po podłodze. Pierwsze dwie kąpiele trochę płakałam, bo zawsze to tatuś mnie kąpie i się trochę przestraszyłam, ale potem już było ok.
Nauczyłam się też w tym tygodniu przewracać szybciutko na brzuszek. Wcześniej robiłam to wolniej, ale teraz już doszłam do wprawy i robię to raz-dwa. Często tak szybko, że mama nie zdąży się odwrócić a ja już fiknę. Nauczyłam się też spać na brzuszku. 
Do tego powoli zaczynam "raczkować". Mama pewnego razu zostawiła mnie na kocyku w salonie a po kilku minutach znalazła mnie przy komodzie metr dalej. Wujek Mariusz śmiał się, że pewnie jakiś pająk mnie tam przeciągnął. Co prawda moje raczkowanie jest bardzo niezdarne, bo nie bardzo wiem jak operować rączkami, ale powoli załapię jak to się robi. Na razie odpycham się mocno nóżkami i mama się cieszy, że tylko kuperek wystawiam do świata. 
No i w sobotę odkryłam na całego moje stópki. Gryzę, gryzę, gryzę. Zresztą sami zobaczcie.


Buziaki,
Laurka

piątek, 24 lipca 2015

[ Opowieści Laury - mam już 18 tygodni ! ]

Tym razem troszkę z opóźnieniem, ale lepiej późno niż wcale :-) opowieści zostały napisane w środę jednak ze względu na burzę i chwilowy brak internetu wysyłam dziś :) miłego czytania!



Dziś nadajemy z Podlasia. Jesteśmy z mamusią na wczasach u dziadków :-) za oknem własnie burza chociaż jest dopiero 11.00 godzina. Ale do rzeczy... :-)

Ten tydzień był wyjątkowy. Przez cały tydzień rodzice szykowali się na moje święto. Mianowicie w tym tygodniu odbył się mój Chrzest Święty.

Tak na prawdę z tych emocji nie pamiętam czy coś poza tym się działo. Mamusia przez cały tydzień przeżywała czy wszystko się uda tak jak ma się udać, jaka będzie pogoda i czy wszystkim uda się dotrzeć na czas. 

Mój ojciec chrzestny - Adam przyjechał już w sobotę. Wcześniej rodzice wysprzątali całe mieszkanie na przyjęcie gości. Tatuś trochę pomarudził i powiedział, że gdyby wiedział, że tyle czasu to zajmie to by wynajął osobę do sprzątania. Taki trochę leniuszek z tego tatusia :-) Hehe

Wujek przyjechał i miałam nową osobę do zabawy. Z mamusią i tatusiem też jest fajnie, ale cieszę się jak mam również inne towarzystwo. 

Nocy przed chrzcinami mamusia nie przespała. Trochę się denerwowała i mówiła, że spała może ze 2 godziny. Tatuś za to spał w najlepsze.

Rano chwilę po 09:00 przyjechali babcia Basia, dziadek Wiesio, ciocia chrzestna Kasia i wujek Mariusz. Ciocia przywiozła mój prezent - śliczną sukienkę, buciki, skarpeteczki. Wujek wparadował do mieszkania z duuuuużym zapakowanym prezentem, który okazał się fotelikiem do karmienia. A od dziadków dostałam piękną, złotą bransoletkę. Oczywiście muszę trochę podrosnąć zanim będę ją nosiła. 

Od razu jak przyjechali goście to mamusia z ciocią zaczęły mnie ubierać. Miałyśmy we trzy dylemat czy mam założyć skarpetki czy rajstopki, bo zapowiadał się ciepły dzień chociaż rano był deszcz. Mamusia pozostawiła mi ten wybór. Pokazała w jednej ręce skarpetki, w drugiej rajstopki i zapytała mnie co chciałabym założyć - chwyciłam za skarpetki :-) Rajstopki i tak okazały się potem troszkę za duże.

Mama powiedziała, że  "jak zwykle" wszystko zadziało się na ostatnią chwilę i od razu po ubraniu mnie wyszliśmy z mieszkania. Mama zaczęła panikować "jak zwykle", że już jesteśmy spóźnieni, ale okazało się że zajechaliśmy do Kościoła na styk. 

O 10:45 spotkaliśmy się w zakrystii z księdzem u którego tatuś, ciocia i wujek podpisali dokumenty. A potem zajęliśmy miejsce w Kościele w pierwszej ławce. Oprócz mnie chrzczono jeszcze inną dziewczynkę i dwóch chłopców. 

Cała ceremonia była piękna :-) Jak ksiądz polewał mi główkę to nie płakałam wcale a mamusia za to miała oczy pełne łez. Strasznie się wzruszyła :-) Przez całą mszę jadłam swoją rączkę a pod sam koniec zasnęłam u tatusia na klacie :-) Mama potem opowiadała wszystkim jak słodko wyglądałam. Jak msza się skończyła, to zrobiliśmy parę zdjęć w kościele i kilka na zewnątrz. Usiadłam na ławeczce jak prawdziwa młoda dama ;-)


ups. chyba muszę trochę potrenować noszenie sukienek ;)

W międzyczasie tatuś poszedł jeszcze raz do księdza, bo zapomnieliśmy wyjąć prezenty do poświęcenia - od wujka Adama prześliczny złoty wisiorek z Maryją, obrazek od babci Ali i dziadka Wiesia i wizerunek Maryi, który mama i tata dostali od rodziców mamusi jak się wprowadzili do nowego mieszkania, a który będzie prawdopodobnie wisiał nad moim łóżeczkiem. 

Po całym zamieszaniu pod kościołem pojechaliśmy wszyscy do restauracji na obiad. Dzień, pomimo porannego deszczu okazał się bardzo upalny. Wręcz nie było czym oddychać. Na sali, w której siedzieliśmy okazało się, że nie ma klimatyzacji. Ale to był jeden jedyny minus. Cała reszta udała się na prawdę wyśmienicie. Pyszne jedzenie, pięknie podane, dobry i ładny tort no i oczywiście wspaniali goście. Było ich aż 13. Bawiłam z każdym po kolei i cały czas się śmiałam :-) Imprezę skończyliśmy po 17.00. Potem pojechaliśmy jeszcze do nas do mieszkanka, bo mamusia musiała spakować nas na wczasy. Plan był taki, żeby od razu z dziadkami pojechać na podlasie. Całą trzy godzinną drogę była burza. Ja ją jednak całą przespałam :-)

Tatuś został w Warszawie. Strasznie z mamusią za nim tęsknimy, ale już w piątek do nas dołączy i jeśli pogoda dopisze to weekend spędzimy nad jeziorem :-) 

Jeszcze raz na koniec napiszę, że jestem bardzo szczęśliwa :-) cieszę się, że tyle osób chciało ze mną być w tym ważnym dniu.

Dziękuję!

Buziaki,
Laura

sobota, 18 lipca 2015

[ chcę, nie chcę ]


Laura wkroczyła właśnie w etap z powyższego obrazka :-) Pan Raczkowski zna się na rzeczy ;-)

pozdrawiam nieco humorystycznie,
diabelnieanielska

.. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. 
Przeczytałaś/eś? Spodobał Ci się mój post? Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie ślad :-)

czwartek, 16 lipca 2015

[ przepyszne batoniki/ciasteczka muesli ]

Kto lubi podżerać słodycze ręka do góry! No niestety moja ręka wzniosła się w ekspresowym tempie. Nie ma co ukrywać, że lubię zjeść :) Jedzenie jest czymś co mnie uspokaja i zapełnia mój czas. Lubię jeść, gdy oglądam film, czytam książkę czy krążę po internecie. Czasem padało na tabliczkę czekolady, czasem na jakieś ciasteczka czy ciasto. Od zawsze lubiłam sama przygotowywać różne ciasta i desery. Jakiś czas temu mama podsunęła mi mega szybki przepis na batoniki a właściwie ciasteczka muesli. Kto lubi tego typu rzeczy zapraszam do zapoznania się z przepisem i wypróbowania, bo samo przygotowanie to tylko chwilka :-)



Składniki:
20 dag krówek mlecznych
1/4 kostki masła
2 szklanki płatków owsianych
1 szklanka pestek słonecznika łuskanego
1 szklanka różnych "ulubionych inności" - u mnie dobrze sprawdziły się jagody goji, nasiona chia, sezam
1 łyżka kakao


Wykonanie:

W garnku rozpuścić masło i krówki. Dodać pozostałe składniki i dokładnie wymieszać. 

Kolejny etap każdy dostosowuje do możliwości swojej lodówki. Ja na blaszce z piekarnika rozłożyłam folię spożywczą, wyłożyłam masę, uformowałam ok 1 cm zbity placek. Potem przykryłam kolejną warstwą folii spożywczej i poprzez folię plastikowym nożem pokroiłam na mniejsze kawałki (jak poniżej na zdjęciu)


Tak przygotowane ciasteczka wstawiłam do lodówki do schłodzenia. W międzyczasie wyszłam na spacer z Laurą i wróciłam po ok 2 godzinach. Wtedy ciastka już były schłodzone. Wyjęłam je z lodówki, zdjęłam folię i porozłamywałam na kostki.


Ważne, aby przechowywać je w lodówce :-)

prawda, że proste?

smacznego!

pozdrawiam,
diabelnieanielska

.. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. 
Przeczytałaś/eś? Spodobał Ci się mój post? Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie ślad :-)

wtorek, 14 lipca 2015

[ Opowieści Laury - mam już 17 tygodni !]


Cześć i Czołem moi wierni kompani :)

Ten tydzień obfitował w niesamowite przygody. Atrakcją główną była wycieczka do Zakopanego. Uwierzycie? Byłam po raz pierwszy w swoim życiu w górach. Ależ było pięknie! Szkoda tylko, że tak krótko :-( ale całość relacji za chwilę.

Początek tygodnia zaczął się nabyciem przeze mnie nowych umiejętności. Mamusia dzień wcześniej poczytała w internecie, że maluchy w moim wieku powinny już przewracać się na brzuszek i zaczęła się martwić, że ja jeszcze nie potrafię. No i co ja zrobiłam? Pokazałam jej, że ja przecież umiem ale nie chciałam się chwalić :) Mama jak co wieczór położyła mnie do łóżeczka. Grzecznie sobie spałam. Około 3.00 jak mamusia przyszła mnie nakarmić (bo strasznie krzyczałam) zobaczyła mnie - swoją córcię - leżącą na brzuszku i krzyczącą z radości :) Aż pobiegła budzić tatę, żeby przyszedł zobaczyć :) 
A rano chyba nadal nie mogła uwierzyć, że to nie przypadek i jak położyła mnie na mojej farmie to jeszcze raz jej pokazałam jak to robię. Nie ma co - zdolniacha jestem!
I tak od tego momentu moim ulubionym ostatnio zajęciem jest przewracanie się na brzuszek wszędzie i o każdej godzinie. Poprzez to trzeba mnie bardzo pilnować, bo nawet na przewijaku mam ochotę na fikołki. 

W środę przyjechała do nas ciocia Agata, która wyruszyła z nami w podróż w góry. Wyruszyliśmy z Warszawy o 4 rano w czwartek. Podróż minęła nam na częstych przystankach na karmienie i odpoczynek. Najważniejsze było, żebyśmy zdążyli dojechali do 12.00, bo o tej godzinie zaczynał się ślub znajomych rodziców. No i udało się. Byliśmy równo o 11.40. Mamusia zdążyła jeszcze mnie nakarmić. Kościółek był prześliczny, mały, cały w drewnie. Ciocia z wujkiem bardzo się ucieszyli, że udało nam się przyjechać. W kościele byłam bardzo grzeczna :-) Potem pojechaliśmy poszukać noclegu w miejscu, w którym rodzice zawsze mieszkają. Udało się bez problemu znaleźć pokój z widokiem na góry. Szybko się ogarnęliśmy i ruszyliśmy w miasto. Najpierw zjedliśmy obiad. Tzn  najpierw rodzice i ciocia zjedli a potem ja. Następnie zaliczyliśmy w pięknej pogodzie Gubałówkę. Szkoda tylko, że dojazd jest mało przyjazny dzieciom w wózkach, bo rodzice musieli co chwilę nosić mnie w wózku po schodach. Nawet w kolejce, która nas zawiozła na górę nie było żadnych platform ani nic. Widziałam, że Pan na wózku też miał spore problemy.
Na Gubałówce trochę pospacerowaliśmy, zrobiliśmy sobie zdjęcia :-) Jak widać na głównym zdjęciu moja radość sięgała zenitu :) Ciocia Agata powiedziała, że tata mnie tu podniósł jak Król Lew podnosił Simbę :) Wtedy też tatuś pierwszy raz usłyszał jak się śmieję na cały głos :)
Po Gubałówce musieliśmy najpierw powoli a potem coraz szybciej wrócić do naszego wynajętego pokoju, bo bardzo szybko zebrały się ciemne chmury i jak tylko weszliśmy do pensjonatu to lunął deszcz. 
Na 19.00 zostaliśmy zaproszeni do cioci i wujka na ślubną kolację w karczmie. Wtedy już nie padało, było bardzo rześkie powietrze. W karczmie było bardzo głośno, bo grał zespół. Mama mnie nakarmiła a potem bujała żebym zasnęła. Najciężej chyba było usnąć, bo nie dość że trochę głośno to jeszcze nie mogłam w wózku uskuteczniać przewracania się. Próbowałam usnąć na boczku ale miałam blisko ścianki wózka i za bardzo mi to nie wychodziło. Po długich próbach jak mi się udało to usnęłam raz-dwa. Obudziłam się o 21.00 i pojechaliśmy do pensjonatu. 

Drugi dzień rozpoczęliśmy od zakupów oscypków i od śniadania w karczmie koło 10.00. A potem pojechaliśmy do Doliny Kościeliskiej na spacer. Było trochę wietrznie chociaż prawie cały czas świeciło słońce. Niestety doszliśmy tylko do połowy trasy, bo potem było już bardzo kamieniście i bym tylko cały czas podskakiwała w wózku. Cały spacer zajął nam prawie 3 godziny :) Potem wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w podróż powrotną do Warszawy. W domku byliśmy o 23.00. 

W sobotę rano mieliśmy kolejną rehabilitację. Szybko minęło. Tym razem troszkę się denerwowałam, ale mamusia próbowała zajmować mnie zabawkami. Kolejne zajęcia mamy za dwa tygodnie. Potem odwieźliśmy ciocię Agatę na autobus do centrum i skoczyliśmy na szybkie zakupy do Empiku, żeby kupić prezent ślubny. W sobotę odbyła się w Warszawie druga część wesela czwartkowego. Tym razem jednak już nie poszłam z rodzicami. Koło 18.00 przyjechała ciocia Kasia i wujek Mariusz, którzy się mną zajmowali tego wieczoru. Mama strasznie się denerwowała czy dadzą sobie radę i czy nie będę mocno płakała. Rodzice obiecali, że przyjadą przed 21.00 na ostatnie karmienie i usypianie mnie. W międzyczasie dałam trochę popalić, bo stwierdziłam "a co! trochę popłaczę". No i płakałam. Mama doradziła cioci, żeby mi śpiewała kołysanki jak będzie już źle no i ciocia śpiewała z pół godziny :) chwilę przez przyjazdem rodziców usnęłam. Mama mimo wszystko trochę mnie podkarmiła i dalej poszłam spać. Obudziłam się po 1.00, ciocia zmieniła mi pieluszkę, nakarmiła mnie z butelki mamy mleczkiem i ululała mnie znów do snu. Jak już się usypiałam to wrócili rodzice :) Tak minęła pierwsza noc bez rodziców w domku. Na pewno będzie jeszcze okazja, bo pod koniec sierpnia rodzice mają imprezę i 2 tygodnie później znów mają wesele :) wtedy zostanę chyba z dziadkami. 

W niedzielę nawet dałam pospać rodzicom i cioci. Dopiero koło 10.00 wszyscy zwlekli się z łóżek. Ciocia bawiła się ze mną prawie do 14.00 :) Muszę się częściej z ciocią spotykać bo fajnie było.

Tak minął nam tydzień. A w następną niedzielę już będą moje chrzciny i potem jadę z mamusią na cały tydzień na Podlasie :)


buziaki,
Laurka

poniedziałek, 13 lipca 2015

[ to już...]

Ostatnio całe moje tygodnie wyglądają tak samo a ja sama ginę w czasoprzestrzeni i często pytana o datę bądź dzień tygodnia po prostu nie mam pojęcia co odpowiedzieć i muszę szybko zajrzeć do kalendarza. 

Otóż. Dziś przy okazji planowania tygodnia zajrzałam do kalendarza. Dziś mija równo rok jak zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym :) Aż się wzruszyłam i pobiegłam szybko przytulić naszą Laurę :)

Równo rok temu nasze życie zmieniło się o 180 stopni. Z minuty na minutę staliśmy się rodzicami i nie wiedzieliśmy co będzie dalej. Pamiętam, że miałam wiele obaw. A dziś? Jesteśmy szczęśliwymi rodzicami prawie 4 miesięcznej córeczki, która jest całym naszym światem :) Nie wyobrażam sobie życia bez niej :)

Ach. Chciałam się tylko podzielić z Wami tym naszym małym świętem :)

buziaki,
diabelnieanielska

niedziela, 12 lipca 2015

[ prezent od bobovity ]

Prezentów ciąg dalszy :-) Tym razem przesyłka, którą otrzymałam od Bobovity :) A co znalazło się w środku? Zapraszam do dalszego czytania.


Muszę przyznać, że tego typu akcje promujące produkty są super. Nie dość, że są bardzo miłe to jeszcze na prawdę dają możliwość przetestowania produktu. Do tego często zawierają przydatne materiały dydaktyczne. Tak również jest w tym przypadku. Paczka od Bobovity zawiera przede wszystkim Poradnik żywienia małego dziecka z Planem 5 kroków urozmaicania diety oraz Schematem żywienia. Ponad 70 stron porad i wprowadzenia w żywienie dzieci. Na razie tylko "na szybko" przejrzałam jednak zamierzam zapoznać się z nim od deski do deski. 

Dodatkowo poza listem przewodnim w paczce znalazły się produkty Bobovita:
- groszek w słoiczku
- marchewka w tubce
- kaszka w saszetce.

Dołączone zostały również dwa kupony na 4 bezpłatne saszetki mleka następnego Bebiko 2 dla niemowląt powyżej 6 miesiąca życia. Jeden z kuponów przeznaczony jest dla mnie - drugi mogę przekazać znajomej mamie. 

Czy ktoś byłby zainteresowany? Kupon mogę przesłać pocztą a na terenie Warszawy mogę przekazać osobiście jeśli znajdzie się osoba zainteresowana. 
Czekam na maile: 
thediabelnieanielska@gmail.com.
Kto pierwszy ten lepszy :-)

Dodatkowo zupełnie niezobowiązująco zachęcam przyszłe i młode mamy do rejestracji na tego typu stronach :-)

pozdrawiam ciepło,
diabelnieanielska

wtorek, 7 lipca 2015

[ opowieści laury - mam już 16 tygodni !]



Cześć i czołem!

Upały, upały, upały :-) Myślałam, że lepiej będę je znosiła. Troszkę się przez nie męczę i jestem troszkę bardziej marudna. Są też oczywiście plusy, bo jak wymęczę się w dzień to potem długo śpię. Ostatnio przespałam bez pobudki 9 godzin. Mama była przeszczęśliwa, bo też się wyspała :)

W ubiegły wtorek byliśmy z samego rana na usg przezciemiączkowym i na usg mięśnia mostkowo-sutkowo-obojczykowego. Okazało się, że pierwsze usg wyszło bardzo dobrze. Natomiast na drugim usg wykazało, że z lewej strony barku mam większy mięsień. I to pewnie dlatego tak się krzywo układam. Jak będziemy na rehabilitacji to mama powie Pani co wyszło na usg i może wtedy nam zaleci jeszcze bardziej szczegółowe ćwiczenia. Na razie ćwiczymy tak jak do tej pory. 

We wtorek byłyśmy z mamusią po południu w parku. Wzięłyśmy kocyk, moje zabawki, mama wzięła sobie książkę i poleżałyśmy wygrzewając się w słoneczku :) bardzo mi się podobało. A w piątek umówiłyśmy się z mamy koleżankami i ich córeczkami nad pobliską wodę. Spędziłyśmy tam pół dnia od 11.00 do prawie 16.00. Leżałyśmy sobie w cieniu, woda pluskała, drzewa szumiały a kaczki pływające niedaleko ganiały się wesoło. Poznałam też nową koleżankę - Zuzę. Drugą koleżankę - Olę już poznałam wcześniej. Pisałam Wam o niej jak miałam 5 tygodni

W sobotę natomiast miałyśmy z mamusią bardzo aktywny dzień. Od samego rana ruszyłyśmy z ciocią Kasią na podbój IKEA. Mama kupiła regał do mojego pokoju z którego na razie będzie korzystał tatuś i fotel też do mojego pokoju do karmienia mnie a potem jak już nie będę jadła z cycusia do czytania mi bajek :-) Oba te produkty przyjechały do nas dopiero wczoraj. Ciocia też kupiła kilka rzeczy i ogólnie pomimo mega upału panującego w sobotę zakupy można udać za bardzo udane.

Muszę Wam też napisać, że fajnie w tej IKEA. Na samym wejściu trochę zgłodniałam i okazało się, że jest tam nawet specjalnie przygotowany kącik dla takich maleństw jak ja i ich mam. Jest tam stolik i fotel do karmienia. Dzięki temu nie musiałyśmy się nigdzie chować i w spokoju mamusia mogła mnie nakarmić. Brawo IKEA za takie pomysły! :)

Plan był też taki, żeby po drodze zajechać do Janek do Smyka po sukienkę, którą mama z ciocią upatrzyły na mój chrzest. Okazało się jednak, że w całej Warszawie nie ma już mojego rozmiaru :-( Ciocia wpadła na pomysł, żeby pojechać do Maximusa w Nadarzynie. Po drodze troszkę utknęłyśmy w korku, bo na samych światłach przy CH rozkrzyżował się tir i zablokował drogę. No ale najważniejsze jest to, że znalazłyśmy dla mnie sukienkę :) Przymierzyłam ich chyba z osiem, ale w końcu wybrałyśmy tę najpiękniejszą :) Już za niecałe 2 tygodnie będę w niej obchodziła swoje małe święto. Na razie została u cioci, bo jako mamusia chrzestna kupiła mi sukienkę w prezencie i przywiezie mi ją w dniu chrztu :-) Trochę szkoda, bo chętnie chodziłabym w niej już teraz :-(


W niedzielę natomiast tatuś zabrał mamusię na zakupy, bo mama po otworzeniu swojej szafy stwierdziła, że żadna wyjściowa sukienka nie dopina się w biuście. No sorry mateczko, ale moje mleczko jest ważniejsze niż jakaś tam sukienka ;-) Na szczęście udało się mamusi kupić nową sukienkę. Wygląda w niej prześlicznie! No i mamy kompromis - ja mam mleczko, mama pasującą sukienkę a tatuś spokój :)

No i jak zauważyliście już na zdjęciu głównym w tym tygodniu moim ulubionym strojem okazał się strój golaska :) przez te upały mama mi często funduje leżakowanie z gołą dupcią :) piszczę wtedy na cały głos tak mi fajnie i przyjemnie :) pewnie już cały blok słyszał jak się cieszę :-)

A wy co robicie, żeby przetrwać te upały?

buziaki,
Laurka

niedziela, 5 lipca 2015

[ Mata interaktywna Canpol Babies - Wesoła Farma - recenzja ]



Kochani dziś chciałabym opowiedzieć Wam trochę o macie edukacyjnej "Wesoła Farma" z Canpol Babies. 

Farmę kupiliśmy na pierwszy dzień dziecka naszej Laury. Miała wtedy niecałe 3 miesiące. Najpierw szukaliśmy jej w sklepie stacjonarnym Smyk jednak po nieudanych próbach zamówiłam ją w sklepie internetowym z zabawkami za o wiele niższą cenę niż w Smyku. 

Kilka słów ze strony Smyk.com odnośnie produktu (ps. wiedziałyście, że sklep internetowy smyk.com nie jest stroną internetową tego stacjonarnego Smyka?):



I wszystko się zgadza. Miękka, kolorowa, wyposażona w fajne gadżety. Mata jest idealnej wielkości. Laura się na niej mieści. Dopóki nam się nie turla mata jest rozłożona. Myślę, że jak zacznie fikać na boki to zapniemy ścianki na rzepy i zobaczymy, czy faktycznie spełnią swoje zadanie. 

Zawieszone na pałąkach zabawki są super. Zaczynając od kwiatka-lusterka na środku przez cztery wiszące grzechotki i piszczałki aż po szeleszczące uszy krowy na macie, piszczącą pszczółkę i brzęczącą marchewkę. Z tego co zauważyłam to ptaszek na macie też ma kulkę w sobie która z założenia miała chyba piszczeć a nie piszczy lub miała po prostu być, żeby dziecko czuło że tam coś jest. 

Laura od samego początku spędza na macie mnóstwo czasu. Mata potrafi nam "zabrać" dziecko na jakiś czas. Żywe kolory, mnóstwo zabawek - tyle wystarczyło, żeby Laura miała zajęcie a mama chwilę czasu dla siebie :-)

Dla urozmaicenia dorzuciłam na matę króla świń z Angry Birds, którego Laura turla wokół siebie. A że też jest jasno zielony to idealnie pasuje do farmy. 

Jedynym minusem, który zauważyłam na obecną chwilę jest to, że ma ona zbyt cienkie podłoże. Ja rozwiązałam ten problem podkładając pod matę gruby koc. 

Jeśli ktoś z Was zastanawia się nad zakupieniem tej maty to ja serdecznie polecam. Sprawdza nam się na prawdę fajnie :)

A na koniec Laura na farmie :-)


  



pozdrawiam,
diabelnieanielska

piątek, 3 lipca 2015

[ ShinyBox - czerwiec 2015 ]


Ostatnie pudełko ShinyBox trafiło w moje ręce. W tym miesiącu Shiny Box świętuje swoje urodziny, więc pudełko zostało nazwane Birthday Edition. Zapowiedzi były bardzo obiecujące i myślałam, że jako że to edycja urodzinowa to i pudełko będzie za przeproszeniem "urywało du*ę". Niestety nic mi nie urwało. Wszystko pozostało na swoim miejscu. Czy jestem zadowolona? Zaraz się przekonacie. Ale po kolei.


Na początek dwie ulotki rabatowe - jedna na soczewki kontaktowe - 6% i okulary - 25 zł i  dieta na 14 dni z OXY smartdiet.

Jeśli któraś z Was korzysta z soczewek to zapraszam na stronę szkla.com z kodem SHINYBOX6. Okulary z kodano.pl z kodem SHINYBOX25.


A w pudełku znalazły się tym razem:



1. MAGICLASH Serum stymulujące wzrost rzęs.  Preparat oparty na naturalnych składnikach ma odbudować i upiększyć rzęsy.
Chętnie przetestuję. Z tego typu produktów miałam wcześniej odzywki z Eveline i L'biotica. Obie fajnie współpracowały z moimi rzęsami i obie używam obecnie - chociaż już nie tak regularnie jak na początku.
Produkt pełnowymiarowy w cenie 99 zł za 5 ml. 

Pudełko było intensywnie reklamowane tym, że właśnie ten produkt się w nim znajdzie. Zapewne tylko z tego względu wiele osób zamówiło pudełko. 

2. LILLAMAI Peeling algowy do ciała. Ma złuszczać, odżywiać i regenerować a ogólnie rzecz biorąc uelastyczniać całe ciało. 
Ja uwielbiam produkty do ciała, wszelkie peelingi itd. Na pewno przetestuję :)
Produkt pełnowymiarowy 120 ml za 51 zł. W pudełku pojemność 50 ml - 21,25 zł

3. APIS. Mgiełka do twarzy i ciała. Oparta na naturalnych składnikach ma zapewnić piękny, świeży i promienny wygląd. Mi trafiła się mgiełka z wodą różaną i ekstraktem z dzikiej róży.
Uwielbiam moją wodę termalną i wydaje mi się, że z taką mgiełką też się chętnie zaprzyjaźnię :)
Produkt pełnowymiarowy w cenie 24 zł za 150 ml.

4. SILCARE Masełko do skórek. Preparat ma zapobiegać wysychaniu skórek wokół paznokci, ma je zmiękczać i natłuszczać. 
Ja mam duże problemy ze skórkami, więc na pewno mi się przyda. Mam nadzieję, że będzie działał.
Produkt pełnowymiarowy w cenie 9 zł za 12 ml. 

5. GLAZEL VISAGE Cień do powiek wypiekany Terracotta. Kolor miedzi. 
Produkty Glazel znalazłam wcześniej w poprzednich Boxach. Muszę przyznać, że cień sypki, który znalazłam wcześniej używam namiętnie i myślę, że jeśli ten cień będzie ładnie wyglądał na moich powiekach to też się z nim polubię. Z mojego doświadczenia poprzedni cień się nie osypuje, ładnie wygląda i długo się utrzymuje na powiece bez używania bazy :-)
Produkt pełnowymiarowy w cenie 30 zł za 9 g.

6. SKIN 79 Krem HOT PINK BB & Krem VIP GOLD BB. Reklamowany jako najchętniej kupowany azjatycki krem BB na polskim rynku. 
Kiedyś nawet rozglądałam się za azjatyckimi kremami BB aż w końcu skończyłam na kupieniu najpierw kremu BB z Loreal, który bardzo lubiłam a potem przerzuciłam się na krem cc z Bourjois, którego mam już drugie opakowanie. Próbki, które zostały dołączone do pudełka mają bardzo małą pojemność. Jeśli na prawdę mnie zachwycą to zastanowię się nad kupnem. Moja skóra jest mało problematyczna, trądzik nigdy mnie nie dotyczył, więc nie masakruję już od dawien dawna skóry mocnymi podkładami. Używam albo kremu cc albo podkładu mineralnego z Lily Lolo, który ostatnio testuję i bardzo się polubiliśmy. 
Pełnowymiarowy krem można kupić za około 100 zł. Próbki mają kilka ml ale nie widzę informacji ile dokładnie. 



Podsumowując:
Pudełko zamówiłam za 49 zł a produkty dostałam o wartości 183,25 + dwie próbki o nieznanej mi wartości. Całkiem nieźle. Szczerze powiem, że jak otworzyłam pudełko byłam zawiedziona. Ale jak zaczęłam pisać post i bardziej zastanawiać się nad produktami to jestem nawet zadowolona, bo tak na prawdę są one trafione w punkt. Na razie kończę tym pudełkiem moje testowanie z ShinyBoxem. Raz na jakiś czas zastanawiałam się nad BeGlossy, ale chyba jeszcze nie zachęciło mnie nic na tyle, żeby znów coś zamawiać. 


Podsumowując wszystkie zamówione pudełka polubiłam comiesięczne prezenty. Jak przychodziła paczka to otwierałam ją jak świąteczny prezent, bo nie wiedziałam czego się spodziewać :-)  Większość produktów używam lub czekają na użycie. Z tych które już użyłam jestem zadowolona i na pewno zdarzy się tak, że niektóre kupię ponownie. 
Tego typu pudełka są dla osób, które lubią testować nowe produkty, lubią prezenty i mają dużo miejsca na zapasowe produkty :) Ja osobiście jestem zadowolona. Chociaż jakbym prawdopodobnie miała dostawać takie pudełka przez ileś miesięcy to zawaliłabym się produktami po sufit. Mimo wszystko często większą radość mam z produktu na który długo odkładałam i chomikowałam pieniądze a jest on moim wymarzonym produktem. Tak np było z podkładem Lily Lolo na który czaiłam się już co najmniej 2 lata czy rozświetlaczem Mary Lou-Manizer.

A jak Wam spodobało się to pudełko urodzinowe oraz poprzednie boxy? 

pozdrawiam,
diabelnieanielska

środa, 1 lipca 2015

[ Opowieści Laury - mam już 15 tygodni ! ]



Cześć :-)

w tym tygodniu sporo się wydarzyło. Zacznę od tego, że w poniedziałek 22.06 byłam na kolejnych szczepieniach. Sama wizyta u pediatry poprzedzająca szczepienie poszła bardzo dobrze. Jestem już prawie 6-cio kilogramową dziewczynką. Ładnie przybieram na wadze i cały czas pięknie się rozwijam. Na szczepieniu oczywiście płakałam. No bo jak nie płakać jak mnie kłują igłą w nóżkę? Każdy by płakał. 

We wtorek obchodziliśmy dzień tatusia :-) mój kochany tatuś miał swoje święto. Z mamusią wpadłyśmy na pomysł, żeby zrobić mu laurkę (hehe ja jestem Laurka i zrobiłyśmy laurkę ;-)). Nawet sprawnie nam poszło :-) Laurka przedstawia motylka zrobionego z moich stópek. Przyznam Wam się, że mama znalazła inspirację w internecie a ja od razu podłapałam pomysł. Zresztą sami zobaczcie :)

Tatuś był przeszczęsliwy!

Do tego mama upichciła pyszny obiad. Tata wiele razy prosił, żeby mama zrobiła coś z wołowiną, ale po jednej nieudanej próbie nie chciała się więcej bawić w gotowanie akurat tego mięsa. I tak przyszła dobra okazja i mamusia (oczywiście z moją pomocą) ugotowała francuskie danie Boeuf Bourguignon z TEGO przepisu. Wyszło pyszne. Tacie aż się uszy trząchały jak wcinał :-)

W tym tygodniu mamusia zaczęła bawić się w perfekcyjną panią domu i zrobiła zapas dżemów truskawkowych i truskawkowo-bananowych na zimę :) dżemy na bazie owoców i odrobiny cukru są super i może nawet ja będę mogła troszkę ich spróbować jak będę większa. 

W środę odwiedziła nas ciocia Gosia, ciocia Sandra i wujek Przemek. Dostałam w prezencie śliczny kocyk :) ten dzień nie należał do najlepszych. Byłam strasznie marudna od rana do wieczora i nie pozwoliłam mamie za bardzo odpocząć. Aż dziwne, że udało jej się przygotować gościnę, bo jak tylko mnie odkładała to zaczynałam marudzić i płakać. Ale moja mamusia jest strasznie obrotna i ze wszystkim sobie poradziła. Mama mówi, że to pewnie skutek uboczny szczepienia, bo to nie możliwe, żebym była aż taką niegrzeczną dziewczynką :) myślę, że ma rację!

W piątek poszłyśmy z mamusią na spacer do parku. Świeciło trochę słoneczko, więc mama wpadła na pomysł, żeby wziąć kocyk i poleżeć na trawie. Mama poczytała sobie książkę, ja zdrzemnęłam się. Musiałyśmy po godzinie się już zbierać, bo zrobiło się trochę chłodno i momentalnie się zachmurzyło. Pokropił nawet deszczyk. Mimo wszystko było fajnie i mama obiecała, że jak się zrobi cieplej to będziemy chodzić do parku częściej.

Sobotę rozpoczęliśmy od kolejnych zajęć rehabilitacyjnych. Tatuś praktycznie na wejściu dostał burę od Pani rehabilitantki za to, że nie rozbiera mnie w sposób w jaki Pani pokazywała tydzień temu :) Potem było już fajnie. Przez całe pół godziny ćwiczyłam grzecznie z Panią. Mamusia z tatusiem się przyglądali. 
Jako że mama dużo ze mną ćwiczyła w domku to Pani powiedziała, że już widać, że zrobiłam spore postępy. Czuła, że moje mięśnie są już bardziej rozluźnione i lepiej współpracuję. Bardzo nas to ucieszyło. Przed nami jeszcze 4 wizyty. Ciekawe czy uda nam się zminimalizować moją asymetrię. 

Po rehabilitacji dalsza część soboty była bardzo przyjemna. Pojechaliśmy z rodzicami do wujka Konrada do Kobyłki. Wujek ma dom z ogrodem. Rodzice z wujkiem zrobili sobie grilla a ja leżałam na kocyku lub w wózeczku i delektowałam się świeżym powietrzem. Było super! I dostałam mega prezent od wujka w postaci kaczuszek do kąpieli - jedna duża mama-kaczka i 3 kaczuszki-dzieci. Już się nie mogę doczekać jak będę mogła się z nimi pluskać w wannie.

W niedzielę od razu po przebudzeniu i pierwszym śniadaniu ruszyliśmy z rodzicami na podlasie do dziadków. Przeważnie jak jeździliśmy to jechaliśmy wieczorem i potem jak przespałam noc mogłam od rana ruszyć do zabawy z dziadkami, ciociami i wujkami. A teraz przez tą zmianę godziny wyjazdu na poranną trochę pokręcił mi się harmonogram mojego dnia. Co prawda przespałam całą drogę i nawet nie zatrzymywaliśmy się na jedzonko, ale potem jak już zajechaliśmy to przez cały dzień byłam marudna i płaczliwa. Trochę się w międzyczasie bawiłam ze wszystkimi a wieczorem babcia, dziadek i mamusia mnie wykąpali. Tatuś w tym czasie zorganizował rodzinnego grilla i jak już leżałam w łóżeczku to mama też na niego dołączyła. Co prawda mama odłożyła mnie do łóżeczka jak zwykle z nadzieją, że za chwilę zasnę. Co to to nie. Ja miałabym spać jak w ogrodzie jest impreza? :-) Nie w głowie mi było spanie. I takim sposobem jeszcze trochę sobie poszalałam w łóżeczku :) Ale jak usnęłam to mama musiała mnie specjalnie budzić na karmienie, bo nie wzięła laktatora a przepełnione mleczko dawało mamie o sobie znać. W poniedziałek musieliśmy już wracać do domku, ale wyjeżdżając dostałam jeszcze grzechotkę od babci :) 

A co nowego w moim rozwoju? Pięknie łączę już rączki, chwytam przedmioty, dotykam rzeczy trochę bardziej świadomie. Co złapię to próbuję zjeść. Przewracam się też namiętnie na boczki i w poniedziałek udało mi się prawie ugryźć moją stopę :-) Leżąc na brzuszku ładnie trzymam główkę, uczę się przewracania z brzuszka na boczki. Nadal jestem strasznym wesołkiem i dużo rozmawiam. Jak mamusia rano zagląda do mojego łóżeczka po nocy to od razu wysyłam jej duży uśmiech a ona mówi "Dzień dobry kochanie/myszko/żabciu, jak się spało?", bierze mnie na ręce i dodaje, że bardzo mnie kocha :-) Uwielbiam też popołudniowe zabawy z tatusiem, dużo wtedy rozmawiamy i się śmiejemy :-)

Ostatnie tygodnie minęły nam na czytaniu Baśni braci Grimm. Mama czytała mi w ciągu dnia, a czasem wieczorem po kąpieli jak jadłam kolację. Takim oto sposobem skończyłyśmy już czytać wszystkie baśnie z tej książeczki i mama wpadła na pomysł, żeby poszukać pudła ze starymi książeczkami z jej młodości u dziadków. Ale była uradowana jak się okazało, że kilka książeczek się zachowało. Wzięła je ze sobą do Warszawy. Nie musiałam nawet długo czekać i już w drodze powrotnej z podlasia do domku przeczytała mi o sójce co się wybierała za morze i o dziewczynce co miała w domu stworzenie, które się nazywało Samosię. Cała reszta czeka na swoją kolej :-)

A Wy? Czytacie swoim pociechom książeczki z Waszej młodości?

całuję,
Laurka