czwartek, 26 lutego 2015

[ czosnkowa zapiekanka makaronowa z brokułami, pieczarkami i mięsem mielonym ]

Dziś chciałabym przedstawić coś dla wielbicieli zapiekanek. Przepis jest w mojej rodzinie od dawna i jest to sprawdzone danie obiadowe/kolacyjne, które zawsze wychodzi i smakuje wszystkim :-) Wszystkie składniki przeważnie stosuję na tak zwane "oko". Jak ktoś lubi więcej makaronu lub mniej to dodajcie wg uznania. Tak samo jest z czosnkiem. W oryginalnym przepisie jest około główki czosnku. Jeśli nie lubicie aż takiego aromatu - dodajcie mniej.

Składniki:
makaron (np. świderki, kokardki)
kostka żółtego sera do starcia
50 dag mięsa mielonego (u mnie z indyka)
1 brokuł
1 duża śmietana
1 mały jogurt naturalny
50 dag pieczarek
główka czosnku

sól, pieprz

Przygotowanie:

1. Ugotować makaron, ser żółty zetrzeć na dużych oczkach, usmażyć mięso mielone, brokuł podzielić na różyczki i ugotować, pieczarki pokroić i podsmażyć.


2. Śmietanę wymieszać z jogurtem. Doprawić solą i pieprzem. Czosnek drobno pokroić lub przepuścić przez wyciskacz i dodać do mieszanki jogurtowo-śmietanowej. Dodać połowę sera.


3. Wszystkie przygotowane składniki wymieszać w dużym naczyniu żaroodpornym razem z połową mieszanki powstałej z jogurtu, śmietany, sera i czosnku. Wierzch posmarować pozostałą mieszanką i posypać żółtym serem, który nam pozostał.


4. Piec 20-25 minut w 180 stopniach (grzanie góra-dół) lub ewentualnie do zadowalającego stopnia przypieczenia sera :-)


5. Jeść z trzęsącymi się uszami :-) :-) :-)

Smacznego!


wtorek, 24 lutego 2015

[ Zaczynamy 38 tydzień ciąży - ostatnie usg Laury i mały update ]



Dziś nadszedł dzień ostatniego usg córci.
I tak oto Laurka waży 3048 g. Mam nadzieję, że podrośnie max do 3,5 kg :-) chociaż kto wie?
Pozostałe wyniki wszystkie w normie. Jej leżakowanie nadal przybiera pozę główką w dół, kręgosłup ma z mojej lewej strony. Podczas badania wierciła się strasznie :-)
Mam III stopień dojrzałości łożyska.
Pani doktor powiedziała, że więcej niż 2 tygodnie nie będziemy czekać na córcię :-) Oby!

W kwestii aktualizacji wiadomości o moim samopoczuciu....
Od kilku dni łapią mnie bolesne skurcze promieniujące na nogi. Na razie z tego co zauważyłam są to skurcze przepowiadające, bo gdy tylko zmienię pozycję, przejdę się lub zrobię ciepły okład skurcze mijają. Najgorzej jest w nocy, bo skurcze mnie budzą, ciężko mi się przewrócić a jak już się obudzę to przy okazji skoczę do wc i potem nie mogę usnąć. Przewracam się z boku na bok a potem cały dzień nieprzytomnie odsypiam partiami 20 minutowymi przez co jestem jeszcze bardziej zmęczona i nie do życia.

Przedwczoraj około 4.00 zaczęłam nawet liczyć długość skurczu i z zegarkiem w ręku czekałam po jakim czasie nastąpi kolejny. Nie nastąpił. 
Jak powiedziałam o tym rano mężowi to się przestraszył i żartując powiedział "Misiu, ale ty jeszcze nie możesz urodzić! Ja jeszcze nie jestem gotowy!" :-) No tak. Bo 9 miesięcy to za mało, żeby się przygotować. Myślę, że do tego nie da się tak po prostu przygotować i tyle :-)

Co więcej? Chodzę jak pingwin z kijkiem w tyłku, ledwo się ruszam, cała jestem opuchnięta, czuję jak się mała rozpycha i próbuje dać matce w kość dopóki jej to uchodzi bezkarnie :-) 

Do tego zauważyliśmy, że mały łobuziak jest z tego naszego szkraba i jak się mocno wierci to wołam męża żeby położył łapkę na moim brzuchu co by poczuł tego wiercipiętka a ona w tym samym czasie przestaje się ruszać. Jak tylko ręka męża znika z brzucha to znów córcia wariuje :-) jak nic robi na złość tatusiowi :-P charakterek ma po mamusi zatem :-P

Trochę mi będzie brakowało tych wszystkich chwil, ale wiem, że jak się już wykluje to będzie naszym największym szczęściem i miłością! :-)

pozdrawiam ciepło,
diabelnieanielska

niedziela, 22 lutego 2015

[ 37 tc - ostatnie chwile dla siebie? ]



Ostatnio moje samopoczucie zdecydowanie nie najlepsze. A jeśli już się poprawia - to tylko na chwilę. Dziś znów całą noc bez sensu się przebudzałam, męczyła mnie zgaga i nad ranem pojawił się gigantyczny ból głowy. Ciało spuchło. Brzuszek nabrzmiały. Ciężko się przewrócić w nocy z boku na bok. Skurcze przepowiadające czasem nabierają na sile. 
Ogólnie - już chciałabym być po porodzie.

Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło. Stwierdziłam, że to ostatnie chwile relaksu, więc zrobię coś dla siebie. 

Wczorajszy dzień minął pod hasłem "spotkanie z przyjaciółkami". Kochany mężuś ogarnął zakupy a ja od rana troszkę poruszałam się po mieszkaniu, upichciłam ciasto marchewkowe, sałatkę gyros i pierożki z pieczarkami. Same pyszności. Potem zrobiłam sobie długą, prawie relaksującą kąpiel. Piszę prawie, bo z ogromniastym brzucholem jak położyłam się na chwilkę w pachnącej pianie to potem jak się podnosiłam złapał mnie skurcz w ramionach i myślałam, że już w wannie zjadę z bólu :) na szczęście wydostałam się dosyć żwawo, więc great success :)
Po takiej kąpieli człowiek od razu odżywa. Potem make-up, ładne ubranie i przywitałam gości :)

Plotki, ploteczki i dużo śmiechu :) Okazało się, że mamy kolejną ciężarówkę wśród nas, więc nasze dzieciowe grono będzie się powiększało. Super :-) 
Co prawda Laurka dawała o sobie często znać podczas spotkania i się niesamowicie wierciła co trochę męczyło, ale dziewczyny powiedziały, że brzuszek mam zgrabny i wcale nie widać jakobym się turlała jak im opowiadałam wcześniej. Uradował ich wózek, łóżeczko i cała niemowlakowa reszta :) 

A wieczorem, jak już pożegnałam koleżanki mąż się połasił do mnie i nawet pomasował plecki, które mi wczoraj szczególnie doskwierały :) Taki z niego skarbuś, że ta dobroć przeniosła się na dzisiejsze śniadanie i zrobił mi pyszną jajecznicę :)

Tak, więc dziś chyba dzień leżakowania, odpoczywania i prób pozbycia się bólu głowy. A w następnym tygodniu może jakiś pedicure, bo samej niestety ciężko się ogarnąć. 

We wtorek czeka mnie ostatnie usg, więc córeczko mam nadzieję, że pomimo, że ci wygodnie w brzuszku i wszystko u Ciebie dobrze to już planujesz wyskakiwać, żeby wtulić się w moje ramiona.

Nie mogę się Ciebie doczekać :-*

wtorek, 17 lutego 2015

[ ostatnie dni... ]

Ostatnie dni są cięższe niż cała ciąża. 
Mam spadek formy.
Kręgosłup coraz bardziej daje o sobie znać. 
Zaczynają mi "ciążyć" dodatkowe kilogramy.
Cała jestem spuchnięta. Próbowałam dziś założyć obrączkę - bezskutecznie. Próbowałam dziś wcisnąć na nogi moje nowe kozaki zimowe założone z 5 razy przez cały sezon - również bezskutecznie.
Po nocy bolą mnie palce u rąk. Nie dam rady zgiąć ich w pięść. 
Mam krótkie aczkolwiek burzliwe ataki płaczu.
Ciągle biegam do WC. 
Nadal doskwiera mi zgaga. 

No, ale żeby tak nie narzekać aż za bardzo to dzisiaj byłam na oddaniu krwi i innych ciekłych produktów do badań. Placówka medyczna znajduje się ok 20 minut tramwajem od mojego mieszkania. Plan był taki, żeby dojechać, jak już z punktu pobrań znikną wszyscy "pracujący", bo od rana są tam tłumy chcące jak najszybciej załatwić swoje sprawy i pobiec do pracy. Tak więc na miejscu byłam chwilę po 10.00. Jako, że tramwaj w który wsiadałam pod domem miał sporo wolnych miejsc to sobie spokojnie usiadłam. Natomiast podczas drogi powrotnej tak wyszło, że jechałam z przesiadką. Tramwaj nr 1 podjechał tak, że stałam akurat bezpośrednio przed otwierającymi się drzwiami. Obok mnie stanęła Pani, która po otwarciu się drzwi popchnęła mnie jak worek ziemniaków i pobiegła szukać miejsca siedzącego. Oczywiście go nie znalazła, bo tramwaj był cały przepełniony. Ja jako, że już nie doładowuję karty miejskiej musiałam skasować bilet. Stanęłam przy kasowniku i słyszę za sobą:
Pani: Halo, proszę państwa, proszę zrobić miejsce Pani z dzidziusiem! - w tym momencie chwyciła mnie pod ramię.
Ja: Ja tylko 3 przystanki, dziękuję bardzo, postoję, to tylko chwila.
Pani: Nie może Pani stać, Tramwaj zahamuje i jeszcze dzidziusiowi coś się stanie. Proszę Państwa proszę ustąpić miejsca Pani z dzidziusiem.
I tak oto znalazło się wolne miejsce i te 3 przystanki podjechałam siedząc. Muszę przyznać, że pomimo, że było to trochę nachalne to bardzo ciepło zrobiło mi się na sercu, bo przeważnie kobiety w widocznej ciąży stają się jakimś dziwnym trafem niewidzialne. 
Potem zauważyłam, że na monitorach autobusowych wyświetlała się w kółko reklama akcji o podróżujących komunikacją miejską ciężarnych i żeby ustępować miejsca mamusiom z brzuszkami :-) 

Po podjechaniu tych trzech przystanków musiałam się przesiąść do Tramwaju nr 2. Wsiadam. Tłum ludzi. No nic. Stanęłam sobie grzecznie i jadę. Na około mnóstwo młodych ludzi i tylko jedna starsza Pani. Jak tylko mnie zobaczyła, to również zaproponowała swoje miejsce. 

Muszę przyznać, że tyle dobroci jednego dnia dawno mnie nie spotkało :-) i pomimo kiepskiego samopoczucia aż się wewnętrznie uśmiecham. Zwłaszcza, że często się słyszy, że od starszych osób raczej się nie doświadcza miłych przejawów traktowania w ciąży a tu proszę :-) Dodam, że obie Panie miały ok 55-60 lat. 

No i jeszcze udało mi się przy okazji wizyty w placówce medycznej udać w końcu do Hali Mirowskiej. Byłam ciekawa co tam jest i kupiłam PYSZNE! bułeczki na drugie śniadanie i śledzie marynowane, które mi się jakiś czas marzyły a nie miałam za bardzo, gdzie kupić dobrych, nie zapakowanych i nie dyskontowych. Śledzie z cebulką w śmietanie? Czemu nie! :)
No i mężowi jakiś kawałek wędzonej rybki się zakupił, bo też lubi :-) 

Aaa. I od wczoraj mamy już wózek dla Laury :-) nie mogę się na niego napatrzeć i śmigam sobie nim po mieszkaniu. Na pewno powstanie o nim post. 

pozdrawiam,
diabelnieanielska

środa, 11 lutego 2015

[ dzień, noc i sny - update ]


Dziecię Moje! 
Maleństwo! 
Dałabyś mamie wyspać się zanim wyskoczysz z brzuszka!

Ostatnie dwie noce znów wybiły mnie totalnie z rytmu i szczerze mówiąc nie potrafię się nawet skupić nad tym, żeby się zebrać w sobie i ogarnąć jakieś jedzenie i w ogóle zrobić cokolwiek. 

Wczorajsza noc, nawet powiedziałabym, że przespana. Oczywiście bez szaleństw, bo obudziłam się przed 6. Jak mi się przypomniał mój sen to aż sama z siebie się zaśmiałam a jak potem opowiadałam go mężowi i mamie to składaliśmy się ze śmiechu w pół. 
Śniło mi się, że przewijałam małego chłopczyka. Ale to nie było takie zwykłe przewijanie, bo tenże chłopiec był ufajdolony w kupce aż po szyję. Ja w panice chciałam jak najszybciej go ogarnąć, ale co tylko go ubrałam to mi się przypominało, że czegoś nie zrobiłam. A to nie wytarłam dokładnie dupci, a to nie posmarowałam kremem, a to pampersa zapomniałam założyć pod śpiochy. Starałam się skupić w śnie i zrobić wszystko po kolei jak się nauczyłam w szkole rodzenia, ale im bardziej chciałam sobie przypomnieć tym więcej głupot robiłam. Jak już mi się udało to położyłam małego do mojego taty na brzuszku i w tym czasie wrócił mój mąż z psem. Abstrahując od tego, że mój mąż nie lubi zwierząt to jego uśmiechnięty widok z pieskiem na smyczy był czymś niestandardowym. I co ja zrobiłam? 
Zaczęłam przewijać tego pieska. Pobudka!

Jednak dzisiejsza noc to było jakieś apogeum. Budziłam się co chwilę. 
Zauważyłam, że ostatnio budzę się punkt 5:45. Jako, że wczoraj mój kochany mąż złożył w końcu łóżeczko Laury to szczebelki łóżeczka zasłaniały mi cyfrę godziny. Otworzyłam oczy, patrzę na zegarek i widzę "44". Myślę sobie "no tak, to już chyba standard". Jakie było moje zdziwienie jak zobaczyłam zamiast piątki, czwórkę z przodu. I na tym skończyło się moje spanie. Wstałam na chwilę do toalety, bo córcia polubiła ostatnio dawać kuksańce w mój pęcherz i po opróżnieniu go mam wrażenie, że znów muszę iść. Walczę ze sobą niesamowicie. Mówię do niej "córciu no dajże spokój i podziubaj sobie moje żebra albo inne narządy a pęcherz zostaw w spokoju", ale ona uparciuch nie chce wcale słuchać. Widocznie jej się bardzo podoba ganianie matki co chwilę. Po powrocie do łóżka myślałam, że zasnę raz, dwa. I tu znów się zdziwiłam, bo okazało się, że mała chce sobie radośnie poskakać i nie da mi usnąć. Do tego leżąc na lewym boku drętwieją nogi, na prawym też, na plecach bolą nogi + kręgosłup.
Mąż mój wychodząc koło 7 zawitał na tulenie (nie wiem czy pisałam, ale eksmitował się do salonu na spanie, bo moje przekręcanie się cały czas go budzi. Z dwojga złego lepiej, żebym to ja była niewyspana niż on, bo ja czasem sobie odeśpię w ciągu dnia a on będąc w pracy raczej średnio). Po tuleniu wyskoczył do pracy a ja przymknęłam oczy modląc się o chwilę snu. Nic to niestety nie dało. I tak wstałam, ogarnęłam się, ogarnęłam mieszkanie i teraz siedzę sobie i piszę jak mi źle i niedobrze.

Zaczęłam 9 miesiąc. Niech sobie mała posiedzi jeszcze tydzień, dwa i niech już wyskakuje. Już się nie mogę doczekać zarówno jej, jak i końca moich boleści, bo podsumowując - ta ciąża nie należy do łatwiejszych. Co prawda nie mam porównania, bo to moja pierwsza ciąża, ale czytając opinie innych to moja jakoś nie przywołuje dobrych wspomnień jeśli chodzi o samopoczucie. Albo po prostu dziś mi się tak wydaje, bo jestem wykończona. 

Ehh. 
Zjadłabym lazanię. 


poniedziałek, 9 lutego 2015

[ dzień, noc i sny ]


No i nadeszły te chwile, w których człowiek raz chce spać i głowa mu spada a powieki same się zamykają a z drugiej strony nie zasypia, bo nie potrafi spać jak jasno za oknem. 

Ostatni tydzień moje noce zaczynają się około 22.00. Zanim oczywiście zasnę w docelowym łożu to zasypiam przez około dwie godziny w salonie na kanapie oglądając TV lub czytając książkę, ale za cholerę nie chce mi się podnosić z kanapy, żeby wystartować do kąpieli i łóżka. Jak już się przemogę (ewentualnie jak mąż przyjdzie i w końcu kolejny raz na mnie krzyknie, że znów przysypiam a ja jak zwykle szybko otworzę oczy i stwierdzę, że nie śpię i oczy tylko na chwilę przymknęłam) to oczywiście po kąpieli i wieczonym ogarnianiu włącznie z wmasowaniem preparatów przeciwrozstępowych odechciewa mi się spać. 

No nic. Kładę się do łóżka. Przeglądam moje jutubowe subskrypcje i w międzyczasie tablet wypada mi z ręki ze dwa razy zanim decyduję się go odłożyć :-) Zasypiam!

W nocy budzę się przy każdej próbie przekręcenia się. A przekręcam się z błahych powodów. A bo niewygodnie, bo nogi drętwieją, bo skurcze łapią, bo mąż chrapie. A koło godziny 5-6 zaczyna się maraton...
Do kuchni, bo człowiekowi się pić chce. Do łazienki, bo jak się człowiek napił to i trzeba za potrzebą skoczyć. Znów do kuchni, bo już człowiek zgłodniał, więc odwiedza lodówkę. Po powrocie do łóżka człowiek nie może zasnąć, bo jasno za oknem a poza tym śniadanie musi się ułożyć. 

Co prawda i tak ze snem jest jako tako, bo przynajmniej się prawie wysypiam, ale jakie farmazony mi się śnią to czasem aż sama sobie się dziwię jaką mam bujną wyobraźnię :-) 

A jak tam u Was mijają noce? 

piątek, 6 lutego 2015

[ szkoła rodzenia - zajęcia nr 5 ]


I tak oto wczoraj odbyły się ostatnie z pięciu zajęć w Szkole Rodzenia. 

Zajęcia podzielone były na dwie części. 

Jako pierwsze odbyły się ćwiczenia z fizjoterapeutką. 
Omówiliśmy sobie czy i jak ćwiczyć podczas połogu. Ćwiczenia połogowe mają pomóc powrócić do stanu sprzed ciąży i porodu. Ważne jest żeby jak najszybciej rozpocząć gimnastykę, bo procesy przebudowy najintensywniej przebiegają podczas pierwszych tygodni po porodzie.
Temat ten bardzo mnie interesował, bo w zamierzam być aktywną mamą. Nie wiem czy od samego początku i czy ewentualnie opieka nad córcią mi na to często pozwoli, ale założenie mam takie, że bardzo bym chciała ćwiczyć w miarę możliwości.

Oczywiście jak zwykle porównywałam pozyskaną wiedzę w internecie z tym, co przekazywała nam fizjoterapeutka. Upewniłam się w tym, że jeśli tylko tempo regeneracji organizmu na to pozwoli, to możemy zacząć ćwiczyć już w następny dzień po porodzie. Niewątpliwie zależne to będzie od tego czy urodzimy siłami natury czy poprzez cesarskie cięcie. W przypadku cesarskiego cięcia okres regeneracji na pewno będzie dłuższy. 
Tak na prawdę pierwsze ćwiczenia możemy zacząć wykonywać już w szpitalu. Możemy zacząć wykonywać np zwykłe krążenie nadgarstków, stóp, napinanie mięśni dna miednicy, obracanie się na boki itd. 
Po powrocie do domu możemy napinać mięśnie brzucha, pośladków, łopatek. W miarę możliwości utrudniamy ćwiczenia, ale z rozsądkiem. Nie ma co się porywać z motyką na słońce. 
A gdy już będziemy czuły, że możemy pozwolić sobie na więcej to idziemy na spacer, możemy powoli zacząć wykonywać marszobiegi, ćwiczyć z konkretnymi zestawami ćwiczeń (np. Chodakowską ;)). Trzeba tylko pamiętać, że musimy być ostrożne i prawidłowo oceniać swoje możliwości na tyle, żeby nie zrobić sobie krzywdy. 
Maratonu raczej od razu po porodzie nie przebiegniemy, ale poród nie oznacza, że przez następne pół roku mamy zalegać z dzieckiem na kanapie :-)
Ja przynajmniej nie zamierzam :-)

Tematem drugiej części zajęć było: Znaczenie karmienia piersią dla rozwoju dziecka. Najczęstsze przyczyny problemów laktacyjnych, jak sobie z nimi radzić i gdzie szukać pomocy. Higiena w połogu. 
Zajęcia zostały poprowadzone przez położną, która prowadziła z nami zajęcia o pielęgnacji nad maluszkiem. 

W internecie można znaleźć całą masę artykułów o równości mleka matki z tym modyfikowanym. Wydaje mi się, że mimo wszystko mleko matki wychodzi tu na pierwsze miejsce i ja postaram się zrobić wszystko, aby swoją córcię karmić właśnie piersią. Nie będę zanudzać Was teorią znaczenia karmienia piersią i odeślę zainteresowanych TU.

Pierwsza najważniejsza rzecz jaką usłyszeliśmy od Pani położnej było to, że nie ma czegoś takiego jak brak mleka. Są to często słyszane słowa od mam, które bardzo szybko po tym rezygnują z karmienia naturalnego na rzecz mm. Mleko wytwarzane jest przez organizm matki już od ok. 16 tygodnia ciąży. Karmienie piersią to na początku ciężka praca. Najważniejsze to nauczyć się przystawiać malucha do piersi. Poprzez to piersi będą pobudzane i organizm zacznie wytwarzać odpowiednio dopasowane ilości mleka do naszego malucha. 
Pani położna nauczyła nas podstawowych pozycji karmienia. Oczywiście od razu podkreśliła, że każda z nas musi znaleźć najodpowiedniejszą pozycję dla siebie. Co najważniejsze - ma być ona wygodna przede wszystkim dla karmiącej mamy. Nie ma nic gorszego niż wygięta w każdą stronę mama. Gdy mamie jest niewygodnie to narasta w niej frustracja. Pamiętajmy, że dziecko odczuwa wszystkie nasze emocje, więc najlepiej unikać tych negatywnych. 

Jeśli chodzi o czas karmienia, to powinniśmy karmić do około 6 miesiąca życia dziecka tylko mlekiem matki i dopiero potem wprowadzać inne elementy jedzenia. Przerwy między karmieniem na początku nie powinny wynosić więcej niż 4 godziny. Najczęściej spotykanym harmonogramem w jest karmienie co 2,5 - 3 godziny. Powinniśmy karmić nasze maleństwo minimum 8 razy a maksimum 12 razy na dobę. 
Jeśli np karmimy co 3 godziny i zaczniemy karmić przykładowo o 15,00 i karmimy przez 30 minut, to następne karmienie rozpoczynamy o 18.00 a nie o 18.30. Czas między karmieniami odliczamy od momentu rozpoczęcia poprzedniego karmienia. 
Ważne jest aby karmić naprzemiennie z obu piersi. Gdy np karmimy tylko z lewej piersi to nastepne karmienie następuje z prawej. Gdy np zaczynamy karmienie z lewej piersi, ale kończymy na prawej to następnie zaczynamy karmienie z piersi na której skończyliśmy. 

Wspomnieliśmy również o diecie podczas karmienia. Stanowisko położnej jest takie, aby jeść tak jak podczas ciąży i po prostu patrzeć na to jak maluch reaguje. Jestem tego samego zdania. Nie ma co zmieniać swojej diety, bo jeśli dziecko podczas swojego życia płodowego próbowało jedzenia które mu dostarczaliśmy do tej pory to nie powinniśmy atakować go nowymi produktami. Zobaczymy w praktyce jak to się będzie sprawdzało.

Najczęstsze problemy laktacyjne to: 
- nawał mleczny
- popękane brodawki
- mało pokarmu. 
Jak sobie z nimi radzić? Nawał mleczny możemy zwalczać częstszymi karmieniami, ciepłymi okładami, odciągnięciem odrobiny mleka aby ulżyć sobie w bólu i po karmieniu dziecka zastosować zimny okład. Można również zastosować nieśmiertelny sposób naszych babć, czyli liście kapusty.
Popękane brodawki możemy zwalczać korygowaniem przystawienia dziecka, częstszym karmieniem, prawidłowym odstawianiem dziecka, nie podawaniem smoczka, bo zaburza to ssanie, rozprowadzaniem odrobiny mleka na brodawce co przyspieszy gojenie.  Na małą ilość pokarmu możemy zaradzić pijąc herbatki pobudzające laktację, częściej przystawiając dziecko, robiąc ciepłe okłady przed karmieniem. 
Jeśli te metody nie pomagają Pani Położna zaleca udanie się do konsultanta laktacyjnego. Odradziła wizyty u pediatry, bo często takie wizyty kończą się tym, ze dziecko jest odstawiane od piersi i przerzucane na sztuczne mleko. 

O higienie w połogu powiedziano już wiele i na zajęciach nie dodano nic więcej niż podstawy, które można np znaleźć TU.

Zajęcia zakończone zostały otrzymaniem przez wszystkie Panie zaświadczenia o ukończeniu szkoły rodzenia. 

I takim oto sposobem jesteśmy już w 35 tygodniu ciąży. 


W weekend będziemy składać łóżeczko i dopinać powoli wszystko na ostatni guzik zanim Laura pojawi się w domku. A na razie ze względu na krótką i miękką szyjkę leżakujemy, leżakujemy i jeszcze raz leżakujemy.

A jak to u Was było/jest z karmieniem malucha? Będę wdzięczna za rady doświadczonych mam ;-)

pozdrawiam ciepło, 
diabelnieanielska

wtorek, 3 lutego 2015

[ newsflash ]



Właśnie wróciłam od lekarza.

Szyjka miękka i krótka. Jeśli nie będę się BARDZO oszczędzać to córcia może wyskoczyć w każdej chwili.

Mam brać no-spę 3 razy dziennie.

Mąż zażartował, że córci spieszy się bo ostatnio często jej opowiadam, że czeka już na nią łóżeczko, śliczne ciuszki itd.
Gdyby mi tak ktoś opowiadał też bym była ciekawa :-)

Dlatego jak wracaliśmy to opowiadałam jej, żeby jeszcze poczekała, bo zimno, korki na mieście i w ogóle w brzusiu ma tak fajniutko. Mam nadzieję, że posłucha :-)

pozdrawiam,
diabelnieanielska

poniedziałek, 2 lutego 2015

[ (moje) najszczęśliwsze aspekty ciąży ]


Zanim zaszłam w ciążę często myślałam jak to będzie. Jakie to uczucie, gdy maleństwo rusza się w brzuchu. Jak to możliwe, że z plemnika i komórki rośnie najprawdziwsze w świecie dziecko. Pomimo, że sama ciąża w teorii była mi znana od dawna to dopiero podczas własnej ciąży zaczęło do mnie docierać, że rośnie we mnie mały człowiek, który za 9 miesięcy zawojuje całym naszym światem. 

Dziś chciałabym Wam przedstawić moje najszczęśliwsze chwile ciąży, która powoli dobiega końca. Podsumowanie robię również dla siebie, chociaż wiem, że na pewno nigdy tego nie zapomnę a tak na prawdę moje największe szczęście zacznie się w momencie porodu, gdy przytulę córeczkę po raz pierwszy.

[ dwie kreski na teście ]
Pamiętam ten słoneczny, ciepły, lipcowy dzień. A dokładnie 13 lipca 2014 r. Przedstawiłam już go Wam pokrótce w tym poście. Długo wyczekiwane dwie kreski w końcu pojawiły się na teście. Staraliśmy się o dziecko mniej więcej od listopada 2013 r. i co miesiąc z wielką nadzieją w sercu czekaliśmy na brak miesiączki. Z miesiąca na miesiąc coraz więcej zmartwień i złych myśli. A po zobaczeniu tych dwóch kresek serce zaczęło się radować i miałam ochotę wykrzyczeć moje szczęście całemu światu :-)

[ cudowna nowina ]
Pierwsze łzy w oczach pojawiły mi się przy przekazywaniu dobrej nowiny moim rodzicom, którzy od bardzo dawna wyczekiwali wnuków. Tym bardziej, że mój tata uronił łzę to i mi poleciało :-) 

[ pierwsze bicie serca ]
Pierwsze bicie serduszka naszego maleństwa usłyszeliśmy podczas badania usg w 12 tygodniu ciąży. Wtedy moje wzruszenie i szczęście osiągnęło apogeum. Pamiętam jak patrzyłam w monitor, obok stał mój mąż, na monitorze pojawiały się migające czerwono-niebieskie plamki a Pan Doktor włączył na głośniku bicie serca maluszka. Coś pięknego :-) Nawet teraz jak o tym myślę mam łzy wzruszenia w oczach.

[ pierwsze krągłości ]
Na pewno każda mama pamięta ten moment, kiedy była w stanie zauważyć w lustrze pierwsze krągłości brzucha. Ja codziennie stawałam przed lustrem i oglądałam się z każdej strony. Jest to tak na prawdę najbardziej widoczny aspekt bycia w ciąży. Nie ma co się oszukiwać. Nikt nie widzi naszego złego samopoczucia, jeśli się dobrze zakamuflujemy. Rosnący brzuszek widzą wszyscy. Oczywiście na początku nikt nie pyta wprost, bo co jeśli po prostu się nam trochę przytyło? Ja osobiście miałam takie sytuacje najczęściej w pracy na spotkaniach biznesowych. Później, gdy wybierałam się na dłuższą nieobecność przekazywałam informacje pracownikom z którymi utrzymywałam bliższe relacje oni stwierdzali, że domyślali się ale nie chcieli właśnie popełnić faux pas. 

[ dowiedzenie się o płci maluszka ]
Od początku ciąży zakładaliśmy, że nasze maleństwo będzie chłopcem. Mieliśmy nawet już wybrane imię. I jak tylko dowiedzieliśmy się, że pod moim sercem zamieszkuje mały szkrab nazywaliśmy je "młodym" :-) O tym jakiej dziecko jest płci dowiedzieliśmy się w około 6 miesiącu ciąży i nasze zaskoczenie było dość spore. Mąż stwierdził "ale jak to? ja już mam piłkę nożną" :-) I tak oto nie pozostało nam nic innego jak namalować na piłce np kwiatki czy serduszka i zrobić z piłki nożnej - dziewczyńską piłkę nożną :-)

[ pierwsze zakupy ciuszkowe ]
Nic bardziej nie rozczula niż widok malutkich skarpetek, czapeczek, sukieneczek, spodenek i w ogóle całego działu z niemowlęcymi ubraniami :-) Moje pierwsze zakupy trwały ok 2 godzin z czego większość czasu spędziłam na uśmiechaniu się do siebie i dotykaniu wszystkiego po kolei. 

[ pierwsze ruchy dziecka ]
Coś najpiękniejszego. Na początku takie bąbelki, jakby muśnięcia motylowymi skrzydełkami i niepewność czy to na pewno to. Potem jednak narastające na sile stuknięcia. I pierwsze poczucie ruchów maleństwa przez tatusia i jego uśmiech :-) Coś niezapomnianego!

[ pierwsza czkawka w brzuchu ]
Czytałam w internecie jak inne kobiety opisywały, że ich dzidziuś ma cały czas czkawkę. Ja nic nie czułam przez dłuższy czas. I tak dopiero koło 30 tygodnia ciąży faktycznie udało mi się natrafić na czkawkę małej. Pamiętam, że nieźle się uśmiałam :-) Potem, gdy już wiedziałam jak to odczuwam potrafiłam częściej natrafić na czkawkę Laury i za każdym razem głaskałam czule brzuszek mówiąc do niej :-)

[ pierwsze mocne kopnięcia ]
Oj i to takie mocne, że aż na chwilę zabierało mi oddech. Mała (na moje szczęście) jak już się rozpychała aż do bólu to robiła to niezwykle rzadko :-)

[ patrzenie jak tatuś dziecka głaszcze brzuch, mówi do brzucha ]
Czyż jest coś bardziej uroczego niż patrzenie na rodzącą się miłość naszego partnera do dzidziusia? Mnie to rozczulało i co wieczór przed położeniem się spać maszerowałam z wypchniętym brzusiem do mojego męża a on czule głaskał po brzuszku, mówił do niego, całował i przytulał. 

[ szczególne traktowanie przez rodzinę i obcych ludzi ]
Od momentu jak powiedzieliśmy o ciąży naszym najbliższym rozpoczęło się traktowanie mnie jak szklanki. Jedyne zalecenie to dbanie o mnie. Nie powiem, że nie było to miłe jak nie musiałam robić wielu rzeczy, chociaż często jednak było tak, że było mi po prostu niezręcznie. Zaczęłam to dopiero doceniać jak już ledwo turlałam się z moim brzuchem i faktycznie zagonienie mnie do roboty powodowało, że nogi bardziej puchły a mój oddech robił się taki, że zaczynałam sapać stojąc i nic nie robiąc :-)
Jeśli chodzi o obcych ludzi, to pamiętam na samym początku ciąży jak jechałam tramwajem i głowa spadała mi do spania a jakaś stara baba z wózeczkiem zakupów wygoniła mnie z miejsca, bo ona musi usiąść przy drzwiach, przodem do kierunku jazdy. Abstrahując od tego, że były inne wolne miejsca w tramwaju. No ale tak to jest. Wtedy, gdy kobieta najgorzej się czuje, to jeszcze nie ma brzuszka ciążowego i nie jest to jednoznaczne. Potem, gdy te pierwsze najgorsze dolegliwości mijają a pojawia się brzuch to ludzie zauważają i ustępują miejsca itd. W sklepie zdarzyło mi się dwa razy, że przepuszczono mnie w kolejce chociaż czułam oczy innych patrzące z nienawiścią. Na szczęście więcej było tych dobrych odruchów i na prawdę nie mam na co narzekać :-)


A Wy co najmilej wspominacie z okresu ciąży? Co sprawia, że kręci Wam się łza wzruszenia w oku?

pozdrawiam,
diabelnieanielska