czwartek, 29 października 2015

[ wściekłość, czyli masz babo dziecko to się nim zajmuj ]

Dziś zamiast opowieści będzie żalenie i złość.

Otóż.

Zostałam zaproszona na imprezę pożegnalną kolegi z pracy, który zdecydował się opuścić naszą firmę na rzecz innej. Impreza odbywa się w ten piątek. Plan był taki, że mąż wraca z pracy, przejmuje Laurę i daje mi PIERWSZY!!! raz od urodzenia dziecia naszego wyjść na miasto, spotkać się ze znajomymi a może i napić się drinka. 

A skoro plan jest taki jak powyżej to chciałam przygotować Laurę na tę okoliczność. Laurę i męża. Postanowiłam (na wszelki wypadek) spróbować napoić Laurę mlekiem modyfikowanym. Ja niestety mam już mało pokarmu i jakbym miała ściągać to trwałoby to tydzień albo dłużej. A i tak planuję niedługo odstawić Laurę i przydało by się żeby umiała i chciała pić mleko z butelki.

I tak oto wczorajszego wieczora postanowiliśmy zrobić test na relacji Laura-ojciec. Tatuś miał wykąpać Laurę, nakarmić kaszką i potem ewentualnie dopchnąć mleczkiem do snu. 
I skończyło się na "miał". 
Co do czego to zaczęły się teksty "no ale może ty wykąpiesz skoro ja mam nakarmić", "w piątek i tak jej nie będę kąpał", "po co mam ją usypiać - poczekam aż sama padnie", "skoro płacze to nie chce jeść" itd.

Kąpiel poszła jako tako. Ja w tym czasie przygotowałam kaszkę i mleczko. Wsadził Laurę do fotelika, pozapinał z wyrzutem, że przecież po co i po moim zdaniu "sprawdź czy nie za ciepłe" zaczął karmić Laurę, która momentalnie się rozwrzeszczała. Już abstrahując od tego, że idą jej górne ząbki i nie za bardzo lubi ciepłe jeść ostatnio. Mąż nie biorąc do serca moich słów rzucił się do mnie że chcę dziecko wrzątkiem karmić i że to moja wina, że on nie podmuchał i nie ostudził.
Ok. Kaszka wystygła - karmi dalej. "Laura no masz, no masz, jedz" wciskając jej łyżeczkę z kaszą na siłę do buzi. Ona płacze, odwraca głowę i się kręci. Mówię, że trzeba sposobem, że nie chce bo ją bolą dziąsła i trzeba ją ponamawiać a z miną jakby sam miał zaraz zwymiotować nie zachęci dziecka do jedzenia. Poza tym mam wrażenie że Laura od razu wyczuła jego nastawienie. Stwierdził, że ona nie jest głodna. 
Wkurzyłam się i sama ją nakarmiłam. Okazało się, że jednak głodna była. Zjadła do końca.

Potem przyszedł czas na usypianie. Mąż chwycił Laurę w pozycji jakiej ja ją karmię piersią. Zaczął się lament już w momencie przystawienia butelki z mleczkiem do jej buzi. Mąż oczywiście wpychał na siłę, ona się darła, a mąż darł się na mnie że on poczeka aż "sama do niego przyjdzie jak będzie głodna". 

Witki mi opadły. Najbardziej jednak zabolał mnie tekst "ty powinnaś to robić bo ty masz do tego rękę, instynkt itd." czyli tłumacząc prościej - ja jestem matką, więc wszystkie obowiązki przy dziecku należą do mnie. 

I jak dłużej pomyślałam to faktycznie wyszło, że mąż poza zabawą, przewinięciem od czasu do czasu i co jakiś czas kąpielą nie robi nic poza tym przy Laurze. Na spacer przez 7 miesięcy poszedł ze 3 razy po wcześniejszym przymuszeniu. Oczywiście w spacerze uczestniczyłam również ja - nie to że sam z siebie poszedł. Nie karmił, gdy zaczęła jeść już stałe posiłki, unikał jakiejkolwiek pielęgnacji dziecka bo "on się boi że zrobi krzywdę". Za całość wychowania, wykarmienia, wizyt lekarskich i wszelkich dobroci dotyczących córy odpowiadam ja. 

A co powiedziałam mężowi? Bo cały czas piszę co on. A co ja? Ja powiedziałam, że dziecka sama sobie nie zrobiłam i jeśli tak ma wyglądać jego wkład w wychowanie oraz wkład we wspieranie mnie to ja podziękuję i więcej dzieci nie chcę mieć. 

Mąż się obraził i stwierdził "no to nie".

Krew mnie zalała od stóp do głów.

No i tak. Ja jutro idę na to spotkanie. Mam tylko nadzieję, że godzinę po moim wyjściu nie dostanę telefonu "wracaj do domu, bo ona głodna/nie chce zasnąć/ciągle płacze/lub inne takie" .

A jak wy myślicie? Jestem sama sobie winna? Jak to wygląda u Was?

pozdrawiam,
diabelnieanielska

ps. post pisany emocjami. no bo musiałam gdzieś to wyrzucić. 

środa, 28 października 2015

[ Opowieści Laury - mam już 32 tygodnie !]


Czołem moi kochani,

początek tego tygodnia minął mi na ponownym dostosowywaniu się do mojego łóżeczka. Po wizycie u dziadków byłam troszkę płaczliwa gdy mamusia mnie zostawiała na chwilę samą lub gdy musiała coś porobić w kuchni albo w łazience. Ja chciałam się cały czas bawić. Poza tym moje noce nadal trochę rozregulowane. Mama podejrzewa, że idą mi górne ząbki, bo bardzo się ślinię i mama stwierdziła swoim fachowym okiem, że dziąsełka są troszkę napuchnięte. Daje mi też na wieczór syropek przeciwbólowy i smaruje mi dziąsła maścią. Oczywiście robi to tak szybko, żebym nie zdążyła się zorientować, bo bardzo tego nie lubię. Ale ja nie jestem taka - o nie! Teraz jestem już taka podejrzliwa, że nawet jak rano mama mi próbuje dać witaminkę D to i tak zaciskam z całej siły usta. Wtedy ona próbuje mnie przechytrzyć i daje mi zabawkę do gryzienia. A jak tylko otworzę usta to tak szybko mi wlewa płyn z "rybki" że nie zdążę ich zamknąć. Cwana jest :-(

Przewijanie mnie to kolejne zabawne historie. Mama mogłaby napisać o nich książkę. Ale co ja poradzę, że leżenie na pleckach jest dla małych matołków a ja już jestem dużą i mobilną dziewczynką? Doszło do tego, że mama przewija mnie najczęściej w salonie na macie z milionem zabawek, żeby jak jedna mi się znudzi od razu podać mi następną. To jest jakiś chwilowy sposób na przytrzymanie mnie leżącej na pleckach przez 2 minuty. Najzabawniej jest wtedy, gdy zrobię kupę bo mama musi działać w przyspieszonym tempie żebym nie usmarowała tyłeczkiem całej maty i podłogi. To znaczy zabawnie jest wg mnie, bo mamie wcale nie jest wtedy do śmiechu :-) 

Jeśli chodzi o mój rozwój to raczkuję jak szalona, staję jak szalona, umiem jedną ręką się trzymać mebla a drugą schylać się do podłogi po to żeby na przykład podnieść zabawkę. Uwielbiam piekarnik i wspinanie się po mamy nogach, gdy ta akurat krząta się w kuchni. Lubię zjadać ładowarki do telefonów i w ogóle wszelkie kable są moimi ulubionymi. Lubię patrzeć przez drzwi na balkon i rozmawiać z gniazdkami elektrycznymi :-) Nie lubię za to jak mama mnie ubiera lub przebiera. Krzyczę, złoszczę się i wiercę. Mimo to jak tylko mój wózek rusza to ja się uspokajam i grzecznie siedzę podczas spaceru. Czasem zdarza mi się zasnąć na spacerze, ale nigdy na dłużej, bo przecież jest tyle rzeczy do oglądania wokół. 

Jeśli natomiast jesteśmy już na spacerze to nie mogłaby nie wspomnieć o moich nowych znajomych. Mamusia napisała w ubiegłym tygodniu na naszym osiedlowym forum ogłoszenie czy są jeszcze jakieś młode mamy z dziećmi co by zabić wspólnie trochę czasu. I takim sposobem w środę poznałyśmy z mamusią Patrycję z małym Adasiem i Olgę z małą Natalią. Zajmowałyśmy z wózkami cały chodnik :) Poszłyśmy do naszego ulubionego parku na spacer i mama była zachwycona :) ja spacer przespałam prawie w całości :) 
Acha - Adaś i Natalka są moimi marcowymi rówieśnikami :) ale fajnie co nie?

W piątek poszłyśmy z mamusią ponownie do Qlka Cafe. Tym razem mamusia zabrała mnie na zajęcia, które nazywają się "5 zmysłów". Podczas zajęć Pani opowiadała wierszyki, śpiewała piosenki, dawała nam się bawić przedmiotami o różnych strukturach. Jak do basenu wrzuciła różne ziarenka to wszystkie dzieci ładnie się nimi bawiły a ja wtedy się rozpłakałam. Bałam się i mamusia trzymała mnie na skraju basenu i tylko dała mi dotykać tych ziarenek. No nic. Może innym razem mi się spodoba. 
Największą atrakcją całych zajęć był króliczek! prawdziwy króliczek! najpierw wszyscy go głaskali. Ja też! chociaż moje głaskanie kończyło się tym, że łapałam króliczka za "fraki" i wyrywałam mu trochę sierści :) po chwili straciłam jednak zainteresowanie i powspinałam się na mamusię. 
Całe zajęcia bardzo nam się podobały.

W sobotę wieczorem przyjechali do nas babcia Basia i dziadek Wiesio. Babcia powiedziała, że dziadek tęsknił i mówił o mnie tylko jak wyjechaliśmy z Podlasia. Ja też tęskniłam :) Fajnie było się znów pobawić z dziadkami. Szkoda tylko że tak krótko. 

W niedzielę pojechaliśmy z rodzicami na głosowanie - wybieraliśmy nowy rząd (to znaczy rodzice wybierali, bo ja jestem za mała) :) A po głosowaniu byliśmy zaproszeni w odwiedziny do cioci Oli i wujka Michała i ich córki Agi. Pamiętacie ich? Aga to ta dziewczynka co nie pozwalała mi się wspinać na jej rodziców i nie pozwalała bawić mi się jej piłeczkami.. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Było nawet tak, że jak wpinałam się na krzesło to próbowała odchylać moje paluszki i raz to prawie upadłam. Poza tym jak już się po ponad 2 godzinach oswoiła ze mną to nawet dawała mi swoje zabawki - oczywiście poza lalkami i piłeczkami. Ale mi wystarczyły tylko zabawki które wzięła mi mamusia :)

No i to chyba na tyle :)
A Wam jak minął ubiegły tydzień?
Całuski, 
Laura

środa, 21 października 2015

[ Opowieści Laury - mam już 31 tygodni ! ]



Cześć Kochani

cały tydzień u dziadków! tyle miałyśmy z mamusią planów, że po naszych krótkich wczasach wróciłyśmy bardziej zmęczone niż wypoczęte :P

ale po kolei.

Poniedziałek rozpoczęłyśmy spacerem na zakupy. Zaszłyśmy z mamusią po drodze zanieść moje zdjęcia do wywołania. Mamusia planuje zrobić duży album z tylko moimi zdjęciami, więc od dawna już segreguje zdjęcia do druku. W końcu udało nam się je zanieść. Do tego mama u fotografa wypatrzyła w końcu ramkę która jej się spodobała na serduszko z mojego pokoju, które stworzone jest z mojego imienia, daty porodu, wagi i wielu innych określających mnie słów. Na razie mamy je w ramce w wymiarze 10 cm x 15 cm ale mamusia chce powiesić je w dużym rozmiarze na jednej ze ścian mojego pokoju. 

Potem skoczyłyśmy do Pepco. Mama chciała kupić mi ciepłe rzeczy, bo tak się ochłodziło z dnia na dzień, że skończyłam z jesienną kurteczką w mojej szafie i brakiem cieplejszych ubrań. Kupiłyśmy kombinezon jednak okazało się po powrocie do domku, że jednak będzie za mały i musiałyśmy go oddać. Nic jednak straconego, bo w środę udało nam się kupić inny. Doczekałam się też cieplejszych spodni, czapki i rękawiczek :) teraz musimy jeszcze upolować jakiś szaliczek. 

We wtorek babcia Basia wzięła w pracy wolne i razem z mamusią szalały w kuchni przygotowując buraczki do słoików na zimę. Część nawet będzie dla mnie, bo są bez przypraw. Babcia nawet pozwoliła mi się bawić reklamówką z nakrętkami do słoików. Narobiłam hałasu co nie miara ale nowa zabawa bardzo mi się podobała. No i przede wszystkim muszę przyznać że bardzo lubię buraczki :)

Koło 14 przyjechała do nas ciocia Ania. Bawiła się ze mną na wydzielonej do zabawy strefie :) Babcia Basia przygotowała mi wszystko tak, żebym nie zrobiła sobie krzywdy. Mimo wszystko mi i tak najbardziej podobają się strefy zakazane czyli na przykład wspinanie się na ławę w salonie i wchodzenie pod nią :) 
Pod wieczór jak już ciocia Ania się zbierała przyszła babcia Ala. Tak więc przez cały dzień miałam fajne towarzystwo do zabawy. Babcia została aż do kolacji :)

W środę odebrałyśmy z mamusią zdjęcia idąc do Babci Ali. I cały dzień spędziłam na zabawie z ciocią Agatą, ciocią Anią i babcią. Nawet na chwilę miałam innych gości, bo przyszła ciocia-babcia Basia z ciocią Kasią i ciocia babcia Bożena, która przyniosła kilka ubrań, które niestety są jeszcze na mnie za duże :) 
wszyscy nie mogą wyjść z podziwu jak ładnie już staję, rozmawiam "po swojemu" i szybko raczkuję. 
Pod wieczór przyjechał po nas dziadek Wiesiek i w domku nadal miałam mnóstwo zabawy. 

W ogóle to dziadkowie pożyczyli specjalnie na mój przyjazd fotelik do karmienia i kojec turystyczny w którym spałam. W ciągu dnia siedziałam w foteliku lub łóżeczku wiklinowym i się bawiłam. Nauczyłam się spacerować wokół łóżeczka i umiem już siadać bez upadku i schylać się po zabawki trzymając się jedną rączką barierki. Całkiem nieźle mi to idzie. Oczywiście parę razy się przewróciłam, ale jak to powtarza mamusia "jak się nie przewrócę to się nie nauczę". A teraz już umiem ładnie siadać i zanim pacnę dupcią do dołu to oceniam sytuację i jestem bardzo uważna w tym co robię.

W czwartek rano wybrałyśmy się z mamusią na zakupy, bo po południu odwiedziły mnie ciocia Ada i ciocia Ewa. Wracając ze sklepu zasnęłam, a że była bardzo ładna pogoda i świeciło słoneczko to mamusia posiedziała sobie na bujanej ławce na podwórku jak spałam. Wiatr szumiał, ptaszki ćwierkały a woda w oczku wodnym dziadka przyjemnie pluskała. Super mi się spało.
Potem mamusia zrobiła ciasto marchewkowe a babcia zrobiła sałatkę i upiekła zapiekankę brokułową. Ciocie były mną zachwycone :) skakałam strasznie z radości i bawiłam się z cioteczkami. Pufy, które babcia Basia postawiła jako ochronę przed przechodzeniem z placu zabaw na stronę mieszkaniową na nic się nie zdały, bo właśnie podczas wizyty moich cioć nauczyłam się na nie wdrapywać :) Dostałam też w prezencie kołderkę na chłodniejsze, zimowe noce :) Musimy jeszcze z mamusią kupić poszewkę na nią :)

A w piątek byłyśmy z mamusią umówione na wizytę u mamy koleżanki ze szkoły podstawowej - Kamili i jej synka Olka. One były w gościach u nas poprzednio jak byliśmy na Podlasiu po chrzcinach, więc teraz my odwiedziłyśmy ciocię i Olka w ich domu. Mamusia kupiła Olkowi super ciuszki na prezent a ja dostałam sensoryczną książeczkę, którą od razu polubiłam.
Olek chociaż jest ode mnie 6 dni młodszy jeszcze nie raczkuje i nie siedzi. Przeważnie leżał w bujaczku. Mieliśmy przez to ograniczone pole do zabawy, ale jak sobie leżał nie mogłam sobie darować i trochę go pozaczepiałam. Denerwował się jak go ciągałam za nóżki i jak zabierałam mu butelkę jak jadł :) mamusia mówiła, że tak nie można ale on wtedy tak fajnie na mnie warczał i nie mogłam się powstrzymać. Po intensywnej zabawie oboje padliśmy spać i wtedy mamusia z ciocią miały czas żeby spokojnie porozmawiać.

Potem ciocia podprowadziła nas do babci Ali i siedziałyśmy tam aż się ściemniło a ja padłam ze zmęczenia. Mama, babcia i ciocia Agata ubierały mnie na śpiocha i nawet się nie obudziłam. Dopiero po drodze do domku, jak mijałyśmy przejazd kolejowy to się obudziłam, bo akurat przejeżdżał pociąg. 

W sobotę przyjechał tatuś :) wskoczył do mnie jak szalony i się tak przestraszyłam, że się mocno rozpłakałam i nie mogłam się uspokoić. Dopiero po chwili się uspokoiłam i tatuś mógł mnie wyprzytulać po tygodniu rozłąki. 

Od razu pojechaliśmy do babci Ali i dziadka Wieśka a tam był i wujek Adam i wujek Piotrek. Wszyscy znów się ze mną bawili i dostałam nawet prezent od mojego chrzestnego - rybki do kąpieli :) 
Jak wracaliśmy od dziadków to zgarnęliśmy z pociągu wujka Mariusza. Babcia Basia i dziadek Wiesio nie wiedzieli, że wujek przyjeżdża i zrobiliśmy im niespodziankę. 

A wieczorem pojechaliśmy całą rodziną na imprezę pradziadka. Mój pradziadek Kazik wyplata koszyki. Powstał o nim krótki film i właśnie na tej imprezie film był wyświetlany i była wystawa rękodzieła pradziadka. Był poczęstunek i nawet udało mi się skubnąć trochę chlebka i tortu :) Była duża część naszej rodziny i większość z nich miałam dopiero okazję poznać. Najbardziej spodobał mi się wujek Paweł i podobno się go bardzo wstydziłam jak dawał mi kawałki biszkoptu z tortu ze swojego talerza :) Po całej imprezie została spontanicznie zorganizowana impreza u nas w domu. Było nas 11 osób :) Ja jak to na mnie przystało bawiłam się na imprezie prawie do północy :) 

Niedziela upłynęła nam szybko, bo chcieliśmy wcześnie wyjechać do Warszawy. Po drodze zajechaliśmy jeszcze do pradziadków - prababci Zdzisi i pradziadka Jasia. Całą pozostałą drogę przespałam jak zabita - po takich atrakcjach musiałam się porządnie wyspać.

Tak minął mi cały tydzień :) zleciało bardzo szybko :)
Kolejna dłuższa wizyta dopiero na święta Bożego Narodzenia. Może wtedy już będę chodziła :) wszyscy się śmieją, że będzie trzeba w tym roku powiesić wyżej bombki a ja ze względu na to, że jestem najmłodsza w rodzinie będę wyciągała spod choinki prezenty :) 
już się nie mogę doczekać!!

całusy,
Laura

niedziela, 18 października 2015

[ Opowieści Laury - mam już 30 tygodni ! ]


Cześć i czołem :)

Tydzień 30. Ale ten czas leci. 

W tym tygodniu rozpoczęłyśmy z mamą poniedziałek na szczepieniu i zakupach :-) Szczepienie poszło prawie gładko :) Ładnie przybrałam na wadze i Pani doktor mnie pochwaliła. Na szczepieniu prawie nie płakałam i mamusia była ze mnie bardzo dumna. Oczywiście jak zwykle musiałam coś zrobić śmiesznego i tym razem nadgryzłam kartę z którą musiałyśmy z mamusią pójść od pediatry do pokoju pobrań :) Panie na recepcji się tylko zaśmiewały :)

Po szczepieniu wyruszyłyśmy z mamusią na wycieczkę do Lidla. Obkupiłyśmy się co nie miara: trzy sukienki, rajstopki, body, skarpetki i zabawka :) 


Po zakupach wróciłyśmy sobie spacerkiem, bo była piękna pogoda. Troszkę już czuć jesień w powietrzu.

W środę natomiast był bardzo przyjemny dzień. Blogowa ciocia Kasia zaprosiła nas do Qlka Cafe na wspólne wariowanie. Była jeszcze jedna ciocia ze swoją córeczką - koleżanka Kasi. Wszystkie ładnie się bawiłyśmy. Nie obyło się bez mojego łobuzowania. Pomimo że na początku byłam spokojna bo musiałam zapoznać się z otoczeniem to potem poszło gładko i toczyłam małe bitwy o zabawki, ciągałam koleżanki za włosy i ciągałam je też za nóżki :) było bardzo sympatycznie i mamusia obiecała że jeszcze tam się pojawimy. Mamusia w tym czasie porozmawiała sobie z innymi mamami i posłuchała ciekawego wykładu o chustonoszeniu pijąc sobie świeży sok z ulubionych jej ostatnio grapefruitów. Była bardzo zadowolona :) Wracając do domku mama strasznie przemarzła, bo był duży i zimny wiatr a my musiałyśmy dość długo czekać na przesiadce na tramwaj niskopodłogowy. Ja na szczęście byłam opatulona od stóp do głów.

Sobotni dzień spędziłyśmy z mamusią u jej koleżanki i nowego dzidziusia :) Mała Julka jest przesłodka :) próbowałam ją troszkę pozaczepiać, połapać za buzię i za nóżki ale mamusia mi nie pozwalała i mówiła że powinnam delikatnie jej robić cacy cacy a nie wkładać palce do oczu :) Potem jak Julcia leżała w bujaczku to ja stawałam obok i na nią patrzyłam. Do tego ciocie mnie zabawiały i się zachwycały jak ładnie raczkuję i jak wstaję. Potem przyszła druga moja nowa koleżanka Ola, ale taka z niej była wstydziocha, że nie chciała się za bardzo bawić. Dopiero na sam koniec przyniosła mi swoje zabawki i nawet przestała ode mnie uciekać jak ją zaczepiałam :) 
No i się dowiedziałyśmy z mamusią, że już w kwietniu następnego roku pojawi się na świecie kolejna koleżanka lub nowy kolega :) jeszcze nie wiadomo, ale już się cieszę, że nasze grono się powiększa :)

Po wizycie u małej Julki wróciłyśmy z mamusią do mieszkania po tatusia i pojechaliśmy na Podlasie do dziadków :) ale się wszyscy ucieszyli z naszego przyjazdu :) 

Całą niedzielę spędziliśmy u rodziców tatusia a pod wieczór odwiedziliśmy jeszcze moich pradziadków. Dostałam piękny sweterek i spodenki, ale na razie są na mnie troszkę za duże. A jak wracaliśmy to zasnęłam w pozycji którą mama nazywa "na pijaczka" :)


Moje obecne postępy to coraz większe zapędy do kombinowania. Mamy w kuchni takie wysokie, barowe krzesła które mają podnóżek. Do tej pory jak dochodziłam do krzesła to uderzałam głową w podnóżek a teraz już umiem przeczołgać się pod nim :) mama była zaskoczona, że tak szybko poszło. Do tego mamusia czasem jak uciekałam to siedząc obok robiła mi przegrodę ze swojej nogi. Teraz już albo przechodzę nad nią albo pod nią :) 

Lubię się wszędzie wspinać. Ostatnio na przykład wspięłam się na koszyk pod wózkiem. Problem polegał na tym, że nie wiedziałam potem jak z niego zejść i oczywiście co zrobiłam? Rozpłakałam się i mamusia musiała mnie ratować :-) Ta moja mama to jest bohaterka. Zawsze mnie ratuje z opresji.


No i nie mogę zapomnieć o tym, że jak tylko słyszę klucz w drzwiach to od razu raczkuję do drzwi z dużym uśmiechem na ustach :) Cieszę się i skaczę z radości, że to tatuś wrócił do domku :) a potem mamy przeważnie rytuał leżenia w sypialni i tarmoszenia się z tatusiem :) tata czasem tak mocno mnie przytula, że aż muszę poudawać że płaczę żeby mnie puścił ;)

Powoli też wracam do rytmu spania. Znów udaje mi się przespać około 6-7 godzin bez pobudki. Potem budzę się koło 3.00-4.00 nad ranem i po jedzeniu śpię do około 6.00.

Nadal wstaję przy meblach chociaż już coraz śmielej. Uczę się nie przewracać ale czasem kiepsko mi idzie. Mamusia nawet jak się przewrócę to za każdym razem mocno mnie tuli i pociesza, że i tak jestem zdolniacha.

I to chyba na tyle :)
Następny tydzień spędzamy z mamusią na Podlasiu i mamy całkiem napięty grafik, więc wyczekujcie kolejnych opowieści :)

całusy,
Laura

poniedziałek, 12 października 2015

[ Blogosfera Canpol Babies - edycja 12 ]




Cześć :-)

TU pisałam Wam, że biorę udział w kolejnej edycji Blogosfery Canpol Babies. Tym razem trafiła do nas do testowania karuzela "Zamkowa".







Jak to już bywa największą frajdę sprawiła Laurze zabawa pudełkiem :) teraz strasznie kręcą ją pudełka, reklamówki, papierki. Już przy rozpakowywaniu zobaczyłam bardzo ładnie i estetycznie wykonane pluszowe zabawki. Muszę powiedzieć, że koń, rycerz i smok prezentują się super. Chociaż może gdybym była dzieckiem uśmiech smoka trochę by mnie zaniepokoił ;)



Samo złożenie karuzeli było trochę problematyczne, bo część łącząca stelaż z pozytywką była dość ciasna  co w momencie, gdy trzeba było obie części o siebie zaczepić stanowiło niemałe wyzwanie. Jednak w momencie, gdy potem Laura leżąc w łóżeczku pociągała za pluszaki zrozumiałam, że gdyby zaczep był lżejszy to po prostu byłaby w stanie zrzucić na siebie wszystko włącznie z pozytywką. 

Samo zamontowanie na łóżeczku natomiast zostało zrobione bardzo prosto i nawet dziecko by sobie z tym poradziło :-) co uważam oczywiście za duży plus, bo szybko możemy zdjąć karuzelę i na przykład przełożyć ją w inne miejsce lub wziąć ze sobą w podróż.

Minusem było to, że musiałam dokupić baterie, co spowodowało, że nie mogłyśmy od razu zainstalować karuzeli i od razu się nią cieszyć. Przeważnie baterie są w zestawie - przynajmniej tak często spotykałam karuzele. 

Po złożeniu wszystkiego i zainstalowaniu już z bateriami położyłam Laurę w łóżeczku i włączyłam pozytywkę.




Melodii jest 12. Niestety według mnie jest to dość sporym minusem, bo melodii jest dużo a są króciutkie. Sama nie byłam w stanie skupić się na tym co gra a co dopiero Laura. Wolałabym żeby melodii było kilka mniej ale za to dłuższe, tak aby dziecko mogło się zasłuchać i skupić. Przeważnie tego typu produktu używane są do usypiania dziecka. Nawet na opakowaniu jest informacja, że kołysanka ma uspokoić dziecko i ułatwić zasypianie. Ciężko mi sobie wyobrazić usypiającą się Laurę przy skocznej "Stary MacDonald farmę miał". 

Poza tym bardzo ulepszyłaby korzystanie z tej karuzeli regulacja głośności, której niestety nie ma. Wydaje mi się, że o ile w dzień jest w miarę ok to w nocy jest trochę za głośno. Mąż będąc w drugim pokoju krzyknął tylko, że on przy tak głośnym urządzeniu raczej by nie usnął :) A Laura przy kilku pierwszych uruchomieniach karuzeli od razu zaczynała płakać. Dopiero za którymś razem zaczęła się bawić i przestała reagować płaczem. 

Zabawki są mega! Na duży plus jest to że są przyczepione na rzepy, przez co wiele razy sprawdziły się nam jako oddzielne zabawki. Laura uwielbia je ściągać z karuzeli. Każda zabawka ma również w sobie niespodzianki. Smok szeleści a koń i rycerz są grzechotkami o różnych dźwiękach. do tego każda zabawka ma mnóstwo metek, które Laura uwielbia gryźć i ciągać paluszkami :-)

Karuzela oczywiście obraca się. Laura ma w zwyczaju siadać i łapać pluszaki co przy poruszaniu się nie jest wcale łatwe :) ma z tego dodatkową zabawę. Na środku pałąka z zabawkami jest też lusterko a wiadomo, że dziewczynka + lusterko to szczęście :) 

Podsumowując po pierwszych przejściach z głośnością i płakaniem teraz Laura karuzelę bardzo lubi :) myślę, że gdyby melodie były dłuższe i dostosowano by regulację głośności to produkt byłby idealny do usypiania dziecka a tak bawimy się przy muzyce po prostu w dzień  :) 

dziękujemy CanpolBabies za możliwość przetestowania karuzeli  :-)

pozdrawiamy, 
diabelnieanielska i Laura

wtorek, 6 października 2015

[ Opowieści Laury - mam już 29 tygodni ! ]


Cześć i czołem moi wierni kompani,

ale ten czas leci :-) 

W tym tygodniu dalej udoskonalałam moje raczkowanie. Mama zrobiła mi zagrodę z pufy, żebym nie przechodziła do przedpokoju, bo tam stoi wózek i najbardziej co lubię robić? Nie, nie wskakiwać do wózka. Nie, nie wspinać się na niego - chociaż to też. Otóż najbardziej lubię lizać koła :-) Mama za mną gania, mówi że nie można. Ale ja i tak robię swoje :)
A jak jestem z mamusią w łazience to co lubię najbardziej robić? Nie, nie wspinać się na wannę. Nie, nie zaglądać do pralki - chociaż to też. Najbardziej lubię wspinać się na kibelek i go lizać albo dotykać i gryźć szczotkę do toalety. Mama za każdym razem dostaje szału i chowa wszystko do wanny, żebym niczego już nie lizała :-)

Udoskonalam też wstawanie i co najmniej jedną czwartą dnia spędzam na staniu przy meblach. Mama oczywiście stara się mnie często asekurować, bo mam w zwyczaju upadać dość boleśnie. Na przykład zdarza mi się wpaść pod pufę: 


Na szczęście mama (w tym przypadku najpierw zrobiła zdjęcie) mocno mnie przytula i powtarza, że jak się nie przewrócę to się nie nauczę. 

Staję wszędzie gdzie się da. Wspinam się na meble, na mamę, na szafki, na gniazdka. Weszłam ostatnio na półeczkę pod stołem w salonie i chciałam się z stamtąd dostać na kanapę jednak mama mnie wzięła w ostatniej chwili. W kuchni mamy takie wysokie krzesła i wspinam się na podnóżkach. Nie umiem jednak jeszcze przechodzić pod nimi i uderzam w nie głową. Największą jednak rozrywką jest patrzenie w piekarnik. I to nie tylko włączony :) w ogóle lubię się krzątać z mamusią w kuchni. 

W poniedziałek późnym wieczorem kurier przyniósł zamówione przez mamusię puzzle. We wtorek rano od razu ruszyłyśmy do rozkładania ich. I muszę przyznać, że są fajniutkie i kolorowe. Jak upadam to chociaż troszkę to amortyzuje i przy większości upadków tylko się skrzywię i wstaję od nowa. 

Jak pamiętacie w tamtym tygodniu pisałam, że mam duże problemy ze spaniem. Budziłam się bardzo często i to za każdym razem z płaczem. Babcia jak u nas była zasugerowała, że może po prostu jest mi zimno. Takim sposobem mamusia w ciągu dnia i w nocy zaczęła ubierać mnie w śpiworek. I to był chyba strzał w dziesiątkę, bo śpię o wiele lepiej. No i rodzice się strasznie naśmiewają, bo jak już się obudzę i w śpiworku przewrócę się na brzuszek to wyglądam podobno jak ślimak bez domu ;P no nic, ważne że ciepło :-)


W sobotę mieliśmy znów gości. Tym razem był taty kolega z byłej pracy Michał z żoną Olą i córeczką Agą. Aga ma 2 latka. Było mi troszkę smutno, bo jak podchodziłam do jej rodziców żeby się na nich powspinać i do nich pouśmiechać to podbiegała Aga i krzyczała "Moja mama, mój tata" i odganiała mnie rączką lub nóżką. Nie chciała podzielić się swoimi zabawkami i w ogóle nie chciała się ze mną bawić. Raczkowałam sobie w tę i z powrotem, bawiłam się swoimi zabawkami a nawet pozwoliłam Adze bawić się moimi lalkami i misiami. W każdym razie rodzice chyba miło spędzili wieczór :-)

Nadal uskuteczniamy jedzenie pysznych obiadków. Najbardziej ze wszystkich smakuje mi rosołek :) Mniam mniam :) Jem całkiem sporo, więc mam nadzieję, że zaowocuje to większą wagą w poniedziałek na wizycie w przychodni :)

W niedzielę spędziłyśmy z mamusią pół dnia u cioci Kasi. Przyjechał nawet wujek Mariusz. Bawiliśmy się cały czas. Pokazałam jak ładnie raczkuję, jak staję, troszkę jak płaczę i krzyczę. Pokrzątałam się między cioci nogami w kuchni i połaskotałam ją w stopy :) Wujkowi za to pogryzłam palce i obśliniłam troszkę. Parę razy wywinęłam orła. Najbardziej jednak podobało mi się wspinanie na parapet :) Zjedliśmy obiadek, udało mi się nawet zabrudzić cioci poduszki moim rosołkiem ale ciocia się nie gniewała. Spałam też w cioci łóżeczku :) A jak już byłam zmęczona to odwieźliśmy wujka do domku i wróciłyśmy z mamusią do taty. 

A w następnym tygodniu czeka nas szczepienie na żółtaczkę, wizyta u mamy koleżanki i jej dzidziusia i chyba za tydzień znów jedziemy na cały tydzień do dziadków. Takie są plany :-)

Całuski,
Laura

czwartek, 1 października 2015

[ Opowieści Laury - mam już 28 tygodni ! ]



Hejka kochani,

zacznę od tego, że w ubiegłym tygodniu zapomniałam napisać o wizycie cioci Sandry :) ciocia przyjechała na kawę do mamusi i w odwiedziny do mnie. Mama z ciocią rozmawiały ponad 2 godziny, potem ciocia poszła a ja zjadłam pyszny obiadek.

Ok a co wydarzyło się w tym tygodniu?

W poniedziałek odwiedził nas kolega taty z byłej pracy i jego żona. Ciocia Aga cały czas za mną ganiała :) Niestety zaliczyłam tego wieczoru wielką wywrotkę. Próbowałam tak szybko poraczkować do przodu, że nie nadążyłam z rączkami i upadłam na buzię. No i nawet rodzice siedzący obok mnie nie zdążyli mnie złapać. Płakałam jak jeszcze nigdy. Aż się rodzice przestraszyli. 

Nie ma co ukrywać, ale odkąd raczkuję na całego i zaczynam stawać, to przewracam się porządnie minimum raz dziennie. Nawet na zdjęciu widać obitą głowę :) Mamusia rozłożyła w salonie koc żeby trochę amortyzował, ale i tak średnio to coś daje bo ja akurat idę tam, gdzie koca nie ma :) Mamusia w niedzielę kupiła mi takie piankowe puzzle na podłogę, więc może w następnym tygodniu przyjdą. :)

We wtorek mieliśmy intensywny dzień. Przede wszystkim rano poszłam z mamusią oddać krew do badań. Jako, że w piątek miałam kolejną wizytę u mojej Pani doktor to musiałam oddać krew. Mamusia myślała, że jak pojedziemy do Enel-med-u to będziemy miały badania za darmo, więc pojechałyśmy do Atrium i okazało się, że nie przyjmują tam takich malutkich dzieci jak ja. Mama się zdenerwowała na siebie, bo mogła zadzwonić i się dokładniej dowiedzieć. Jak rozmawiała z konsultantką przez telefon to ta powiedziała, że można takie badania wykonać, ale już nie powiedziała, że tylko w niektórych placówkach. Takim oto sposobem zrobiłyśmy sobie wycieczkę. Musiałyśmy na wykonanie badań cofnąć się do naszej przychodni, która jest po drugiej stronie ulicy :) No i mama musiała zapłacić 130 zł. 

Samo pobieranie krwi poszło lepiej niż ostatnim razem. Też oczywiście płakałam, ale krew leciała bez problemu i poszło o wiele szybciej. Mamusia potem zabrała mnie na spacer po sklepach. Najpierw Biedronka a potem Fresh. Mamusia miała na celu kupienie prezentu dla Tatusia, bo we wtorek obchodził imieniny. Prezent został zakupiony. Ode mnie również :) 

Jak zaszłyśmy do domku, to mamusia zaczęła szykować Lasagne na kolację, bo poza moim oddaniem krwi i imieninami tatusia mama powiedziała, że obchodzą również trzecią rocznicę swojego ślubu ;) Wieczorem tatuś mi wytłumaczył, że to duże wydarzenie, bo bez tego i mnie by nie było. Więc dałam rodzicom trochę wytchnienia i byłam bardzo grzeczna. 

W środę mamusia próbowała mnie nakarmić metodą BLW (tu więcej o tej metodzie). Niestety skończyło się zakrztuszeniem i mamusia zrezygnowała. Na szczęście powiedziała, że spróbujemy znów za jakiś czas :-)

W piątek jak już wspomniałam wcześniej miałam kolejną wizytę u pediatry. Ważę już 6945 g (10c) i mierzę 68 cm (50c). Na badaniu byłam grzeczna chociaż jak się okazało, że znowu będą mnie kuć na pneumokoki to nie było kolorowo. Ale jakoś przeżyłam :-) Pani doktor powiedziała, że nadal trochę za mało ważę, ale co ja mam poradzić jak dużo jem ale tyle się ruszam, że szybko to spalam ? :)

Moje noce ostatnio bywają nieprzespane. A jak moje to i mamusi. Tata często śpi w najlepsze i wstaje do mnie dopiero nad ranem dając mamusi trochę wytchnienia. Budzę się ostatnio z płaczem i to bardzo często. Bywało, że budziłam się nawet co pół godziny, przez co mamusia potem cały dzień chodziła jak zombie. Na szczęście ten problem mamy już za sobą, ale o tym napiszę w następnym tygodniu.

Umiem już siadać bez podparcia. Robię to uważnie, tak żeby się nie przewrócić, ale mimo wszystko czasem jak mocniej zawieje to się przewracam i płaczę. 

Nadal również przeszkadzam mamusi w ćwiczeniu :) to znaczy mama uważa że przeszkadzam, ale ja po prostu daję jej trochę dopingu i powodu do ruszania się, bo między ćwiczeniami musi jeszcze mnie paręnaście razy przekładać z miejsca na miejsce albo ganiać mnie po mieszkaniu bo uciekam :)

No i właśnie dzięki moim ucieczkom mama wpadła na pomysł, żeby zagrodzić mi przejście z salonu do przedpokoju. Cwana ta mama. Ale ja już coś wykombinuję!

A w sobotę przyjechali babcia Basia i dziadek Wiesio. Ależ była zabawa! Cały czas skakałam, fikałam, biegałam na czworakach, stawałam. A potem za to spałam jak zabita ;) W niedzielę były urodziny babci. Babcia prosto z łóżeczka przechwyciła mnie do siebie do łóżka i od rana było dużo przytulasków. Po śniadaniu daliśmy babci prezent, zjedliśmy po kawałku ciasta i poszliśmy z mamusią i dziadkami na spacer do ulubionego Parku im. Powstańców Warszawy. Potem wróciliśmy na obiadek do domu i dziadkowie musieli już jechać :-( Mamusia za to powiedziała, że może w najbliższym czasie pojedziemy znów na tydzień na Podlasie :)

To chyba tyle w tym tygodniu.

Kocham mocno, 
Laura