wtorek, 31 marca 2015

[ Opowieści Laury - mam już 2 tygodnie ! ]



Cześć :-)

Ależ ten czas szybko leci! Minęły już dwa tygodnie a ja mam wrażenie jakbym była na świecie od bardzo dawna. Przyzwyczaiłam się już do swojego łóżeczka, chociaż fajnie jest jak tata mnie buja w moim wózku. 

Tata od wczoraj jest już w pracy i zostałyśmy same z mamą. Mama mówiła, że się troszkę obawia, ale na pewno dzielnie damy sobie radę we dwójkę. Bo jak nie my to kto? :)

W ubiegły wtorek byliśmy z rodzicami na wizycie u Pani położnej. Pani mnie zważyła i sprawdziła czy ze mną wszystko w porządku. Pojawiły mi się jakieś plamki w ustach i mamusia mi kilka razy dziennie musi je smarować lekarstwem. Na początku strasznie płakałam, bo nie wiedziałam co się dzieje, ale potem zobaczyłam, że lekarstwo ma słodki smak i nawet mi się podoba. 

W środę jak mama rano zmieniała mi pieluszkę zobaczyła, że odpadł mi już pępek :-) Zrobili nawet z tatą zdjęcie na pamiątkę :-) Myślałam, że w takim razie nie będzie mi już przemywała go tym zimnym płynem, ale nadal to robi chociaż stara się bardzo, żeby mi nie było nieprzyjemnie. 

A w piątek byłam na swojej pierwszej wizycie u pediatry. Sporo czasu czekałyśmy w kolejce, chociaż byłyśmy umówione na 15:00 to do gabinetu weszłyśmy dopiero przed 16:00. Cały ten czas przespałam. Jak weszłyśmy do gabinetu to się obudziłam, bo mama musiała mnie rozebrać do badania. Tak jak w domku pokazałam od razu, że lubię wtedy niezapowiedzianie zrobić siku i śmierdzącą kupkę. Nawet Pani doktor się śmiała, że dałam o sobie głośno znać :-) Potem szybko musiałyśmy wracać do domku, bo strasznie się rozpłakałam z głodu. 

Zaliczyłyśmy z mamą też jeden bardzo krótki spacer, ale że było zimno oraz wietrznie i było to przy okazji wyjścia do pediatry to szybko spacer się skończył. Musimy poczekać na cieplejsze dni, bo mama się martwi, że się przeziębię.

W niedzielę była u mnie ciocia z wujkiem i dostałam swoją pierwszą sukienkę :) Jest jeszcze trochę za duża, ale już się nie mogę doczekać aż ją założę. Prawie całą wizytę przespałam, ale nie przeszkadzało to cioci i wujkowi w noszeniu mnie i zabawianiu :-)

Ważę już 3480 g. Podobno ładnie przybieram na wadze, więc mamusia jest szczęśliwa. Dostałyśmy skierowanie do ortopedy i za miesiąc mamy też pierwszą wizytę szczepienną.

Z tych niedobrych rzeczy to mam problemy z brzuszkiem. Pani doktor i Pani położna mówią, że za wcześnie na kolkę. Strasznie się wiercę i wyginam i pobolewa mnie brzusio. Mama z tatą robią wszystko, żeby nie bolało i widzę, że im smutno, że nie mogą mi pomóc. Tata dzielnie mnie nosi na rękach i przytula, mamusia robi mi herbatkę z rumianku i kopru włoskiego, które są bardzo niedobre, ale żeby jej nie było przykro to kilka kropelek wypijam. Masują mi brzuszek i nawet tatuś ogrzewał mi brzuszek suszarką. A może wy moje wirtualne ciotki macie jakieś porady na takie rewolucje brzuszkowe? Kupkę robię chętnie, ale zanim ją zrobię to strasznie się wiercę i płaczę. Mamusia coś znalazła w internecie o dyschezji niemowlęcej. Miałyście z tym styczność?

Poza tym jak już usnę to przesypiam 3-4 godziny, czasem w ciągu dnia mama śpi ze mną, bo jak wstaje do mnie w nocy to potem w ciągu dnia jest zmęczona. 

Mamusia z tatusiem cały czas mówią o jakichś świętach. I myślą czy jechać do dziadków czy nie. Mama chce bardzo, bo nie wyobraża sobie świąt we trójkę, ale tatuś się boi, że jestem jeszcze za mała i że jak u dziadków wszyscy przyjdą do mnie w odwiedziny to może mnie ktoś zarazić i to niebezpieczne. 

To chyba tyle. Idę pouśmiechać się do mamy, bo ona wtedy jest taka szczęśliwa :)

pozdrawiam,
Laura

sobota, 28 marca 2015

[ Shinybox marzec 2015 - moje pierwsze pudełko ]



Podczas mojego pobytu w szpitalu kurier dostarczył mi najnowsze, marcowe pudełko ShinyBox. Jak już wiecie z moich poprzednich postów zamówiłam je z czystej ciekawości i dziś chciałabym Wam je opisać i zrecenzować.  

Czy jest ktoś komu trzeba przedstawiać ShinyBoxa? Wydaje mi się, że nie bo każdy kto chociaż trochę błądzi po blogosferze lub YT przynajmniej raz musiał widzieć recenzje tych pudełek. 

W przeciwieństwie dwóch uprzednio opisanych przeze mnie boxów, które były typowe dla mam i kobiet w ciąży to pudełko jest tylko kosmetyczne. 


Za pojedyncze pudełko musimy zapłacić 59 zł, przy stałej subskrypcji 49 zł miesięcznie. Można też skorzystać z pakietów na 3, 6 lub 12 miesięcy. Wtedy cena wynosi kolejno 139 zł, 265 zł lub 539 zł.
Jeśli zatem ktoś decydowałby się na stałe przywiązanie do zamawiania tych boxów najbardziej oczywiście opłaca się opcja dłuższa. 


Paczka która przyszła była zapakowana od razu w kartonik z logo pudełka na dany miesiąc. W środku znajdujemy już docelowe, bardzo ładne, z twardej tektury pudełko, które na pewno wykorzystam na przechowywanie bibelotów :-)

Na wierzchu kilka ulotek (m.in. 20 zł do sklepu Obsessive.com oraz 30% do sklepu skincode.pl, które możliwe że wykorzystam :)) oraz karta informacyjna z opisem produktów z pudełka - standardowo jak w każdym innym boxie odkładam ją na bok :)





W pudełku znalazłam 5 produktów pełnowymiarowych ( z czego jeden to gratis ) oraz jeden produkt - próbkę.  



1. DelaWell Avocado Oil - czysty olej z awokado. Ma właściwości zmiękczające, nawilżające i regenerujące. Jest bogaty w witaminy. Idealny do skóry twarzy, ciała oraz włosów. Ja go wykorzystam do twarzy, bo podobno świetnie działa na zmarszczki (u mnie takowych bardzo dużych jeszcze nie ma ale profilaktycznie raz czy dwa w tygodniu zaaplikuję go pewnie na twarz).
Pojemność 30 ml za 22 zł

2. Etre Belle Wodoodporna kredka do oczu - kredka typu eyeliner w kolorze czarnym. Super trafiony produkt bo moja wymęczona kredka z L'oreal jest już na wykończeniu :) jeśli chodzi o firmę to nigdy o niej nie słyszałam, ale po zerknięciu na stronie to jej produkty określone są ekskluzywnymi produktami dla profesjonalistów :)
38 zł za sztukę 

3. Świt Pharma Exclusive Cosmetics Skarpetki SPA dla stóp - regenerują i odżywiają skórę stóp, mają właściwości odświeżające i dezodorujące, wygładzają, zmiękczają i nawilżają suchy naskórek oraz działają antybakteryjnie. Uff. ile obietnic. Jeszcze nie wypróbowałam, ale nie omieszkam :) Bardzo podoba mi się sam produkt, bo sama zamierzałam takiego wypróbować i teraz mam doskonałą okazję. 
15 zł za opakowanie

4. Makosh Glinka Biała - Kaolin - Łagodna dla skóry, usuwa zanieczyszczenia, wygładza i uelastycznia. Można ją stosować do masek i kąpieli. Nigdy nie stosowałam glinki, więc jestem bardzo jej ciekawa.
Pojemność 200 ml za 23 zł

5. Goldwell Krem do stylizacji włosów - optycznie zwiększa ich objętość, nadaje elastyczności i sprężystości. Jako, że z moimi włosami nigdy nie miałam lekko i raczej trzymałam się z dala od takich produktów to chętnie wypróbuję. Kto wie? Może zmieni się w końcu coś w kwestii modelowania moich włosów?
Produkt o pojemności 20 ml za ok 15 zł

6. Dove Kostka myjąca Beauty Cream Bar - tego produktu chyba nie trzeba przedstawiać. Na pewno wykorzystam, chociaż od pewnego czasu staram się używać raczej wygodniejszych mydeł w płynie.
Za 100 g produktu cena wynosi 6 zł.


Podsumowując:
Zawartość pudełka wyniosła 155 zł. Ja za nie zapłaciłam 59 zł, więc różnica w cenie wynosi aż 96 zł. Całkiem nieźle. 
Z dopasowania produktów do mnie jestem zadowolona. Na pewno wszystko wykorzystam. Spodobało mi się na tyle, że zamówiłam pakiet na 3 kolejne pudełka. Potem oczywiście znając życie będę miała już zapas produktów, więc zakończę tym moją przygodę. Chyba :-)

A jak Wam się podobają te produkty? Które z nich byście chętnie wypróbowały/li?

pozdrawiam,
diabelnieanielska

czwartek, 26 marca 2015

[ świat pamiątek, czyli moja porodowa historia ]


Nadszedł czas na moje wspomnienia. Wyszła z tego prawie powieść, ale chciałam spisać jak najwięcej szczegółów póki je pamiętam :-)

Tak się zamartwiałam, że przegapię poród a tu proszę. Wszystko potoczyło się zupełnie innym torem niż oczekiwałam. 

Sobota. 14 marca 2015 r.
Dzień leniuchowania. Po pysznej obiado-kolacji mąż ściągnął film do obejrzenia. Ot taki nasz weekendowy rytuał. Jako że ostatnio szybciej padałam ze zmęczenia to postanowiłam ogarnąć się wcześniej niż później na śpiąco dobudzać się kąpielą. Zrobiłam sobie długi prysznic, zrobiłam peeling ciała, umyłam włosy z masą odżywek, wysmarowałam się kremami itd :-) W momencie, gdy zobaczyłam krew na wkładce moje serce podskoczyło i automatycznie z głowy wypadło mi suszenie włosów i dalsze rytuały. Krzyknęłam do męża, żeby dopakował moją torbę szpitalną i się ubierał. Po 10-15 minutach staliśmy gotowi do wyjścia. Ja - z mokrymi włosami, mąż trochę zestresowany ale nieśmiało zadowolony, z nadzieją, że to już.
Całą drogę do szpitala pokonaliśmy w miarę szybko. Na szczęście sobotni wieczór nie obfitowął w korki na mieście i po około 10-15 minutach byliśmy na izbie przyjęć. Całą drogę trzymałam się za brzuszek z nadzieją, że córcia się poruszy i nic się jej nie stało.
Na stanowisku rejestracji Panie od razu wzięły mnie na ktg. Wyniki były tak wysokie, że maszyna co chwilę pikaniem informowała przekroczenie normy. Panie przybiegały co chwilę mówić mi żebym się uspokoiła to i dziecko będzie spokojniejsze. Ale jak tu się uspokoić jak nie wiesz co się dzieje...
Po chwili poproszono mnie do gabinetu na badanie. Położna stwierdziła, że krwawienie nie jest tak duże i że to pewnie przez to, że szyjka się rozszerza. Zrobiła usg i okazało się, że córcia będzie ważyła ok 3400 g. Zalecono dłuższe ktg i powrót znów na badanie. Mąż siedział ze mną i starał się mnie rozśmieszać, ale do śmiechu mi nie było. Po ok 40 minutach ktg skaczącego w górę i w dół wróciłam do położnej, która stwierdziła, że krwawienie się nasiliło i po konsultacji z lekarzem padła decyzja o zatrzymaniu mnie na obserwacji. Termin porodu wypadał na wtorek 17.03, więc nie chciano ryzykować odsyłaniem mnie do domu.
Po wypełnieniu wszystkich formalności przebrałam się i zaprowadzono mnie na Oddział Patologii Ciąży. Była już 23:00, więc męża odprawiono do domu. Mi założono jeszcze wenflon, zmierzono miednicę, brzuszek i ok 23:30 leżałam już w szpitalnym łóżku.
Pokój był dwuosobowy, dziewczyna na łóżku obok spała całą noc. Ja nie zmrużyłam niestety oka. Jak już udało mi się przysnąć to przed 5.00 przyszła położna podłączyć nam kontrolne ktg, zmierzyć ciśnienie i temperaturę.
Moje niespanie było też niestety skutkiem.... zbyt głośno chodzących wskazówek zegara na sali. Po prostu szlag mnie trafiał i nie mogłam skupić się na uśnięciu. Myślałam tylko o tym jak to będzie jak już córcia będzie z nami i czy będzie zdrowa.

Niedziela, 15 marca 2015 r.
Po śniadaniu miałam w końcu okazję poznać moją "współlokatorkę". Po obchodzie zaproszono mnie na badanie. Okazało się, że moje krwawienie najprawdopodobniej bierze się z wymrażanej wiele lat temu nadżerki. Lekarze stwierdzili, że nie ma co czekać i podadzą mi oxytocyne i zobaczymy czy coś się zadzieje, Po około 2 godzinach miałam skurcze co 5 minut, ale po odłączeniu oxytocyny wszystko ustało. Całe popołudnie zabrało mi nudzenie się, bo męża zaczęło coś łupać w kościach i dostał nakaz wzięcia aspiryny i leżakowania w domu zamiast przyjeżdżania do szpitala.
Na szczęście druga noc minęła mi już spokojniej i chyba przez niewyspanie z nocy wcześniejszej padłam jak zabita i budziłam się tylko na dwa krótkie ktg i na jedno dłuższe. W nocy zaczęła mniej jednak boleć ręka przy wenflonie, narósł mi jakiś guzek i zanim się doprosiłam o interwencję to minęło ponad 3 godziny.


Poniedziałek, 16 marca 2015 r.
I nadszedł poniedziałek. Po śniadaniu nastąpił obchód. Ku mojemu zdziwieniu w większości składał się z mężczyzn a nie jak dzień wcześniej z samych kobiet. Po obchodzie poproszono mnie na badanie. Lekarz założył rękawiczki w iście hollywoodzkim stylu strzelając na koniec z jednej z nich jakby zabierał się co najmniej do penetrowania odbytu słonia ;) tu nastąpiło przerażenie w moich oczach. I do tego dodał: "No nie będzie to najprzyjemniejsza rzecz jaka Panią w życiu spotka". Żartowniś. Tak mnie zbadał, że na fotelu podjechałam z pół metra do góry. Myślałam, że te jego palce wyjdą mi nosem co najmniej. A jak na złość dzień wcześniej rozmawiałam ze współlokatorką z łóżka obok, że mężczyźni są delikatniejsi. Masakra. Po badaniu ledwo doczłapałam się na swoją salę.
No nic. Badanie podsumowano mówiąc, że mam idealne warunki do porodu i podadzą mi oxytocynę, pochodzę po korytarzu i jeśli będzie miejsce na porodówce to dziś urodzę. Zjadłam, spakowałam swoje rzeczy na wszelki wypadek i się zaczęło.

O 10:20 podłączyli mnie pod ktg. 10 minut później dostałam dożylnie antybiotyki na GBSa i zadzwoniłam do męża, żeby był gotowy pod telefonem. Podano mi oxytocynę, skurcze były rzadkie i raczej lekkie. Po 2 godzinach poproszono mnie do gabinetu i przebito pęcherz płodowy a co za tym idzie - odeszły mi wody. Potem do 15:00 leżałam na sali, skurcze były mocne i częste. O 15:30 przeniesiono mnie na salę porodową i po chwili zjawił się mąż. Na tym etapie przy skurczach ledwo już wytrzymywałam, ale z tego co się okazało gorsze nadeszło później. Opiekowała się super położna i jedna ze studentek na którą wyraziłam zgodę. Położna powiedziała, że mogę skoczyć pod prysznic albo wejść do wanny. Wybrałam prysznic. Zanim jednak poszłam zbadała mnie i okazało się, że nie mam jeszcze wcale rozwarcia... Bolało przy skurczach jak cholera a ona mówi, że zero rozwarcia.
Poszłam pod prysznic, mąż ze mną. W skurczach masował mi plecy i bardzo wspierał. Nieoceniona pomoc, chociaż obawiałam się że sobie nie poradzi. Po ok 1,5 godziny pod prysznicem skurcze były tak silne, że myślałam że zejdę z tego świata. Studentka co jakiś czas przychodziła i sprawdzała tętno Laury. A potem już na fotelu porodowym podłączono mnie na 5 minut na ktg. Czemu tylko 5 minut? Bo wtedy zaczęłam krzyczeć, że główka napiera. Położna na to: Niemożliwe, za szybko, wydaje się Pani. A jak po chwili zajrzała tam gdzie trzeba stwierdziła: O kurczę, 8 cm. Za chwilę rodzimy. Powiedziała, że nie zdarzyło jej się, żeby tak szybko nastąpiło rozwarcie. Była już chwilę po 17.00. Mąż w tym czasie powoli usuwał się za kotarę i co jakiś czas wystawiał tylko głowę. Bałam się, że zemdleje. Ja darłam się przy każdym skurczu jakby obdzierano mnie ze skóry a położna tylko krzyczała, że mam krzyczeć to będzie mi lżej :-)
Pamiętam jak na pierwszych zajęciach w szkole rodzenia położna powiedziała, że jeśli będziemy współpracować podczas porodu to pójdzie szybciej i łatwiej. Cały czas miałam to z tyłu głowy. Gdy położna mi mówiła przyj - parłam, gdy mówiła oddychaj do brzucha - oddychałam, gdy mówiła odpocznij między skurczami - starałam się odpocząć. Nie mam doświadczenia, ale muszę przyznać, że bardzo mi to pomogło i faktycznie było całkiem nieźle.

Skurcze parte trwały 35 minut.
O 17:40 przyszła na świat Laura a mój mąż przeciął pępowinę :-)

Okazało się, że była owinięta pępowiną wokół szyi i miała w to jeszcze wplecioną rączkę. Trochę musiano mnie naciąć i do tego pękło mi jeszcze jakieś naczynko, które na szybko było trzeba zszyć bez znieczulenia. Łożysko rodziłam prawie pół godziny, potem też tyle samo czasu mnie szyto. W międzyczasie dostałam jakiegoś szoku termicznego. Trzęsłam się jak galareta przez prawie 10 minut. Położna nie wiedziała co się dzieje i muszę powiedzieć, że też sama nieźle się przestraszyłam.
Przez ten cały czas Laura słodko leżała u mnie na brzuchu. Była taka malutka, wymazana i cudowna. Troszkę pojękiwała i patrzyła tymi cudownymi oczkami. Mąż od razu usiadł obok mnie. Potem ją przystawiłam do karmienia.
Po prawie dwóch godzinach Laura została zmierzona i zważona, zbadana przez pediatrę i ubrana. Ja w tym czasie ogarnęłam się pod prysznicem z pomocą studentki a na stolik trafiła moja kolacja, którą pożarłam jakbym nie jadła z tydzień.
Koło 20.00 przetransportowano nas na oddział położniczo-noworodkowy, gdzie przez kolejne 2 doby cieszyłyśmy się sobą...
... w środę, gdy tylko zaczęła się trzecia doba wypisano nas ze szpitala i teraz już w domku nadal cieszymy się sobą każdego dnia :-)

pozdrawiam,
diabelnieanielska

wtorek, 24 marca 2015

[ Opowieści Laury- Mam już 1 tydzień ! ]


Cześć :-)

Jestem Laura i wczoraj o 17:40 minął tydzień odkąd jestem na świecie! Ale fajnie :-) Co nie? 

Od ubiegłej środy jesteśmy już w naszym mieszkanku. Podróż ze szpitala była stresująca, bo chwilę przed wyjściem pokłuli mnie igłą, żeby zrobić mi ostatnie badania. Potem rodzice ubrali mnie w mój nowy, czerwony kombinezon Myszki Minnie i włożyli mnie do fotelika samochodowego. Troszkę się bałam, ale jak tylko tatuś zapalił silnik samochodu byłam już spokojniejsza. Chyba polubię jeżdżenie samochodem. Silnik tak fajnie mruczy, buja mną jak u mamy w brzuszku i mogę obserwować świat za oknem. 
Pierwsza podróż bardzo mi się podobała a mamusia i tatuś dzielnie dali sobie radę. Jestem z nich dumna! 

Pierwszy tydzień minął nam bardzo szybko. Jak tylko mi źle to mamusia sprawdza moja pieluszkę, przewija albo daje mi jeść i czule do mnie wtedy mówi. Opowiada mi co robi, żebym się nie bała. A jak już jestem najedzona to tatuś mnie nosi na rękach i przytula, żeby mnie nie bolał brzuszek. Lubię wtedy puszczać bączki i tata się wtedy cieszy :)

Staram się dużo spać. Budzę się tylko na jedzonko i zmianę pieluszki. Czasem sobie dłużej poleżę u taty na brzuchu jak nie jestem jeszcze zmęczona i śpiąca. Jak śpię to mama kładzie mnie do mojego łóżeczka, ale i tak najbardziej lubię jak nad samym rankiem, gdy za oknem dopiero się rozjaśnia mamusia karmi mnie leżąc w łóżku i potem razem zasypiamy. 

Mamy też już za sobą pierwsze kąpiele. Tatuś mnie trzyma a mamusia myje. Na początku mi się nie podobało, ale teraz już jest coraz fajniej. Nie lubię tylko jak mamusia przemywa mi oczka i pępuszek. Wtedy sobie krzyczę, ale tylko trochę. Najfajniej jest jak tatuś wyciąga mnie z wody a mama otula miękkim ręcznikiem tak, że wystają mi tylko oczka :-) 

Była też  u nas w piątek Pani położna. Powiedziała, że wszystko z nami dobrze i jest bardzo zadowolona. A potem tatuś pojechał do urzędu i od piątku jestem oficjalnie Laurką. 

Dziwni Ci rodzice - cały czas mnie całują i mówią, że jestem słodziak i chcieliby mnie schrupać. A jak zrobię kupkę to się śmieją i mówią, że jestem mały smrodziak po czym mnie jeszcze mocniej przytulają. Fajnie tak :-) A dziś rano mama musiała mnie kilka razy przewijać, bo jak tylko założyła mi czystą pieluszkę to znów robiłam kupkę. A raz to nawet nie zdążyła założyć i wszystko poleciało na przewijak :) hehe a ona się tylko śmiała :) i tatuś jak przybiegł to powiedział, że potrąci mi z kieszonkowego za te pieluszki. Nie wiem co to znaczy, ale potem znów mnie całowali. 

pozdrawiam,
Laura

niedziela, 22 marca 2015

[ Kierunek porodówka, czyli pakowanie torby do szpitala ]


Skłamałabym pisząc, że pakowanie torby do szpitala nie spędzało mi snu z powiek. Przez długi czas - praktycznie od rozpoczęcia drugiego trymestru ciąży - zastanawiałam się co powinno znaleźć się w torbie zarówno mojej, jak i maluszka.

Jako, że w swoim życiu w szpitalu byłam tylko raz i to będąc dzieckiem to samo pakowanie zabierało dość sporą energię i zasoby czasowe, bo chciałam mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. 

Pierwsze na mojej liście znalazło się oczywiste, czyli lista wymaganych rzeczy wyszczególniona na stronie internetowej szpitala w którym zamierzałam rodzić. W moim przypadku wybór padł na Szpital Św. Zofii w Warszawie. Zdecydowanie ułatwiło mi to dalsze planowanie i w końcu mogłam powiedzieć - pierwsze koty za płoty! Poza listą ze szpitala pozostałe rzeczy są odzwierciedleniem moich poszukiwań informacji w internecie.

Cały mój plan opierał się na prostym pliku Excelowym. Przez długi czas nanosiłam zmiany na liście, ale bardzo pomogło mi to w organizacji  torby zarówno mojej, jak i Laury. 

Tak więc przechodząc do meritum chciałabym przedstawić pełną listę rzeczy, które miałam przy sobie z informacją o tych, które faktycznie PRZYDAŁY się w szpitalu.

Na mojej liście znalazło się 6 kategorii: Dla siebie, Kosmetyczka, Dla Dziecka, Dla Taty, Dokumentacja, Dodatki

DLA SIEBIE:
- wygodna koszula lub dłuższy T-shirt do porodu - miałam koszulę do karmienia, odeprała się i nadal ją użytkuję. Moja była zakupiona na promocji za niecałe 20 zł w małym sklepiku w CH Fort Wola. Na wypadek, gdyby była to inwestycja jednorazowa proponowałabym nie wydawać na koszulę majątku, bo i tak nikt nie będzie patrzył czy jesteśmy modnie i fajnie ubrane a nam też będzie wszystko jedno a pamiętajmy, że koszula może nam się nie doprać z krwi i innych przebojowych mazi porodowych :-)
- 2 koszule umożliwiające karmienie piersią
- kapcie do chodzenia w szpitalu oraz klapki pod prysznic - ja swoje klapki pod prysznic kupiłam  wcześniej specjalnie do torby szpitalnej, bo takowych nie miałam. Nie przewidziałam, że moje stopy spuchną do tego czasu, więc najzwyczajniej w świecie musiałam nieźle się nagimnastykować, żeby je wcisnąć na nogę. Proponuję więc wzięcie ze sobą rozmiaru większego niż nosicie normalnie. 
- cienki szlafrok - w szpitalach jest dość ciepło, więc przytulny, polarowy, gruby szlafrok na nic się nie przyda. Oczywiście można obejść się bez szlafroka jeśli ktoś lubi paradować po korytarzu w samej koszuli.
- 1 biustonosz do karmienia piersią - must have, chyba że ktoś lubi chodzić bez
- dwa ciemne ręczniki (duży i mały) - moje zabrudziły się podczas porodu, więc mąż musiał mi dowozić czyste
- ręczniki papierowe - przydają się podczas dbania o miejsca intymne po porodzie. Swoje kupiłam w Rossmanie i byłam z nich mega zadowolona
- butelka 0,5 l wody z dziubkiem na poród oraz dużo wody niegazowanej w 1,5 l butlach - butelka z dziubkiem po porodzie przydała się podczas podmywania rany poporodowej preparatem Tantum Rosa. Duże butelki konieczne do picia, bo zarówno w trakcie jak i po porodzie pije się dużo wody, więc lepiej mieć zapas. U mnie mąż musiał dowozić wodę od razu na drugi dzień.
- majtki siatkowe wielorazowego użytku - w szpitalu zalecali chodzenie w ogóle bez majtek, żeby rana po porodzie mogła być wietrzona, ale ja wolałam mieć coś co podtrzyma podkłady poporodowe. Swoje miałam w dwupaku z Canpol. Łatwe do przeprania i szybko wysychające. 
- 2 paczki podkładów poporodowych - szpital zalecał te z firmy Bella, ja kupiłam Canpol, bo są z klejem. Położna powiedziała, żebym mimo wszystko nosiła te z Belli bo przez klej rana nie będzie dobrze wietrzona 
- Tantum Rosa - must have do podmywania rany
- skarpetki i bielizna na zmianę - wylądowałam w szpitalu na trochę przed porodem, więc bielizna na zmianę konieczna - potem chodziłam już tylko w majtkach z Canpolu
- mokry papier toaletowy - bardzo mi się przydał i przynosił ulgę 
- torba na brudne rzeczy - ot łatwiejsza organizacja w torbie  :)
- kubek, sztućce, talerzyk - pomimo, że w szpitalu przeważnie są to warto mieć swoje
- inne rzeczy bez których nie wyobrażamy sobie pobytu w szpitalu - telefon, ładowarka, słuchawki, drobne monety, coś lekkiego do przegryzania np. biszkopty, jogurt, miętuski, gazeta/książka

KOSMETYCZKA:
- szampon, żel pod prysznic, żel do higieny intymnej - super sprawdziły się miniaturki z Rossmanna
- szczotka do włosów - niezawodny Tangle Teezer
- pasta do zębów + szczoteczka
- antyperspirant - u mnie Neutral 
- żel do mycia twarzy + szmatka muślinowa
- krem do twarzy
- balsam do ust - Carmex
- krem cc z Bourjois
- woda termalna - u mnie miniaturka Vichy. Przydała się bardzo i nie tylko do spryskania twarzy przy porodzie, ale bardziej do ściskania w dłoni przy skurczach :)
- chusteczki higieniczne
- maszynka do golenia
- gumki do włosów/spinka.

To co miałam na liście a mi się nie przydało z zakresu DLA SIEBIE i KOSMETYCZKA: 
- wkładki laktacyjne - na samym początku nie ma żadnego nawału pokarmu, 
- podkłady pod materac - w szpitalu każde łóżko było w nie wyposażone, 
- kosmetyki kolorowe poza kremem cc - miałam plan pomalowania się, ale przydał się tylko krem cc bo miałam po porodzie popękane naczynka na twarzy i wyglądałam jak biedronka, 
- płatki kosmetyczne,
- balsam do ciała,
- płyn micelarny - mi wystarczył żel do mycia twarzy,
- chusteczki do higieny intymnej,
- chusteczki nawilżane do twarzy.

DLA DZIECKA:
- 5 body dla noworodka - ja miałam wszystko w rozmiarze 62
- 3 pajacyki 
- 10 pieluszek tetrowych
- paczka pieluch jednorazowych - u nas Newborn Dada sprawdziły się idealnie
- dwie bawełniane czapeczki - wystarczyła jedna
- rożek
- ręcznik z kapturkiem
- rogal do karmienia

Wszystko powyżej znajdowało się na liście ze szpitala. Poza tym miałam jeszcze rękawiczki niedrapki i skarpetki, które się nam nie przydały.

DLA TATY (jeśli uczestniczy przy porodzie):
- klapki na zmianę
- coś do jedzenia - z tych porodowych emocji mojemu mężowi wystarczył batonik :)
- aparat fotograficzny

DOKUMENTACJA:
- dowód osobisty
- karta przebiegi ciąży
- NIP pracodawcy
- grupa krwi i Rh z przeciwciałami odpornościowymi
- morfologia i badanie moczu z ostatnich 6 tygodni
- HBS Ag wykonane w ciąży
- WR - wykonane w ciąży
- wynik posiewu z przedsionka pochwy i odbytu w kierunku nosicielstwa bakterii  Streptoccocus agalactiae (paciorkowiec typu B) - wykonanego po 35 tygodniu ciąży
- inne ważne wyniki badań - najlepiej mieć ze sobą wszystkie badania z czasu ciąży

DODATKI
 (torba znajdująca się w samochodzie):
- ubranie na powrót do domu dla siebie
- ubranie na powrót do domu dla dziecka
- fotelik samochodowy

 I to by było na tyle. Trochę tego jest, ale tak jak napisałam we wstępie wszystkie wymienione rzeczy mi się przydały a te co się nie przydały i tak nie zajmowały dużo miejsca. Wolałam mieć więcej niż za mało. 

Mam nadzieję, że powyższa lista pomoże przyszłym mamom, które szukając informacji zajrzały na mojego bloga spakować swoje torby na porodówkę. 

Co Wam się przydało podczas pobytu na porodówce?
Jeśli dorzuciły byście jeszcze jakieś punkty dajcie znać w komentarzach :) Może jest jeszcze coś co bardzo ułatwiłoby pobyt w szpitalu z maleństwem a mi nie wpadło do głowy :-) 

pozdrawiam,
diabelnieanielska

piątek, 20 marca 2015

[ pielęgnacja ciała podczas ciąży ]



Dokładnie!
Mimo wszystko często jest tak, że nawet jak stajemy na głowie rozstępy nas nie omijają. Mnie również nie ominęły, chociaż pielęgnowałam swoje ciało od momentu, gdy dowiedziałam się o ciąży tj. od połowy 2 miesiąca. 

Dziś chciałabym przedstawić Wam moją pielęgnację, opowiedzieć co robiłam z moim ciałem i na koniec podsumować czy owe starania cokolwiek dały. 

Przed ciążą pomimo braku ciała jak modelka starałam się utrzymywać formę. Fitness, bieganie, Chodakowska, Mel B itd. Brzuszek miał troszkę tłuszczyku, ale ogólnie dobrze czułam się w swoim ciele a rozmiar 40 był przeze mnie akceptowany.

Jak już wspomniałam moja pielęgnacja typowo ciążowa zaczęła się od około połowy drugiego miesiąca ciąży. Pierwszym produktem jakim się smarowałam był znany wszystkim olejek z Rossmanna Babydream fur mama. Używany codziennie wieczorem, czasem również rano. Smarowałam brzuszek i piersi zupełnie zapominając o biodrach, udach, pupie co okazało się błędem w późniejszym czasie. Sporadycznie całe nogi smarowałam balsamem Evree, który bardzo lubię i którego kolejna butla czeka na swoje wskrzeszenie po porodzie. Niestety zrezygnowałam również z wszelkich mocnych peelingów, bo gdzieś w otchłani internetu przeczytałam, żeby nie katować skóry. Jak wyczytałam - tak zrobiłam. 





 Gdy skończył mi się olejek przerzuciłam się na balsam z tej samej serii. Niestety jak na złość nie mogłam znaleźć olejku w żadnym bliskim mojemu miejscu zamieszkania Rossmannie. Balsam był wygodniejszy w stosowaniu, bo nie tłuścił ubrań, ale za to przy rozsmarowywaniu niesamowicie "bielił", więc trzeba było poświęcić trochę czasu na dokładne jego rozsmarowanie. Nadal sporadycznie używałam Evree. 


Następnie przerzuciłam się na krem na rozstępy z firmy PALMER's. Produkt fajnie się wchłaniał, miał ciekawą konsystencję a ciało było bardzo gładkie po jego użyciu. Jedyne co mi w nim przeszkadzało to kakaowy zapach za którym nie przepadałam. Po wykończeniu tubki nie zachęcił mnie do dalszego użytkowania, więc zaczęłam szukać dalej. 


Moje poszukiwania trwały więcej niż przypuszczałam, więc w tak zwanym międzyczasie wykończyłam posiadany przeze mnie olej kokosowy. Zapach kokosa uwielbiam, więc była to dla mnie duża przyjemność. Ciało pięknie pachniało i do tego było gładkie, dobrze nawilżone. W tym czasie moje ciało zaczęło puchnąć i jak to bywa w ciąży mój brzuch wystrzelił jak oszalały. Zauważyłam pierwsze rozstępy - jeden na piersi i kilka na udach. Spanikowałam i zaczęłam dopiero wtedy smarować uda, pupę, boczki. Brzuch pozostawał bez rozstępów.


Będąc przy okazji w Blue City przechodziłam obok stoiska Białego Jelenia i Dzidziusia. Z braku laku zdecydowałam się na wypróbowanie balsamu z Dzidziusia. Bardzo miło mi się go użytkowało. Ładnie pachniał, szybko się wchłaniał, ładnie się rozsmarowywał. Same plusy. A przy okazjonalnych zakupach w Rossmannie znalazłam na promocji olejek Bio-Oil o którym bardzo dużo słyszałam, ale wcześniej nie decydowałam się na niego, bo jednak swoje kosztuje. Tak więc rano używałam Dzidziusia a na noc Bio-Oil. Smarowałam nimi strategiczne miejsca. 
Gdy Dzidziuś mi się skończył ostatni tydzień ciąży używałam próbkę z BonBonBaby Boxa a mianowicie produkt z Tołpy. 

                                           


Obecnie nie bardzo mam jeszcze czas na pielęgnację na tyle regularną na ile bym chciała, ale już niedługo opiszę moje plany na czas po porodzie. Na razie dobijam Tołpę i bio-oil. 

Mam jeszcze jeden produkt, który mogę polecić. Jest on co prawda z trochę innej kategorii niż powyższe, ale jestem pewna, że niejedna przyszła mama, której brzuch osiągnął już duży rozmiar mnie zrozumie :) Mianowicie chodzi mi o krem do depilacji. Ja wpadłam przypadkiem na ten z Eveline i jestem z niego bardzo zadowolona. A co ważniejsze - depilacja zajmuje mi 15 minut a nie 40. Zero zacięć, krwi czy bolącego ciała przy różnych wygibasach jak to było podczas depilacji zwykłą maszynką :-)


Podsumowując:
Jedyne czego żałuję to tego, że całkowicie nie dopuszczałam do głowy myśli o tym, że powinnam myśleć również o innych częściach ciała, które zaczęły zmieniać się podczas ciąży. Naturalnym było smarowanie brzuszka czy piersi a zapomniałam o całej reszcie i teraz mam tego skutki. Ciężko powiedzieć czy jakbym od początku zadbała o całość to teraz nie miałabym żadnych tego typu problemów, ale przynajmniej byłabym pewna, że zrobiłam wszystko, żeby było przyzwoicie.

A jak to wygląda bądź wyglądało u Was? Macie jakieś niezawodne sposoby?  

pozdrawiam, 
diabelnieanielska

czwartek, 19 marca 2015

[ świat pamiątek, czyli ciąża w odbiciu lustra ]

Moi drodzy :)

Jako że ciąża dobiegła końca a Laurka pojawiła się na świecie i od wczoraj jesteśmy już w domku dość intensywnie zajęte swoim towarzystwem dziś chciałabym przedstawić Wam kolaż zdjęć z okresu mojej ciąży.

Fascynujące jest to jak zmieniał się mój brzuszek podczas tych 40 tygodni :-)
To był wspaniały czas!



pozdrawiam,
diabelnieanielska

wtorek, 17 marca 2015

[ Laura ]



Laura
Urodzona 16 marca 2015 roku
Godzina 17.40
10 punktów Apgar
57 cm
3460 g

Największe szczęście na świecie :-) 

piątek, 13 marca 2015

[ ciążowy update ]

źródło: photos.com

We wtorek mija termin wyznaczony przez mojego lekarza jako godzina "0". Laurce coś nie spieszy się do wyjścia na ten świat. Jak w grudniu straszono mnie, że już moje ciało przygotowane jest na poród i tak na prawdę groził mi poród przedwczesny tak teraz siedzę już jak na szpilkach i oczekuję na wyjście mojego brzdąca na drugą stronę brzuszka. Nie możemy się jej doczekać...

Ostatnie dni mijają na całkowitym odpoczywaniu i relaksowaniu. Doczytuję książki z naszej ślubnej biblioteczki, krzątam się po domu, czasem posprzątam, czasem coś dobrego ugotuję. Staram się zająć swój czas i myśli wszystkim czym tylko się da. 

Mimo wszystko bolący kręgosłup, drętwiejące nogi, ręce, ciągnące podbrzusze, skurcze wciąż przypominają mi, że to już za chwilę. A jak już pomyślę, że to za chwilę to łapie mnie strach i przerażenie. A potem znów mam w głowie, że będę mogła wycałować jej malutkie rączki, stópki, buzię... Trochę boję się przenosić ciążę. Jak mała dłuższą chwilę nie przeciąga się w brzuchu to łapie mnie strach, że coś złego się z nią dzieje. A w nocy, gdy wstaję do toalety to pierwsze co robię sprawdzam czy nie odeszły mi wody. Mąż ostatnio mnie nastraszył, że on się boi, że przegapię. No i teraz mam jakiegoś hopla na tym punkcie, że faktycznie mogę to przegapić. 



Eh..
Córcia - wyskakuj w końcu! Wszyscy tu na Ciebie czekamy!

[ BrzusioBox - coś dla przyszłej mamy i maleństwa ]

W ubiełą środę dotarła do mnie kolejna przesyłka a mianowicie Brzusio Box :-) już powoli przebierałam nóżkami. Zwłaszcza, że przesyłka z BonBonBaby tak bardzo mnie zadowoliła swoją zawartością.

BrzusioBox - paczka przyjemności na start macierzyństwa.


Jak widzicie cena pudełka to 69 zł przy jednorazowym zamówieniu.
Za 3 miesięczną subskrypcję zapłacimy 207 zł.
Za 6 miesięczną subskrypcję zapłacimy 414 zł.
Jak widzicie przy dłuższej subskrypcji nie ma żadnych upustów jak to bywa przy innych boxach.
Moim zdaniem trochę działa to na minus.

Na samym początku wpisujemy swoje dane do rejestracji i wybieramy w którym trymestrze ciąży jesteśmy, płeć dziecka i formę zakupu.



Potem płacimy i dostajemy paczkę.
Przedstawiam Wam zatem owe pudełko i jego zawartość :-)


Karton podobny do tego z BonBonBaby, jednak cała zawartość znalazła się od razu w środku, bez dodatkowego pudła. Wszystko związane różową wstążką, papierem i zaklejone uroczą naklejką w serduszka. Bardzo ładnie i estetycznie - cieszy oko!

Na początek informacja o produktach znajdujących się w środku - odczytana przeze mnie na sam koniec (jak bym zajrzała od razu nie było by przecież niespodzianki ;)).


Na samym wierzchu znajdowały się:

1. Ulotka o emocjach w ciąży i po porodzie. Przygotowana przez Fundację Rodzić po ludzku.

2. Ulotka od Lullalove o ich produktach oraz zakładka do książki. Zakładka przyda się do dwóch książek z baśniami, które mamy dla Laury :-)

3. Poradnik na początek - to co najważniejsze o ciąży, porodzie i połogu. Kompendium wiedzy, płyta CD. Przygotowana przez Fundację Rodzić po ludzku.


A w środku mnóstwo wypełnienia, którym mój mąż zawsze się bawi - ehh dorosły z duszą dziecka ;-)


I tak przestawia się zawartość:



4. MaMari - Wykonany w 100% miękkiego drewna klonowego gryzak z zawieszką. Nie klejony i niekolorowany. W asortymencie dostępny jest wzór żółwia i rybki. Mi trafiła się rybka :-) Zapakowana jest w granatowy, śliczny woreczek, który widzicie na zdjęciu. Produkt jest zaczepiony na klipsie, który można przypiąć do ubranka maleństwa. 
Cena wg producenta 36 zł. 

źródło: http://lullalove.com/kup/

5. Fimaro Happy Fruits Junior Smoothie - malina i gruszka o pojemności 300 ml. Owocowy miks gruszki, jabłka, maliny i bananów. Na ulotce wystąpił błąd, bo podano że jest tam truskawka, żurawina i malina. 
Cena na frisco.pl 4,99 zł

6. Fiorino - termofor z pestek wiśni. Mi trafił się szaro-różowy. Chętnych po dokładny opis zapraszam TU.
Cena na stronie producenta 15,99 zł.

7. Fiorino - zabawka-gniotek z pestkami wiśni. W kolorze zielonym. Opis produktu TU
Cena na stronie producenta 10,99 zł.

8. Made by my mum - opisane jako luksusowe, naturalne przetwory owocowe , domowego wyrobu. W paczce znalazły się dwa słoiczki po 40 ml każdy. Troszkę małe, bo wydaje się, że to będą dwie małe łyżeczki. Nie sposób będzie zachwycić się smakiem przy takiej pojemności. Smaki jakie otrzymałam to:
- Krem Truskawka z białą czekoladą.
- Konfitura Borówka Amerykańska w owocami leśnymi.
Cena jednego słoiczka to 4 zł za krem i 3,50 zł za konfiturę. 

Na ulotce znów błąd. Nazwano firmę Made with my mum. Ot mały błąd, ale naszukałam się ich strony w internecie.

I to by było na tyle. 

Podsumowując:
Zawartość pudełka bardzo mi się podoba, bo wszystkie produkty na pewno wykorzystam. Troszkę małe są jednak te słoiczki od MBMM. Nie wiem czy nie wolałabym jednego większego. Do tego dodałabym kosmetyczne zmiany, żeby wzbogacić wartość poza finansową pudełka, czyli np. rzetelnie przygotowaną ulotkę bez błędów, z bardziej szczegółowym opisem i cenami. Do tego pomyślałabym nad bardziej praktycznym pudełkiem. W BonBonBaby bardzo ucieszyło oczy specjalne pudełko, które później można wykorzystać. W tym wypadku niestety pudełko prawdopodobnie zostanie wyrzucone. 

Co do ceny. Za pudełko zapłaciłam 69 zł. Wartość faktyczna produktów to kwota: 75,47 zł jeśli moja wiedza matematyczna mnie nie zawodzi. Różnica w cenie to niecałe 7 zł. BonBonBaby bije na głowę BrzusioBox w tej kwestii. 

I jak wam się podoba? 

Swoje testy pudełek-niespodzianek zakończę już niedługo ShinyBoxem - przeznaczonym już wyłącznie dla mnie. Jestem ciekawa tego co mnie tam zaskoczy. Zdam Wam również relację w najbliższym czasie. 

Dziś kurier zapowiedział przyjazd, ale ze względu na to, że od sobotniego wieczoru jestem w szpitalu recenzja pojawi się dopiero po moim powrocie do domku. 
Więcej napiszę w oddzielnym poście o wiadomościach z frontu.

pozdrawiam ciepło, 
diabelnieanielska

środa, 11 marca 2015

[ blogosfera CanpolBabies ]

Kochani,

dziś przedstawiam zarówno Wam i sobie kolejną ciekawą alternatywę. Chodzi mianowicie o Blogosferę Canpol Babies. Ręka do góry ile z Was spotkało się już z Blogosferą :-)



Ja sama często wyszukuję porad i opinii o produktach, gdy sama przymierzam się do dokonania jakiegoś zakupu. Jako, że moje macierzyństwo wraz z dwoma kreskami na teście ruszyło pełną parą również obiłam się o temat Blogosfery w świecie blogowym. 

Dziś po długich przemyśleniach zapisałam się do Blogosfery. Przede wszystkim zaważyła o tym obecna edycja, w której testowane będą produkty moim zdaniem pasujące do mojej obecnej sytuacji. 
Jako, że niebawem trafię na porodówkę i zaczną się moje przygody z karmieniem itd stwierdziłam,  że będzie to idealny czas na zapoznanie się zarówno z podkładami poporodowymi, wkładkami laktacyjnymi jak i laktatorem. 


Mam nadzieję, że uda mi się zostać wybraną i już niedługo podzielić się z Wami moją opinią. Keep your fingers crossed!

A może uda mi się zorganizować konkurs i to Wy będziecie mogły cieszyć się z tych produktów. Kto wie?

A wy dołączyłyście do BLOGOSFERY? Co myślicie o tego typu akcjach?

pozdrawiam, 
diabelnieanielska

wtorek, 10 marca 2015

[ prezenty od BebiProgram i BebiKlub ]

Facebook najczęściej służy mi do kontaktów ze znajomymi. Czasem jednak zdarza się, że obserwuję co udostępniają. Często są to głupkowate filmiki, ale raz na jakiś czas zdarza się coś ciekawego. I takim oto sposobem, któraś z moich koleżanek-mamuś udostępniła swego czasu posty ze strony www.bebiprogram.pl oraz www.bebiclub.pl, które rzuciły mi się w oczy. 

Obie strony skupiają się na tematyce żywienia i realizowane są przez firmę Nutricia (podlegającą koncernowi Danone).

BebiProgram skupiony jest na wspieraniu produktów Bebilon, natomiast BebiClub produktów Bebiko. Na obu stronach znajdziemy całą masę porad odnośnie przebiegu ciąży, odżywiania, karmienia i rozwoju dzieci itd. Możemy również brać udział w konsultacjach z ekspertami, pediatrą, psychologiem czy położną. Zarówno BebiProgram jak i BebiClub organizują ciekawe konkursy z nagrodami.

Na "Start" przy rejestracji można dostać bezpłatne upominki. Szczerze mówiąc często podchodzę z rezerwą do akcji typu "bezpłatne upominki", bo od razu przypominają mi się telefony od telemarketerów z informacją, że mają dla mnie bezpłatny upominek, jeśli kupię coś za min 100 zł ;-)

Tak, więc nie nastawiałam się specjalnie, aż pewnego dnia mąż wyciągnął ze skrzynki upominek od BebiProgram.



Ładne kartonowe opakowanie, lekko niestety pogięte przez dostawcę tj. Pocztę Polską, które posłuży mi do przechowywania dokumentacji medycznej z mojej ciąży. W środku ulotka powitalna a na rewersie pola do uzupełnienia zatytułowane: Jakie będzie Twoje dziecko w przyszłości?. I tak możemy uzupełnić płeć, oczy, włosy, do kogo będzie podobne, temperament, charakter, zainteresowania i kim będzie :) Oczywiście całość naznaczona jest adnotacją: Zanotuj swoje wyobrażenia, zachowaj je, a za kilka lat porównaj z rzeczywistością :-)

Do tego dołączona została płyta CD z kołysankami instrumentalnymi oraz mini poradnik dla przyszłych mam "Rozwój zmysłów w okresie płodowym". Na płycie znajdziemy  utworów Beethovena, Bacha, Masseneta, Mozarta, Chopina czy Satie'go. 


W piątek natomiast mąż wyjął ze skrzynki awizo. Jako, że czekałam na pudełka BrzusioBox i ShinyBox to byłam pewna, że to któreś z nich, chociaż miałam gdzieś z tyłu głowy, że oba chyba miały przyjść kurierem a nie pocztą... Awizo przeleżało aż do poniedziałku i tak wczoraj mąż przyniósł kartonowe pudełko. Na pewno nie było to żadne z zamówionych boxów i podniosło to tylko moje zaciekawienie.  

I tak po rozpakowaniu moje oczy zaświeciły, bo w środku znalazłam piękne, grube pudełko od BebiClub. Wg opisu pudełko przeznaczone jest do przechowywania wspomnień i na pewno zostanie przeze mnie wykorzystane :)


W środku znajdował się list powitalny z informacją o paczce oraz album. 


Akurat wczoraj na forum mjakmama24.pl dziewczyny opisywały albumy dla dzieci znalezione na allegro i sama pomyślałam, że fajnie by było mieć taki na pamiątkę a tu proszę! jak na zawołanie :)

Poniżej kilka zdjęć ze środka albumu.





Jak Wam się podobają obie przesyłki? Bo mnie urzekł album i przy każdej stronie kręciła mi się w oku łezka :-)

pozdrawiam,
diabelnieanielska

poniedziałek, 9 marca 2015

[ szybka zapiekanka z patelni, czyli wspomnienia studenckich czasów ]

Czasy studenckie jak wiadomo przeważnie nie obfitują w dania jak z restauracji :-) Ja, będąc na pierwszym roku studiów, często szykowałam sobie właśnie taką zapiekankę z patelni. Jest prosta, szybka i smaczna, co w przypadku zapracowanego studenta sprawdzało się znakomicie. Obecnie przygotowuję ją jak na prawdę nie mam ani żadnego pomysłu na obiad lub kolację ani siły by stać w garach i cokolwiek szykować. Mąż ją uwielbia, ja zresztą też :-)



Składniki na jedną studencką porcję w wersji na "bardzo szybko":
makaron (świderki, kokardki lub inny wg uznania) 
1 mała cebula
kawałek kiełbasy (ja wybieram przeważnie chudą z kurczaka)
ketchup
starty żółty ser
przyprawy i zioła


Przygotowanie:
Gotujemy makaron, cebulę siekamy w piórka, kiełbasę kroimy w większą kostkę. Cebulę podsmażamy na szklisto, dodajemy kiełbasę i całość "rumienimy". Dodajemy ugotowany makaron i "zapiekamy" na patelni do przegryzienia się smaków. Na sam koniec dodajemy sos w postaci ketchupu w ilości takiej, żeby cała zapiekanka była kleista. Przyprawiamy (ja najczęściej dodaję sól, pieprz, bazylię). Wykładamy na talerz i posypujemy startym serem. 

et voila!

W wersji "na bogato" możemy dodać do zapiekanki pokrojoną w kostkę paprykę, kilka pieczarek lub inne dodatki, które lubimy :-)

Smacznego!
diabelnieanielska

sobota, 7 marca 2015

[ BonBonBaby luty 2015 ]


Kto z nas nie lubi niespodzianek? :-) Ehm. Ja? :) No tak, ale od czasu do czasu nie zaszkodzi, nawet takim osobom jak ja, które lubią mieć wszystko zaplanowane na tip-top oraz wiedzę nieskończoną. 
Z takim właśnie nastawieniem zakupiłam pudełko BonBonBaby. 

Oczywiście wcześniej słyszałam o boxach typowo kosmetycznych czy organicznych, ale nie wiedziałam, że są takowe również z przeznaczeniem dla mam czy dzieci. Sam pomysł znalazłam na blogu http://retro-moderna.blogspot.com. Poczułam się zachęcona i stwierdziłam - czemu nie? 

Zawsze byłam ciekawa tego typu wynalazków a zawsze było mi szkoda po pierwsze pieniędzy a po drugie tego co będzie jak nic mi się w owym pudełku nie spodoba. I chyba tym razem poniosła mnie fantazja, bo za jednym zamachem zamówiłam to pudełko i jeszcze dwa inne. Na wypróbowanie (czekam na dostawę BrzusioBox oraz ShinyBox, ale to na pewno w oddzielnych postach).

Chciałabym się z Wami podzielić moją opinią na temat tego wynalazku. Zrobię również mam nadzieję porównanie pudełek, gdy już do mnie wszystkie dotrą. 

Aha. Wiem, że wg niektórych kwestia subskrypcji pudełek jest dosyć kontrowersyjna. To czy się opłaca czy nie, czy warto czy nie warto itd jest subiektywną opinią każdego z nas. Jedni uważają to za stratę kasy a inni za fajną zabawę z niespodziankami. I tak właśnie ja potraktowałam te pojedyncze zamówienia. Pojedyncze na obecną chwilę, bo jeśli któreś z nich faktycznie mnie zafascynuje tak, że na widok zawartości spadnę z krzesła to nie omieszkam pewnie zamówić ponownie boxa w przyszłości. 
Na razie jest to tylko i wyłącznie forma eksperymentalna a pudełka zamówiłam sama za własne pieniądze i nie są one żadnym prezentem itd. To tak słowem wstępu :-)

Zacznę od podstaw.
Zanim złożymy zamówienie uzupełniamy kilka informacji o naszych szkrabach: Imię, data urodzenia/planowana data porodu, płeć. Potem wybieramy plan:

I zamawiamy. Wg uzupełnionych przez nas danych dostajemy specjalnie przygotowane dla nas pudełko z 3 możliwych (kobiet w ciąży, mamy i dziecka 0-6 m-cy lub mamy i dziecka 6-12 m-cy. 
Dostajemy 5 pełnowartościowych produktów + różne gratisy. 

Pudełko przyjeżdża kurierem w ładnym kartonie. W którym znajduje się już docelowe pudełko z produktami.




Po otwarciu pudełka wita nas zapakowane delikatnym papierem i śliczną wstążką zawartość. Na wierzchu wstępne ulotki i informacje. Ulotkę z informacjami o produktach przeczytałam na sam koniec a na początku zaczęłam rozpakowywać paczkę. Jako pierwsza była ulotka mówiąca w skrócie czym jest pudełko BonBonBaby, a druga zaznajomiła mnie z Prawami kobiet w szpitalu - wg mnie bardzo na +.




A oto co znalazło się w mojej paczce:


1. Oliwka pielęgnacyjna HIPP. Chyba nie ma bardziej rozsławionej oliwki na polskim YT i w blogosferze. Ja nigdy jej nie używałam. Przeważnie decydowałam się na tańszy Babydream. Oczywiście wykorzystywałam ją w ciąży a nie na dziecku. Z tą myślę, że poczekam na Laurę i będę ją miziała po kąpieli. 
Produkt pełnowartościowy 200 ml = cena ok. 13 zł wg ulotki. W Rossmannie kosztuje 14,99 zł.

2. Suszone próżniowo owoce. Na ulotce jest informacja o ananasie a mi trafił się banan. Wolałabym ananasa, ale banana też lubię. 
Produkt pełnowartościowy 10 g = cena ok 9,90 zł wg ulotki. Na stronie producenta 9,99 zł. 

3. Szampon do włosów WAX Pilomax do włosów suchych bez objętości. Trafione w 10, bo idealna do włosów jakie ja posiadam. W kolejce szamponów mam jeszcze jeden z Balea, ale potem ruszę z testem tegoż właśnie. Jestem go bardzo ciekawa. 
Produkt pełnowartościowy 250 ml = ok. 22 zł.

4. Odżywka do włosów WAX Pilomax do włosów cienkich, zniszczonych, bez objętości. I znów super dopasowany do mnie produkt. Będę używała razem z szamponem po zużyciu zapasu Balea.
Produkt pełnowartościowy 200 ml = ok. 21 zł.

5. Skarpety ZOOKSY. Grube i długie. Na pewno się przydadzą na zimowe wieczory (chociaż już pewnie nie tej zimy ;)). Troszkę na mnie przyduże, bo posiadam małą stopę. 
Produkt pełnowartościowy ok. 22 zł.

Z gratisów w paczce znalazłam:

1. Tołpa Dermo body Mum - Krem ujędrniający brzuch, uda i pośladki. Sama zastanawiałam się podczas ciąży czy go nie kupić, ale dobijała mnie cena i w końcu testowałam inne produkty. Tak więc chętnie przy okazji wypróbuję ten z Tołpy. 
Produkt pełnowartościowy ma 250 ml, otrzymana próbka ma 50 ml. Cena po przeliczeniu ok 10 zł. 

2. Perlux baby do prania. Kiedyś dzięki uprzejmości Streetcom używałam podobnych, nie przeznaczonych dla dzieci z Ariela. Z ciekawością wypróbuję. Szkoda, że tylko 2 sztuki. 
Produkt pełnowartościowy ma 24 sztuki, otrzymana próbka posiada 2 sztuki. Cena po przeliczeniu ok. 3 zł.

3. Naklejka do samochodu z firmy HIPP - Z nami jedzie dziecko. Prawdopodobnie wykorzystam :)

4. Poradnik przyszłej mamy z HIPP. W środku znajdziemy m.in. różne notatniki, miejsce na zdjęcie usg, informacje o żywieniu czy pielęgnacji ciała w ciąży, o przygotowaniu do porodu, o pierwszych chwilach z maluszkiem, o karmieniu piersią itd. 

5. Ulotka o prawach kobiet w szpitalu. Wspomniałam o niej wyżej. 


6. I myśląc, że to już tyle nie zajrzałam głębiej. Potem na samym dnie odnalazłam jeszcze mega gruby magazyn KIKIMORA. Cena na okładce to 15 zł. Zapakowałam jako lekturę do szpitala.


Podsumowując:
Za Box zapłaciłam 57 zł. Cena produktów zawartych wewnątrz to ok. 115 zł wg danych na ulotce. Cena niektórych produktów jednak różniła się od tych, które znalazłam w internecie, ale bardzo minimalnie. Wg moich obliczeń różnica w cenie pudła a wartością produktów to ok. 58 zł. Moim zdaniem całkiem przyzwoicie. 

Przy rozpakowaniu pudła miałam mieszane uczucia. Potem jednak przy głębszej analizie jestem zadowolona. Myślałam, że będzie więcej rzeczy dla maluszka, ale faktycznie zaznaczyłam w formularzu datę planowanego porodu, więc dostałam paczkę dedykowaną dla przyszłych mam a nie dla mamy i dziecka. Logiczne. Nie doczytałam na stronie tych 3 opcji boxa. Mój błąd. 

Zerknęłam jednak w czeluści internetu, gdzie blogerki opisały już dwa pozostałe pudełka i zachęciło mnie to do zamówienia kolejnego, ale dopiero za jakiś czas jak już Laura będzie z nami. Wtedy dostaniemy pudełko dla mamy i dziecka w przedziale wiekowym 0-6 m-cy :-) 

Jako, że to moje pierwsze pudełko, a ja bardzo rzadko robię kosmetyczne zapasy to jestem zadowolona, bo na pewno wszystkie te produkty chętnie wykorzystam. Co innego gdybym miała stałą subskrypcję i tonę kosmetyków odłożonych na później, wtedy pewnie bym mogła pomarudzić :-)

Zapraszam Was TU.

A jaką wy macie opinię o tego typu pudełkach? Może któraś z Was zamawiała? Jak wasze odczucia?

pozdrawiam, 
diabelnieanielska