Tygodnie ciąży lecą jak oszalałe. Obecnie kończę 31 tydzień i za 4 dni zacznę 8 miesiąc. Mała przez jakiś czas była ułożona w taki sposób, że jak mnie szturchała to trafiała w stronę wnętrza brzucha, w stronę kręgosłupa. Wczoraj znów odkręciła się tak, że jak kopnie, wypchnie dupcię lub łokieć widzę to na swoim brzuszku - taki widok cieszy najbardziej :-) Co więcej? Ja czuję się dobrze. Jestem trochę podziębiona, ale nie jest źle. Ciągle rosnę. Rozstępów na razie brak. To tak gwoli krótkiego wstępu.
Zatem do sedna! :-)
Wczoraj zaczęłam 5-tygodniowy kurs w szkole rodzenia (zajęcia raz w tygodniu po 3 godziny od 18:30 do 21:30). Od kilku dni trochę się stresowałam jak to będzie i czy mój mąż wytrzyma 3 godzinne siedzenie w sali, bo nie ukrywam, że niestety niezbyt chętnie chciał uczestniczyć w zajęciach.
Ze względu na to, że planuję rodzić w szpitalu Św. Zofii na Żelaznej w Warszawie chciałam uczestniczyć w szkole rodzenia, która przynależy do szpitala. Niestety zapisując się na początku listopada nie było już terminów na styczeń przez co zostałam skierowana do szkoły partnerskiej - Szkoły Rodzenia Polskiego Centrum Edukacji.
Jeśli chodzi o koszty to musiałam opłacić zwrotną kaucję w kwocie 80 zł. Cały kurs jest bezpłatny dla osób spełniających jeden z niżej wymienionych warunków:
- zaświadczenie o zameldowaniu na pobyt stały lub czasowy na terenie m. st. Warszawy;
- rozliczające się z podatków w urzędzie skarbowym na terenie m. st. Warszawy;
- przebywają w domu dla matek z małoletnimi dziećmi i kobiety w ciąży lub w innej placówce opiekuńczej na terenie m.st. Warszawy lub takiej, z którą Miasto Stołeczne Warszawa podpisało właściwą umowę.
Po przybyciu na miejsce dostałam do wypełnienia formularz i otrzymałam książkę edukacyjną (w środku znajdowała się ulotka o pobieraniu krwi pępowinowej oraz zaproszenie na depilację).
Następnie po zdjęciu butów weszliśmy do sali, której podłoga była pokryta matami, wszędzie leżały poduszki, fotele sako, można było zrobić sobie kawę, herbatę, skorzystać z automatu z wodą.
W zajęciach uczestniczyło 11 kobiet z osobami towarzyszącymi - mężami/partnerami. Większość nich była w terminach zbliżonych do mnie. Najmłodsza ciąża miała 28 tygodni - najstarsza 33 tygodni. Uplasowałam się w związku z tym mniej więcej po środku.
Zajęcia rozpoczęły się od przedstawienia się prowadzącej oraz pozostałych uczestników i opowiedzenia o swoich oczekiwaniach co do zajęć. Nie przepadam za tego typu przedstawieniami, bo nigdy nie wiem co powiedzieć, ale rozumiem, że zawsze ma to jakiś cel.
Potem zaczął się "wykład" o przebiegu porodu i łagodzeniu bólu porodowego. Mój mąż, który zadeklarował chęć uczestniczenia w porodzie poprzez samo patrzenie na sztuczną miednicę i przechodzące przez nią sztuczne dziecko bladł co chwilę. Zresztą nie tylko on. Eh ci faceci :-) Cały wykład trwał około dwóch godzin. Pani położnik bardzo dokładnie omówiła fazy porodu, opisała jak to wygląda w szpitalu na Żelaznej, co się dzieje od momentu rozpoczęcia skurczy czy odejścia wód do momentu przewiezienia na salę na oddziale położniczo-noworodkowym. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o tym jak to faktycznie wygląda, czego się spodziewać i muszę przyznać, że do tej pory raczej to do mnie nie docierało, nie miałam napadu lęków, że będzie bolało itd. i nadal tak pozostało. Co więcej - uspokoiło mnie to jeszcze bardziej. Przeraża mnie jedynie to co się wydarzy po porodzie jak już mała ze mnie wyskoczy. Jak jedna z uczestniczek słusznie stwierdziła - poród musi się odbyć. Nie ma możliwości wycofania się, więc po prostu jakoś to będzie, trzeba to przeżyć. Ważne jest to co będzie potem i trzeba się do tego jak najlepiej przygotować.
Po zajęciach wykładowych i krótkiej przerwie Pani położnik nas opuściła i pojawiła się pani fizjoterapeutka ze szpitala na Banacha. Przedstawiła nam ogólne zagadnienia z tytułu bólów kręgosłupa, pokazała jak się układać gdy boli kręgosłup, jak ułożyć się do spania i najbardziej przyjemna część - poinstruowąła mężczyzn jak wykonywać masaż kręgosłupa ciężarnej :-) Zajęcia skończyły się z lekkim poślizgiem około 21:45.
Podsumowując - mój pierwszy cel uczestniczenia w zajęciach z tego co widzę zostanie osiągnięty, bo do tej pory do mojego męża nie docierało, że poród to nie jest takie hop-siup i już. Uświadomił sobie, że jednak będę musiała się trochę pomęczyć, żeby wydać córeczkę na ten świat i że jego rola w całym tym procesie będzie bardzo ważna.
Nie mogę doczekać się już kolejnych zajęć :-)
pozdrawiam,
diabelnieanielska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz