wtorek, 9 lutego 2016

[ Opowieści Laury - mam już 46 tygodni !]



Hej wszystkim,

Ten tydzień zaczął się Nam remontowo. Jako, że wprowadziliśmy się prawie dwa lata temu do nowego bloku to popękało nam trochę ścian. Przez pierwsze trzy dni tego tygodnia gościłyśmy z mamusią dwóch Panów majstrów. Cały czas mnie zaczepiali.. No dobra, nie oni mnie tylko ja ich :) Bo ja lubię nowe towarzystwo. Rodzice się śmieli, że jestem Panią Kierowniczką i nadzoruję remont :-) 

We wtorek jak już tatuś wrócił z pracy to przyniósł nową paczkę pieluszek i położył ją w przedpokoju. Ja (jak to ja) przyciągnęłam paczkę do salonu i w pewnym momencie stanęłam przy niej bez podparcia. W sumie to nie wiem jak to się stało.. Chyba się zapomniałam i samo tak wyszło.
Co prawda zdarzało mi się już stać, ale najczęściej na kanapie. No i potem od razu upadałam na tyłeczek. A tutaj stanęłam, rozejrzałam się i usiadłam znów przy pieluchach :-) 

W środę był ostatni dzień remontu. Jako, że cały mój pokój był malowany to od wtorku moje łóżeczko przestawione zostało do salonu. Rodzice zaczęli mi też wyjmować szczebelki z łóżeczka i teraz mogę sobie swobodnie wchodzić i wychodzić kiedy chcę. Oczywiście na noc szczebelki są zamykane, bo jestem takim wiercioszkiem, że pewnie bym wypadła przy spaniu. 

No i w środę nastał też bardzo uroczysty moment - zrobiłam swoje pierwsze siku do nocnika. Co prawda było to całkiem przypadkowo, ale się liczy :-) Nie byłyśmy z mamą na to przygotowane i siedziałam na nocniku w rozpiętym body. Jak to w body część na plecach jest dłuższa no i się nam troszkę umoczyła w nocniku :-)

Po remoncie i wietrzeniu mieszkania z zapachu farby doszło do mojego przeziębienia. Motyla noga, no! Gile lecą mi po brodzie, woda się leje. Mama kilka razy dziennie wlewa mi jakieś krople do nosa i potem odciąga gile Fridą, co jest traumatycznym przeżyciem zarówno dla mnie jak i dla niej. Wcinam witaminkę C, mama na noc smaruje mnie maścią rozgrzewającą. Pierwsze 3 noce kataru były straszne, bo wszystko spływało mi do gardła i dużo kaszlałam. A jak kaszlałam to się budziłam i płakałam. I tak w kółko. Jak katar troszkę ustał to było już lepiej, chociaż kaszel nadal czasem był. 

W piątek mieliśmy zgłosić się do pediatry na wizytę w celu stwierdzenia czy moje nowe mleczko cofa trochę uczulenie. Niestety terminów żadnych nie było. Do tego najbliższe wolne terminy były na środę(!!!). 

W sobotę przyjechały do nas ciocia Agata i ciocia Ania. Przez dwa dni miałam towarzystwo do zabawy a wiecie jak ja uwielbiam zabawiaczy :-) Ciocie się ze mną bawiły, czytały książeczki. Tata nawet był w szoku, że siedziałam grzecznie u Ani na kolanach przez godzinę, co mi się nie zdarza. Potem się okazało, że miałam lekką temperaturę, ale jak tylko dostałam dawkę Nurofenu to ożyłam i do 23 kicałam jak szalona po łóżku rodziców w sypialni :)
W związku z tym mamusia miała w sobotę wychodne :-)

A w niedzielę przyjechała babcia Basia i dziadek Wiesiek :) dostałam piękne body i spodenki :-) Strasznie mnie wszyscy przytulali i całowali :) Uwielbiam to!

buziaki,
Laurka

piątek, 5 lutego 2016

[ Opowieści... Czyje? Na pewno nie Laury :-) ]

No i Laura się wygadała w opowieściach ;-) eh ten mój gagatek...

Powiem oficjalnie... Pomimo, że planowaliśmy powiększenie rodziny, to nie wiedziałam, że zadzieje się to tak szybko. Chociaż mój urlop rodzicielski dobiega końca, więc może lepiej że właśnie teraz się stało.

Sprawa wyglądała następująco. W ostatnim dniu listopada dopadła mnie pierwsza po urodzeniu Laury miesiączka. Potem czas sobie płynął, minęły święta a kolejnej miesiączki jak nie było tak nie było. Zrobiłam test ciążowy i co? Negatywny. To sobie czekałam dalej już bezstresowo no bo przecież często zdarza się tak, że po porodzie miesiączki są nieregularne :-)

W międzyczasie miałam kontrolną wizytę u mojej Pani doktor od spraw kobiecych. Ta zbadała mnie i dała skierowanie na usg "żeby sprawdzić czy po porodzie jest wszystko ok". 

Na usg umówiłam się w piątek o 7.00 czyli na tyle wcześnie, żeby jeszcze zdążyć odstawić samochód mężowi, co by mógł do pracy pojechać. 

Nawet malując się przed pojechaniem do lekarza tak sobie myślałam, że może jestem w ciąży, bo od kilku dni pobolewały mnie jajniki, ale stwierdziłam że sama się nakręcam. 

Wizyta na usg zaczęła się słowami:
"no mamy tu dużą torbiel... 7 cm, bardzo duża.... niedobrze" tu dłuższa chwila przerwy i po chwili Pani doktor powiedziała "no i mamy też ciążę" :-) 

Zaskoczona byłam strasznie :-) no i zmartwiona jednocześnie tą moją torbielą. Prawdopodobnie czeka mnie operacja. Jutro idę znów do lekarza, prawdopodobnie dostanę skierowanie do szpitala. No i tak na prawdę nie wiem co dalej. Mam na siebie bardzo uważać, bo tak duża torbiel może w każdej chwili pęknąć albo się skręcić i wtedy wszystko trafi szlag. Wyczytałam też że ryzyko poronienia bez operacji jest równe ryzyku poronienia w przypadku operacji...

Ciąża wtedy na badaniu została określona na "bardzo wczesna, może 4 tydzień". Mam nadzieję, że wszystko potoczy się sprawnie. Słyszałam, że często torbiele się wchłaniają i może moja operacja nie będzie konieczna...

Mam lekkiego stresa. 
Trzymajcie kciuki.

pozdrawiam,
diabelnieanielska