wtorek, 11 sierpnia 2015

[ Opowieści Laury - mam już 21 tygodni !]


Cześć Kochani,

No i znów upały, upały, upały. Siedzimy w domku, mama w przewiewnej sukience, ja w samym pampersie, chłodzimy się przez cały dzień wiatrakiem i kąpielami. Właściwie to nie są jako takie kąpiele jak zwykle. Mamusia napełnia wannę letnią wodą na kilka centymetrów i kładzie mnie w niej na brzuszku. Mogę sobie swobodnie machać nóżkami i chlapać w około. Do tego mamusia wrzuca mi do wody gumowe kaczuszki które jakiś czas temu dostałam od wujka Konrada :) za każdym razem bawię się tak kilka minut. Mama w tym czasie ochlapuje mi ciałko, żebym się ochłodziła i polewa mi główkę. Potem przeważnie na szybko osusza delikatnie ręcznikiem i od razu mnie karmi, bo jak sobie pofikam w wannie to od razu robię się śpiąca. 

We wtorek pojechaliśmy z rodzicami do Urzędu Miasta złożyć dokumenty na paszport dla mnie. Pani, która nas obsługiwała była bardzo miła i powiedziała, że w przeciągu 2 tygodni paszport powinien być gotowy, ale powiedziała żeby się upewniać i sprawdzać na stronie internetowej.

W czwartek odbyliśmy kolejną wizytę u pediatry i wizytę szczepienną. Ważę już 6455 g. Pani doktor powiedziała, że to trochę za mało i dała nam skierowanie na usg brzuszka, na oddanie krwi i siusiu (oddane zostały w poniedziałek, więc o moich przygodach z woreczkiem i igłą już za tydzień). Powiedziała, że jak przyjdziemy za tydzień - a przyjdziemy, bo będę miała szczepienie to zobaczymy ile w ciągu tygodnia mi przybędzie wagi i jeśli nadal będzie za mało to zaczniemy wprowadzać stałe pokarmy. Mamusia mówi, że wolałaby żebym jadła jeszcze samo mleczko. Ja mimo to jem często a krótko. Kto by zresztą chciał się opychać jedzeniem w te upały. Do tego rodzice stwierdzają, że to co zjem to od razu szybko spalam bo fikam jak szalona :-) 
Pani doktor podczas osłuchiwania mnie stwierdziła, że słyszy jakieś szmery nad sercem i dostałam też skierowanie na zrobienie echa serca. Mam nadzieję, że to nic poważnego :-( Najbliższy możliwy termin jaki udało nam się zarezerwować to 16 września, więc jeszcze trochę czasu.
Po badaniu byliśmy na szczepieniu. Okazało się, że moja szczepionka jest w przychodni niedostępna i tatuś musiał pojechać do apteki, żeby ją kupić. Potem poszedł do pracy a mamusia poszła ze mną na szczepienie. Pani, która się nami zajmowała była bardzo fajna, dużo ze mną rozmawiała. No i jak już mnie ukłuła to zapłakałam tylko chwilkę a jak od razu mamusia wzięła mnie na ręce to przestałam płakać i już się uśmiechałam :-) 

W piątek udało nam się od razu odbyć wizytę usg brzuszka. Ze względu na to, że tatuś był już w piątek w szpitalu to musiałyśmy jechać tramwajem. Podróż minęła nam bezproblemowo. W tramwaju było chłodno i przyjemnie a na wprost był telewizor :) Rodzice mi w domu nie pozwalają oglądać to w tramwaju mama tak przez przypadek postawiła wózek, że mogłam sobie trochę ukradkiem popatrzeć :-) Na usg bardzo się przestraszyłam Pana Doktora. W pokoju był półmrok a Pan Doktor zamiast się ze mną zapoznać to od razu zaczął mnie badać i mazać jakimś dziwnym  i zimnym urządzeniem po brzuszku. Mama bardzo się starała mnie uspokoić, ale udało jej się to dopiero jak wyszłyśmy z gabinetu. Droga powrotna minęła nam równie przyjemnie a dwa przystanki przed wysiadką mama zobaczyła pożar niedaleko naszego bloku. Okazało się, że to tylko jakieś śmieci się paliły, ale kłęby dymu były bardzo duże i leciały bardzo wysoko w niebo.

Jak pisałam tydzień temu tatuś miał w piątek operację noska. Pojechał rano i widziałam, że mamusia się bardzo stresowała - tatuś zresztą chyba bardziej. Dopiero jak tatuś po południu napisał, że jest już po i że się dobrze czuje mamusia odetchnęła z ulgą. 

W sobotę, jako że tatuś był nadal w szpitalu musiałyśmy też tramwajem pojechać na rehabilitację. Droga była ta sama jak w piątek na usg brzuszka jednak jak się w trakcie okazało postanowili akurat w ten weekend zrobić remonty. I tak zamiast jechać jednym tramwajem to jechałyśmy najpierw autobusem, potem tramwajem i jeszcze innym tramwajem. Oczywiście na całe tramwaje wisiała jedna kartka z informacją i wszyscy pasażerowie bardzo się denerwowali jak tramwaj raptem skręcał tam gdzie nie powinien. Mamusia zresztą też, bo prawie się spóźniłyśmy przez te zawirowania. Do tego tramwaj zatrzymywał się za każdym razem w takim miejscu, że nie miałyśmy jak wysiąść i mama musiała wydźwigać wózek ze mną na swoim biodrze co teraz widać po jej siniakach na nodze :-)
Na rehabilitacji pani powiedziała, że nadal mam lekkie skrzywienie i że powinniśmy przedłużyć rehabilitację. Najlepiej poprosić pediatrę o skierowanie na NFZ to wtedy będzie za darmo, ale trzeba trochę poczekać na terminy. 
Powrót do domku okazał się równie ciekawy, ale jakoś udało nam się dotrzeć do domku i to nawet bez dużej ilości przesiadek.

Gdy wróciłyśmy do domku to był już tatuś. Miał na nosie i pod noskiem przyklejone plastry i przypominał trochę dużego misia :-) niestety nie mógł mnie brać na ręce a poza tym obawiał się, że go uderzę w nos przez przypadek co często mi się zdarza ostatnio :)

W ogóle to ostatnio jestem zafascynowana twarzami. Jak się jakaś do mnie zbliży to łapię rączkami za nos, usta, oczy i dużo obserwuję. Mama czasem zwraca mi uwagę, że nie można tak drapać po oczach, bo można zrobić krzywdę ale potem się do mnie uśmiecha, więc chyba nie jest na mnie zła? W tym tygodniu udoskonaliłam przewracanie się na brzuszek przez oba boki, coraz częściej przewracam się z brzuszka na plecki. Natomiast największy postęp jaki zrobiłam to siadanie jak żabka (w pozycji jak na zdjęciu) i podskakiwanie do przodu. Takim sposobem mogę już przewędrować całe łóżeczko, łóżko i kawałek podłogi. Mama mówi, że już niedługo pewnie zacznę raczkować skoro takie rewolucje robię :) Bardzo spodobała mi się ta pozycja i lubię bujać się do przodu i do tyłu i tak przez kilka minut aż się zmęczę lub po prostu rozbujam się tak mocno że lecę do przodu na buźkę. Potem się podnoszę i zabawa zaczyna się od nowa :)
Ostatnio mam też problemy ze spokojnym jedzeniem. Wiercę się, kręcę się, świdruje nogami robiąc mostek. Jak mamusia karmi mnie na leżąco to po chwili przewracam się już na brzuszek a czasem zdarza mi się nawet jeść na czworakach lądując buźką na mamy cycu jak na poduszce :) mama się wtedy śmieje i pyta się czy nie potrafię normalnie zjeść jak człowiek, ale ja przecież jem jak człowiek a przy tym jak wygodnie! :-)

całuję mocno,
Wasza Laura

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz