czwartek, 27 sierpnia 2015

[ domowa wędlina z kurczaka ]

Moja mama to pomysłowa kobieta. Ostatnimi czasy ma dużą fazę na zdrowe, nieprzetworzone jedzenie. Chociaż jak się dłużej zastanowię to taką fazę miała od dawna, ale dopiero teraz jej się nasiliło. Ja - z czasów jak jeszcze mieszkałam w rodzinnym domu a było to ponad 10 lat temu przypominam sobie, że raz na jakiś czas jedliśmy pyszną, domową, drobiową wędlinkę roboty właśnie wspomnianej przeze mnie mamy. Teraz, gdy już jestem "na swoim" również czasem zdarza mi się taką wędlinę przygotować. Znika z lodówki w dziwnych okolicznościach i w strasznym tempie. Zapraszam  Was dziś na ten prosty i pyszny przepis :-)



Składniki:
kilka ćwiartek kurczaka (u mnie przeważnie 2-3)
przyprawy, które lubimy
żelatyna
folia spożywcza
kawałek sznurka
garnek + woda

Przygotowanie:

Oddzielamy mięso od kości, Ja oddzielam również skórę, ale dla soczystości wędliny można na połowie zostawić.


Rozkładamy kilka warstw folii i układamy na niej kurczaka. Posypujemy przyprawami i dość sporą ilością żelatyny spożywczej. Potem umiejętnym ruchem zawijamy folię w ścisły rulon. Z obu stron zawiązujemy sznurkiem. Ważne, żeby folia była mocno ściśnięta i naprężona. Ja dodatkowo uciskam prowadząc przez całość dodatkowo sznurek.


Gdy nasza wędlinka jest zapakowana najlepszym rozwiązaniem jest zostawić ją w lodówce na jakiś czas w celu zaprzyjaźnienia się przypraw z kurczakiem. Potem grzejemy dość sporą ilość wody w garnku i gdy będzie już prawie wrząca wkładamy do niej wędlinę. Zmniejszamy gaz na minimum (ważne - woda nie może wrzeć!) i parzymy ok. 1,5 h. Po tym czasie wyjmujemy do wystudzenia. 

Najlepiej smakuje i najlepiej się kroi po przestanej nocy w lodówce :-)

pozdrawiam,
diabelnieanielska

wtorek, 25 sierpnia 2015

[ opowieści Laury - mam już 23 tygodnie !]



Cześć i czołem :-)

ten tydzień obfitował przede wszystkim w pyszne obiadki. Codziennie jadłam pyszne warzywka. Najpierw królowała marchewka, potem ziemniak, następnie mix marchewki i ziemniaka. Kolejny zestaw to kalafior, kalafior z ziemniaczkiem i brokuł też w zestawie z ziemniaczkiem. Moimi faworytami są kalafior, ziemniak i brokuł. Oczywiście strasznie się umorusam przy każdym jedzeniu. Ba! żeby to tylko siebie :) mamusia też jest wtedy cała umorusana, bo jak czasami da mi potrzymać łyżeczkę albo dopchnąć jedzonko do buzi rączką to później wymachuję tą rączką w każdą stronę no i właśnie czasem przez przypadek usmaruję mamusi ubrania :) mamusia myślała, że coś da jak założy fartuszek ale gdzież tam - dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych :) na szczęście mamusia nie krzyczy ani się nie obraża tylko się wtedy śmieje :) Przy jedzeniu pięknie otwieram buźkę i mama cały czas mnie chwali, że jem jak prawdziwy profesjonalista. Nie wiem jeszcze co to znaczy, ale na pewno coś fajnego, bo się wtedy do mnie uśmiecha jak to mówi. 

Rodzice w tym tygodniu wprowadzili też nową zasadę - kąpią mnie na zmianę, więc jednego dnia kąpie mnie mamusia a następnego tatuś. No i po tych upałach przeprowadzamy już moje kąpiele w dużej wannie jak dorośli. Przez te wymienne kąpiele mamusia ma chwilę na odsapnięcie :-)

Początek tego tygodnia rozpoczęłam również śpiąc w obniżonym o jeden stopień łóżeczku. Rodzice obserwując mnie stwierdzili, że jak siedzę na czworakach to łapię poprzeczkę łóżeczka i próbuję się podciągać. Poza tym jak leżę z mamusią w sypialni to potrafię już przemaszerować łóżeczko w każdą stronę, obrócić się wokół własnej osi, podczołgiwać się do przodu i wspinać się na mamusię a do tego nie sprawia mi już problemu przekręcanie się z brzuszka na plecki i z plecków na brzuszek i to w obie strony :-) Nadal kicam jak żabka. Najbardziej lubię usiąść na czworakach i bujać się do przodu i do tyłu. 

Uwielbiam spać na brzuszku. Jak tylko zjem i mama mnie odłoży do łóżeczka to od razu fikam na brzuszek i tak zasypiam. Czasem daje mi jeszcze smoczka ale przeważnie już zasypiam bez niego.

Ostatnio ciągle kiepsko sypiam. Budzę się z płaczem. W ciągu nocy jak tatuś jeszcze nie śpi to bierze mnie na ręce i próbuje ululać co mu się udaje przeważnie i potem przed mamą chodzi dumny jak paw, że jest taki zdolniacha. 

W ogóle mama jest pewna, że te moje zawirowania ze snem, marudzenie i płaczliwość bierze się z tego, że przechodzę kolejny skok rozwojowy. Tata się śmieje, że mama wyczytała i teraz wszystko pod to dopasowuje. No ale cóż :) Może się niedługo wyjaśni. Na razie budzę się baaaaardzo często. Mama czasem rano jest nieprzytomna. Ale jak to mówią - nikt nie mówił, że będzie łatwo i przyjemnie, prawda? :)

Z rzeczy czysto pielęgnacyjnych to nie cierpię jak mama obcina mi paznokcie. Uciekam wtedy na wszelkie możliwe strony i co tu dużo mówić - po chwili rezygnuje ze słowami, że dorwie mnie jak usnę. Jej pech, że jak śpię to akurat tak się ułożę, że mam rączki pod sobą i nie ma do nich dostępu :) hehe :) a nawet jeśli uda jej się dorwać moje paluszki to ja przy każdym obcięciu wyrywam się przez sen :) 
Podobna sytuacja - chociaż ze zwycięstwem mamy - jest wtedy gdy mam zapchany nosek i mama próbuje mi go oczyścić Fridą. Wyrywam się, płaczę, wiszczę. Tatuś czasem mamie pomaga, co mi się nie bardzo podoba. No i jak już jest po wszystkim to lepiej mi się oddycha i w ogóle, ale ile to się muszę nakrzyczeć i napłakać to tylko wiem ja, mama i tata. 
Zmiana pieluszki to też ostatnio wyzwanie dla rodziców. Lubię się wtedy przekręcać na boczki :) oj ciężko mnie wtedy ułożyć przyzwoicie nawet na chwilę. 

Zaczęłam też już kojarzyć, że jak przekręca się klucz w drzwiach to tatuś wraca do domku :) od razu wtedy się rozglądam i go szukam :) tata zawsze od razu przybiega do mnie na całuski i przytulaski. 

Kolejne tygodnie będą bardzo intensywne, bo mamy wizytę u neurologa, kontrolę bioderek, potem weekend spędzamy na podlasiu a po weekendzie w kolejnym tygodniu najprawdopodobniej wyjeżdżamy na wczasy do Chorwacji. Oj dużo ciekawych przeżyć przede mną. 

Całuski i uśmieszki wysyłam ja - Laura :-*

czwartek, 20 sierpnia 2015

[ Boeuf bourguignon wg Julii Child ]


Dziś chciałabym Wam przedstawić jak z tego :


Zrobić to: 



























Czyli dziś zapraszam na osławioną w filmie "Julie i Julia" wołowinę po burgundzku z przepisu Julii Child.
Wszystko zaczęło się od tego, że przy oglądaniu filmu potrawa ta została tak wychwalona przez postacie, że nie mogłam się oprzeć. Zbierałam się i zbierałam. W końcu przyszedł Dzień Ojca i postanowiłam przyszykować tą potrawę mężowi. Jako, że zawsze prosił mnie o jakieś danie z wołowiną a ja się wzbraniałam stwierdziłam, że to ten czas. 
Poniższy przepis powstał po połączeniu przepisu oryginalnego i małych zmian skonfrontowanych z licznymi przepisami w internecie. Wyszło przepyszne, chociaż jakbym miała robić to danie jeszcze raz to pozbyłabym się boczku, bo za nim nie przepadam. 
Muszę jeszcze tylko dodać, że przepis jest BARDZO prosty. Jedynym minusem jest to, że pieczenie trwa 3 godziny, co ciężko jest wytrzymać, gdy po kuchni unoszą się takie piękne zapachy :-)

Ok. Zaczynamy :-)

Składniki:
500 g wołowiny
10 dag boczku wędzonego
3 średnie marchewki
10 małych cebulek szalotek - ja użyłam czterech średnich cebul pokrojonych na części bo nie znalazłam szalotek
2 ząbki czosnku
puszka pomidorów bez skórki
200 ml czerwonego wytrawnego wina
200 ml bulionu wołowego
trochę mąki do obtoczenia mięsa
olej do smażenia
liście laurowe, ziele angielskie, sól, rozmaryn, tymianek

Wykonanie:


Pokroić boczek w kostkę, podsmażyć do zrumienienia na patelni. Przekładamy do naczynia żaroodpornego.



Wołowinę pokroić w duże kostki, obtoczyć każdy kawałek w mące i obsmażyć z każdej strony na wytopionym tłuszczu z boczku. Jeśli tłuszczu zostało zbyt mało można dodać trochę oleju. Dodajemy do boczku. 


Wszystko delikatnie solimy po wierzchu szczyptą soli.


Na tej samej patelni obsmażyć do zrumienienia pokrojoną w grube plastry marchew, podzieloną na kilka części cebulę, rozgniecione ząbki czosnku. 


Dodać na mięso pomidory z puszki a następnie podsmażone warzywa.


Bulion wołowy wymieszać z winem i zalać wszystkie składniki. 


Dodać kilka ziaren pieprzu, liście laurowe, trochę suszonego tymianku i rozmarynu.


Przykryć wszystko i wstawić do piekarnika nagrzanego do 150 stopni na 3 godziny.


Całość po upieczeniu powinna wyglądać następująco: 


Jeść z pokrojoną, świeżą bagietką. Można też połączyć z ziemniakami jednak trochę szkoda niszczyć smak takim pospolitym warzywem (chociaż ja ziemniaki uwielbiam!) :-)


Prawda, że smakowicie?

polecam i życzę smacznego,
diabelnieanielska

wtorek, 18 sierpnia 2015

[ Opowieści Laury - mam już 22 tygodnie !]


Cześć wszystkim,

Kolejny tydzień upałów za nami. Na szczęście już się troszkę ochłodziło, bo ledwo wszyscy w mieszkaniu wytrzymywaliśmy. Nadal rozkoszowałam się kilka razy w ciągu dnia kąpielami w wannie z moimi kaczuszkami. Było super :) Raz nawet zanurkowałam. Zrobiłam to tak szybko, że mama nawet nie zdążyła zareagować :-)

W poniedziałek byłyśmy z mamusią oddać do badań moją krew i mocz :-) Najpierw w domu mamusia przykleiła mi taki woreczek do którego musiałam nasiusiać i położyła mnie nago na kocyku. Zrobiła tak pewnie dlatego, że zawsze jak mnie tak położy to siusiam ekspresowo na kocyk :P hehe. Tym razem stwierdziłam, że trochę poczekam. Mama przez ten cały czas siedziała przy mnie i pilnowała czy to już. A potem zrezygnowana zaczęła coś robić w kuchni i nie zwracała przez chwilę na mnie uwagi i ja wtedy dopiero zrobiłam :) Aż mama zaskoczona była. No nic. Potem ruszyłyśmy od razu do przychodni i bez żadnej kolejki weszłyśmy do gabinetu. 

Pani jak zwykle była przemiła. Zawołała jeszcze drugą Panią, żeby mnie przytrzymać przy pobieraniu krwi. No muszę powiedzieć, że mi się nie podobało :( mamusi chyba też nie. Pani ściągała krew po kropelce a najpierw to się tak wbiła, że nic nie leciało i musiała się wbijać drugi raz. Strasznie krzyczałam i płakałam. Mama próbowała mnie uspokoić, ale jak ja miałam się uspokoić jak tyle osób mnie trzyma, że nie mogę się ruszyć i jeszcze mnie kują igłami. Jakoś przetrwałam i mama powiedziała, że jest ze mnie bardzo dumna. Potem przez cały tydzień miałam siniaka na rączce. 
Tego samego dnia mamusia online odebrała wyniki. Jak to mama zaczęła od razu szukać informacji w internecie, bo kilka rzeczy miałam podwyższonych i wyczytała, że to znaczy, że coś jest nie tak z wątrobą. Przestraszyła się i szybko wyłączyła internet. 

W czwartek mieliśmy kolejną wizytę u pediatry i  mama stwierdziła, że nie będzie się stresować i poczeka co powie Pani doktor. 
A Pani doktor powiedziała, żeby się tym nie przejmować. Że czasem u małych dzieci takich jak ja takie wyniki wychodzą i nie ma czym się martwić. Powiedziała, żeby mamusia zamiast codziennie to co drugi dzień dawała mi witaminkę D3 i żeby zaczęła wprowadzać mi stałe pokarmy. Ku mamy uciesze przez ostatni tydzień od poprzedniej wizyty przybrałam na wadze wystarczająco i Pani doktor powiedziała, że w takim razie nie ma się czym przejmować. Teraz czekamy już tylko do 16 września na moje echo serca.
Pokazałam też jakie sztuczki już potrafię z kicaniem jak żabka. Pani doktor strasznie się śmiała i powiedziała, że mamusia powinna mnie dać do cyrku, żeby zarabiać na tych moich wyczynach :-) Podobno teraz do raczkowania już krótka droga i niedługo może będę już swobodnie się poruszać. 

Od razu po wizycie u pediatry miałam kolejne szczepienie - tym razem na pneumokoki. Cały czas śpiewałam sobie radośnie i pani powiedziała, że aż żal mnie kuć skoro taka radosna jestem. No i faktycznie. Jak tylko pani wkuła się igłą w moją nóżkę to zaczęłam płakać. Mama szybko chwyciła mnie na ręce i mocno zaczęła tulić i mówić, że to znów tylko komar mnie ugryzł ale ja swoje wiem! Tatuś mi opowiadał, że na szczepieniach to kują igłami i to boli. A kto jak kto ale tatuś wie co mówi!

Potem poszłyśmy jeszcze z mamusią na zakupy, bo w piątek tatuś miał urodziny i piekłyśmy z mamą tęczowy tort :-)

A w niedzielę rozpoczęłam szósty miesiąc mojego życia. Uczciłyśmy to z rodzicami zjedzeniem przeze mnie mojej pierwszej marcheweczki. Chociaż "zjedzenie" to jednak zbyt dużo. Byłam całkowicie zaskoczona konsystencją tego czegoś na łyżeczce co mamusia próbowała mi wcisnąć do buzi robiąc samolocik. Trochę się wykrzywiłam, bo nie wiedziałam co się dzieje. Ubrudziłam cały śliniak i troszkę siebie, ale jak na pierwszy raz mamusia była bardzo zadowolona. 

W tym tygodniu przyszedł zamówiony przez mamusię siatkowy gryzak i dała mi w nim kawałek jabłuszka. Jabłuszko było soczyste i lekko kwaśnawe i tylko tata się śmiał jak się krzywiłam a potem szybko znalazłam sobie jednak fajniejsze zajęcia niż gryzienie jabłka. Mama mówi, że za jakiś czas da mi banana, bo podobno jest słodki. Mamusia przez cały czas jak byłam u niej w brzuszku jadła banany i powiedziała, że może w takim razie banany mi posmakują. 
A jak w piątek rodzice jedli arbuza to stwierdzili, że dadzą mi ugryźć w siateczce i jak się przyssałam to wycisnęłam z niego cały sok. Pyszności!

Ten tydzień zapisał się również jako tydzień moich problemów ze spaniem w nocy. Budzę się co godzinę, dwie. Mama rano jest bardzo zmęczona ale jak się do niej uśmiecham to mówi, że zapomina o zmęczeniu. A ja jak mnie usypia na rękach to jedną rączką trzymam cyca albo próbuję łapać mamę za nos i usta (mama wtedy łapie moje palce i mi je zjada), a drugą rączką masuję mamę po boczku :) Mama się wtedy uśmiecha :-)

buziaki,
Laura

wtorek, 11 sierpnia 2015

[ Opowieści Laury - mam już 21 tygodni !]


Cześć Kochani,

No i znów upały, upały, upały. Siedzimy w domku, mama w przewiewnej sukience, ja w samym pampersie, chłodzimy się przez cały dzień wiatrakiem i kąpielami. Właściwie to nie są jako takie kąpiele jak zwykle. Mamusia napełnia wannę letnią wodą na kilka centymetrów i kładzie mnie w niej na brzuszku. Mogę sobie swobodnie machać nóżkami i chlapać w około. Do tego mamusia wrzuca mi do wody gumowe kaczuszki które jakiś czas temu dostałam od wujka Konrada :) za każdym razem bawię się tak kilka minut. Mama w tym czasie ochlapuje mi ciałko, żebym się ochłodziła i polewa mi główkę. Potem przeważnie na szybko osusza delikatnie ręcznikiem i od razu mnie karmi, bo jak sobie pofikam w wannie to od razu robię się śpiąca. 

We wtorek pojechaliśmy z rodzicami do Urzędu Miasta złożyć dokumenty na paszport dla mnie. Pani, która nas obsługiwała była bardzo miła i powiedziała, że w przeciągu 2 tygodni paszport powinien być gotowy, ale powiedziała żeby się upewniać i sprawdzać na stronie internetowej.

W czwartek odbyliśmy kolejną wizytę u pediatry i wizytę szczepienną. Ważę już 6455 g. Pani doktor powiedziała, że to trochę za mało i dała nam skierowanie na usg brzuszka, na oddanie krwi i siusiu (oddane zostały w poniedziałek, więc o moich przygodach z woreczkiem i igłą już za tydzień). Powiedziała, że jak przyjdziemy za tydzień - a przyjdziemy, bo będę miała szczepienie to zobaczymy ile w ciągu tygodnia mi przybędzie wagi i jeśli nadal będzie za mało to zaczniemy wprowadzać stałe pokarmy. Mamusia mówi, że wolałaby żebym jadła jeszcze samo mleczko. Ja mimo to jem często a krótko. Kto by zresztą chciał się opychać jedzeniem w te upały. Do tego rodzice stwierdzają, że to co zjem to od razu szybko spalam bo fikam jak szalona :-) 
Pani doktor podczas osłuchiwania mnie stwierdziła, że słyszy jakieś szmery nad sercem i dostałam też skierowanie na zrobienie echa serca. Mam nadzieję, że to nic poważnego :-( Najbliższy możliwy termin jaki udało nam się zarezerwować to 16 września, więc jeszcze trochę czasu.
Po badaniu byliśmy na szczepieniu. Okazało się, że moja szczepionka jest w przychodni niedostępna i tatuś musiał pojechać do apteki, żeby ją kupić. Potem poszedł do pracy a mamusia poszła ze mną na szczepienie. Pani, która się nami zajmowała była bardzo fajna, dużo ze mną rozmawiała. No i jak już mnie ukłuła to zapłakałam tylko chwilkę a jak od razu mamusia wzięła mnie na ręce to przestałam płakać i już się uśmiechałam :-) 

W piątek udało nam się od razu odbyć wizytę usg brzuszka. Ze względu na to, że tatuś był już w piątek w szpitalu to musiałyśmy jechać tramwajem. Podróż minęła nam bezproblemowo. W tramwaju było chłodno i przyjemnie a na wprost był telewizor :) Rodzice mi w domu nie pozwalają oglądać to w tramwaju mama tak przez przypadek postawiła wózek, że mogłam sobie trochę ukradkiem popatrzeć :-) Na usg bardzo się przestraszyłam Pana Doktora. W pokoju był półmrok a Pan Doktor zamiast się ze mną zapoznać to od razu zaczął mnie badać i mazać jakimś dziwnym  i zimnym urządzeniem po brzuszku. Mama bardzo się starała mnie uspokoić, ale udało jej się to dopiero jak wyszłyśmy z gabinetu. Droga powrotna minęła nam równie przyjemnie a dwa przystanki przed wysiadką mama zobaczyła pożar niedaleko naszego bloku. Okazało się, że to tylko jakieś śmieci się paliły, ale kłęby dymu były bardzo duże i leciały bardzo wysoko w niebo.

Jak pisałam tydzień temu tatuś miał w piątek operację noska. Pojechał rano i widziałam, że mamusia się bardzo stresowała - tatuś zresztą chyba bardziej. Dopiero jak tatuś po południu napisał, że jest już po i że się dobrze czuje mamusia odetchnęła z ulgą. 

W sobotę, jako że tatuś był nadal w szpitalu musiałyśmy też tramwajem pojechać na rehabilitację. Droga była ta sama jak w piątek na usg brzuszka jednak jak się w trakcie okazało postanowili akurat w ten weekend zrobić remonty. I tak zamiast jechać jednym tramwajem to jechałyśmy najpierw autobusem, potem tramwajem i jeszcze innym tramwajem. Oczywiście na całe tramwaje wisiała jedna kartka z informacją i wszyscy pasażerowie bardzo się denerwowali jak tramwaj raptem skręcał tam gdzie nie powinien. Mamusia zresztą też, bo prawie się spóźniłyśmy przez te zawirowania. Do tego tramwaj zatrzymywał się za każdym razem w takim miejscu, że nie miałyśmy jak wysiąść i mama musiała wydźwigać wózek ze mną na swoim biodrze co teraz widać po jej siniakach na nodze :-)
Na rehabilitacji pani powiedziała, że nadal mam lekkie skrzywienie i że powinniśmy przedłużyć rehabilitację. Najlepiej poprosić pediatrę o skierowanie na NFZ to wtedy będzie za darmo, ale trzeba trochę poczekać na terminy. 
Powrót do domku okazał się równie ciekawy, ale jakoś udało nam się dotrzeć do domku i to nawet bez dużej ilości przesiadek.

Gdy wróciłyśmy do domku to był już tatuś. Miał na nosie i pod noskiem przyklejone plastry i przypominał trochę dużego misia :-) niestety nie mógł mnie brać na ręce a poza tym obawiał się, że go uderzę w nos przez przypadek co często mi się zdarza ostatnio :)

W ogóle to ostatnio jestem zafascynowana twarzami. Jak się jakaś do mnie zbliży to łapię rączkami za nos, usta, oczy i dużo obserwuję. Mama czasem zwraca mi uwagę, że nie można tak drapać po oczach, bo można zrobić krzywdę ale potem się do mnie uśmiecha, więc chyba nie jest na mnie zła? W tym tygodniu udoskonaliłam przewracanie się na brzuszek przez oba boki, coraz częściej przewracam się z brzuszka na plecki. Natomiast największy postęp jaki zrobiłam to siadanie jak żabka (w pozycji jak na zdjęciu) i podskakiwanie do przodu. Takim sposobem mogę już przewędrować całe łóżeczko, łóżko i kawałek podłogi. Mama mówi, że już niedługo pewnie zacznę raczkować skoro takie rewolucje robię :) Bardzo spodobała mi się ta pozycja i lubię bujać się do przodu i do tyłu i tak przez kilka minut aż się zmęczę lub po prostu rozbujam się tak mocno że lecę do przodu na buźkę. Potem się podnoszę i zabawa zaczyna się od nowa :)
Ostatnio mam też problemy ze spokojnym jedzeniem. Wiercę się, kręcę się, świdruje nogami robiąc mostek. Jak mamusia karmi mnie na leżąco to po chwili przewracam się już na brzuszek a czasem zdarza mi się nawet jeść na czworakach lądując buźką na mamy cycu jak na poduszce :) mama się wtedy śmieje i pyta się czy nie potrafię normalnie zjeść jak człowiek, ale ja przecież jem jak człowiek a przy tym jak wygodnie! :-)

całuję mocno,
Wasza Laura

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

[ wózek TAKO Acoustic - recenzja gondoli oraz fotelika MaxiCosi CabrioFix z adapterami ]

Kochani,

dziś chciałabym opisać Wam moją a właściwie Naszą przygodę z wózkiem-gondolą Tako Acoustic oraz fotelikiem MaxiCosi CabrioFix. 

Na ten wózek trafiłam późną jesienią na halach targowych Marywilska44. Jako, że jest tam kilka sklepów typowo ciążowych to pojechaliśmy tam z mężem w celu zakupu mi zimowej kurtki ciążowej. Kurtkę oczywiście kupiłam a idąc do wyjścia postanowiliśmy czysto ciekawsko zajrzeć na stoisko z wózkami. I tak szybkim rzutem w moje oczy wpadł właśnie wózek Tako Acoustic. Miałam możliwość szybkiego obejrzenia go, pojeżdżenia po sklepie. Urzekły mnie duże, nieskrętne koła w stylu retro, ładna gondola, mufki do schowania rąk w okresie zimowym, duża torba i spory koszyk pod wózkiem. Do tego podobał mi się sam materiał z którego wózek został wykonany. Jest to imitacja lnu w kolorze jasno szarym. 

I co tu mówić. Potem żaden wózek już nie mógł pobić tego. Szukałam długo czegoś co by mnie zachwyciło. Przeglądałam sklepy, czytałam fora. I nic. W końcu zdecydowaliśmy się z mężem na ten wózek. Zakupiliśmy go w sklepie internetowym w wersji 2 w 1 czyli gondola + spacerówka. Oddzielnie zakupiliśmy fotelik samochodowy i adaptery do stelaża z Tako Acoustic. 

Całość przyszła w jakże dużych paczkach. Po rozpakowaniu wózek mnie zachwycił na nowo. Nie będę ukrywać, że od momentu jego zakupu zdarzało mi się jeździć nim koło lustra i patrzeć jak się będę z nim prezentowała.


Jeśli chodzi o najważniejsze cechy wózka są to:
- metalowy stelaż
- pompowane, szprychowe, duże 14 calowe koła
- metalowy kosz na zakupy, 
- plecak zainstalowany na koszu, który oczywiście można założyć na plecy
- gondola, która może służyć jako kołyska
- czterostopniowa regulacja podgłówka
- regulacja wysokości rączki
- budka gondoli wyposażona w uchwyt do przenoszenia
- dołączony parasol
- folia przeciwdeszczowa z wentylacją
- pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa
- funkcjonalna torba na drobiazgi
- wózek posiada atesty na materiały oraz Europejskie normy bezpieczeństwa
- możliwość zamontowania fotelika samochodowego

Dane techniczne wózka:
- wymiary wewnętrzne gondoli - długość/szerokość/głębokość: 82/35/20 cm
- wymiary stelaża po złożeniu z kołami - 89/58/42 cm
- wymiary stelaża po złożeniu bez kół - 83/58/26,5 cm

Po korzystaniu z wózka przez prawie 5 miesięcy muszę powiedzieć jedno - ma on dwie wady, które udało mi się na razie zauważyć. Pierwsza to taka, że stelaż wózka strasznie skrzypi. Próbowałam go oliwić, ale najprawdopodobniej jest coś nie tak z linkami w stelażu. Chciałam go oddać nawet na reklamację, ale pomijając to, że Pani ze sklepu na infolinii mnie delikatnie mówiąc wyśmiała jednak się nie zdecydowałam z prostego względu - mianowicie wypadło nam w tym czasie wiele wyjazdów i nie znaleźliśmy na to czasu. Skrzypienie stelaża może by uszło, gdyby nie to, że jak na samym początku Laura spała w nocy w wózku to budziła się ona przy delikatnym nawet jego poruszeniu. A jak wózek zaskrzypiał to się nawet mąż budził, więc sobie wyobraźcie ten odgłos. 
Drugim minusem jaki zauważyłam jest to, że  regulacja podgłówka nawet na najniższym stopniu jest za wysoka. Próbowałam raz delikatnie podnieść podgłówek na taki zaczep między ułożeniem płaskim a pierwszym stopniem to główka Laury huknęła z impetem z powrotem na płasko. Cud, że się nie rozpłakała, bo wyglądała na nieźle przestraszoną - ja zresztą też. Tak skończyła się nasza przygoda odnośnie podnoszenia zagłówka. Na razie nawet jak ułożę ją na najniższy poziom, to Laura się po prostu zsuwa i wygina na nim. 

Plusów widzę natomiast całe stado. Wózek jest duży. Laura ma w nim dużo miejsca na wariowanie. Ostatnio nawet nauczyła się w nim przewracać na brzuszek. Duże koła pięknie suną po każdym terenie. Zobaczymy jak się będzie sprawował zimą, jak będziemy już sunąć w spacerówce po śniegu. Kosz na zakupy jest mega pojemny, tak samo torba. Hamulec ładnie trzyma nawet pod dużą górkę. Z plecaka korzystamy jak wyjeżdżamy poza Warszawę. Mogę w niego spokojnie spakować Laurę i nie potrzebuję więcej miejsca.
Wózek ma lekkie zawieszenie, delikatnie się buja przez co nawet na większych wybojach Laura nie budziła się na spacerach. 
Regulowana rączka jest w sam raz dla mnie i dla wyższego ode mnie o głowę męża. Rączka z eko-skóry wygląda ekskluzywnie, nic się nie obciera, nie robi odcisków. 
Budka pełniąca funkcję kołyski to też genialna sprawa, zwłaszcza na wyjazdach. 
Dołączony parasol dobrze chroni od słońca chociaż ja chyba wolałabym, żeby daszek był głębszy. Parasol nie zawsze da się tak szybko wygiąć żeby przysłonić Laurę od słońca zwłaszcza jak robię dużo zakrętów a słońce wpada do gondoli pod różnymi kątami. Daszek posiada też rozsuwany prześwit na zrobienie lekkiego przeciągu. 
Sam wózek jest duży i na początku zajmował nam cały bagażnik Toyoty Corolla Kombi jednak po kilku wyjazdach i tygodniach wprawy potrafimy sprawnie zapakować się tak, żeby nie musieć nic przewozić ze sobą z przodu. 
No i nie wspomniałam, że wózek bardzo szybko i sprawnie się składa :-)

Fotelik MaxiCosi CabrioFix został przez Nas wybrany chyba pod wpływem opinii ogółu i moich obserwacji. Zauważyłam jak wiele osób chwali sobie te foteliki i już na początku zdecydowałam, że będzie to właśnie MaxiCosi. 



Najważniejsze cechy fotelika to:
- łatwy montaż w samochodzie za pomocą pasa bezpieczeństwa
- wyjmowana wkładka wypełniająca z zagłówkiem
- ochraniacze na szelki
- zintegrowany daszek
- zdejmowana tapicerka
- wygodny pałąk
- pojemnik na drobiazgi
- posiada dobre wyniki w crashtestach
- system ochrony bocznej podczas uderzeń bocznych

My z fotelika jesteśmy bardzo zadowoleni. Na początku montaż zajmował nam trochę czasu, ale po kilku razach myślę, że jest to mega proste. Wkładkę wyjęłam dopiero w tym tygodniu jednak przełożyłam gąbkę "poddupną" z wkładki pod tapicerkę, żeby Laura jeszcze bardziej leżała niż siedziała. Ogólnie sam stabilizator głowy bardzo dobrze spełnił swoją rolę. Na początku, gdy główka Laury była jeszcze niestabilna to podczas jazdy nie gibała się ona na boki. Daszek dobrze chroni przed dużym słońcem i przed deszczem. A na pałąku zawiesiliśmy ulubioną zabawkę Laury, więc poza tym, że jest wygodny ma też dodatkową funkcję dodatkowego zabawiacza w czasie podróży. Z pojemnika szczerze powiem nie korzystaliśmy, ale to dlatego, że po prostu nie mamy takiej potrzeby. 
Dzięki adapterom zakupionym razem z wózkiem i fotelikiem mamy też możliwość wpięcia fotelika do stelaża wózka, przez co nie musimy wszędzie zabierać ze sobą gondoli.

A

pozdrawiam,
diabelnieanielska

piątek, 7 sierpnia 2015

[ Paczuszki z BebiKlub i BebiProgram ]

Kochani, 

otrzymałam kolejną przesyłkę od BebiKlub i BebiProgram. Nadal nie mogę się nachwalić jak fajna jest to sprawa, gdy takie paczuszki przychodzą w prezencie. Tym razem obie paczki zawierały próbki mleka następnego dla Laury.

W paczce od BebiKlub poza listem znalazły się cztery paczuszki mleka.


Natomiast w paczce od BebiProgram otrzymałyśmy z Laurą dwie paczki mleczka, śliniak oraz poradnik dla rodziców. Fajnie, że w poradniku znajduje się także dział specjalnie przeznaczony dla tatusiów.



A wy otrzymałyście już swoje paczki? Bierzecie udział w tego typu akcjach?

pozdrawiam,
diabelnieanielska

wtorek, 4 sierpnia 2015

[ Opowieści Laury - mam już 20 tygodni !]


Cześć wszystkim :-)

Ten tydzień minął nam na leniuchowaniu. Jak pamiętacie w ubiegłym tygodniu byłam na wczasach u dziadków. Po powrocie musiałam się na nowo zaklimatyzować. Mama już ledwo dawała radę, bo przez to, że przez całe wczasy miałam dużo towarzystwa to teraz też chciałam je mieć i jak tylko mamusia ode mnie odchodziła to zaczynałam krzyczeć i płakać. Nawet przyzwyczaiłam się chyba do kąpieli u dziadków, bo jak rodzice mnie chcieli wykąpać to zaczęłam płakać i nie wiedziałam za bardzo co się dzieje. Na szczęście w środę już mi przeszło i mamusia odetchnęła z ulgą, bo tak to nie mogła mnie odstąpić na krok. 

Mamusia stwierdziła też, że chyba się nie najadam. Co prawda jadłam praktycznie co godzinę, max dwie i cały czas krzyczałam jakbym była głodna, więc nie wyrabialiśmy się chyba z produkcją mleczka dla mnie. Zdarzało się, że w nocy budziłam się bardzo często. Mama jednak znalazła na to sposób i w aptece kupiła specjalną herbatkę dla mam, które karmią takie maluszki jak ja. Wydaje nam się, że bardzo to pomogło, bo mleczka wydaje się więcej i ja jestem najedzona i szczęśliwsza :-)

Cały tydzień minął nam bardzo szybko. Mama sporo mi czytała. Ostatnio jak byliśmy u dziadków to mama znalazła nawet jakąś książeczkę o misiach po angielsku i czytała mi w tym dziwnym języku. No i jeszcze o czarownicy mi czytała co latała na swoim odkurzaczu :-) Lubię jak mama mi czyta.

A wieczory i momenty, gdy w ciągu dnia nie mogę zasnąć mamusia umila mi śpiewając kołysankę "Ach śpij kochanie" i "Kołysankę dla Ani" zespołu Ich Troje, która się mamusi bardzo podoba. Mama mi mówi, że jak byłam jeszcze w brzuszku to mi czasem je śpiewała. I teraz jak na przykład zdenerwuję się podczas karmienia i nie mogę się wyciszyć to mamusia od razu zaczyna śpiewać a ja znów chętnie i spokojnie zaczynam jeść. Lubię wtedy też patrzeć na nią jak śpiewa i się do niej uśmiechać.  

Jako, że planujemy z rodzicami w tym roku pojechać na prawdziwe wakacje do Chorwacji to powstała potrzeba wyrobienia mi paszportu. W sobotę pojechaliśmy we trójkę do fotografa. 

A w niedzielę przybyły do Warszawy mega upały. Ale nam upały nie straszne i wybrałyśmy się z mamusią w samo południe do Kościoła. Mamusia myślała, że całą mszę prześpię a ja jej zrobiłam psikusa i obudziłam się jak tylko przeszłyśmy przez bramę Kościoła. Ale byłam za to niesamowicie grzeczna. Przez calutką mszę bawiłam się moim gryzakiem, rozglądałam się i uśmiechałam do mamusi :-)  

Z postępów rozwojowych to poza tym, że strasznie swędzą mnie dziąsełka i tatuś kupił mi maść do smarowania to rodzice mają ze mnie niezły ubaw. Podobno rewolucje jakie wykonuję są prześmieszne. Jem zawzięcie cały czas swoje stópki, na przewijaku trudno mnie ogarnąć tak się wiercę. Moja ulubiona pozycja do spania to taka na brzuchu z podniesionym tyłeczkiem. Zanim oczywiście usnę to się wiercę, żeby znaleźć najbardziej odpowiadającą mi pozycję. No i "wędruję" coraz bardziej po powierzchniach płaskich. Na razie rolę rączek spełnia moja buzia. Staję na wyprostowanych nóżkach jak leżę na brzuchu i coraz częściej zdarza mi się wylądować potem na boczku a następnie przewrócić samodzielnie na plecki. Ostatnio jak leżałam z tatusiem na łóżku rodziców w sypialni to turlałam się od krawędzi do krawędzi. Przez co teraz nawet jak zasnę w sypialni to mamusia obkłada mnie poduszkami z każdej strony a i tak co jakiś czas zagląda do mnie czy już gdzieś mnie nie zawiało.

A teraz mamy ważny tydzień. Po pierwsze odbędziemy kolejną wizytę szczepienną i kontrolną u pediatry. Po drugie tatuś w piątek będzie miał operację noska, żeby mu się lepiej oddychało no i może się uda, że nie będzie tak chrapał :-) Trzymajcie więc kciuki, żeby wszystko poszło gładko, bo tatuś to się strasznie denerwuje :-)

przesyłam całuski,
Laura

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

[ nowa edycja BLOGOSFERY Canpol ]



Kochani po raz kolejny zgłosiłam się do testowania produktów Canpol w BLOGOSFERZE

Poprzednim razem testowałam ręczny laktator, wkładki laktacyjne oraz wkłady poporodowe. Recenzję znajdziecie TU.

Tym razem do przetestowania jest 20 zestawów elektrycznej karuzeli pluszowej "Zamkowa".


Mam nadzieję, że uda mi się zostać wybraną i już niedługo podzielić się z Wami moją opinią. Keep your fingers crossed!

A może uda mi się nawet zorganizować konkurs :) kto wie?

pozdrawiam,
diabelnieanielska