sobota, 12 listopada 2016

[ Historie Kuby - tydzień 6 ]




Kolejny tydzień minął tak szybko, że nie możemy w to uwierzyć. 

Weekend rozpoczęliśmy odwiedzinami taty kolegów ze starej pracy. Oczywiście, gdy w zasięgu wzroku jest imprezka to nie śmiałem nawet spać. Grzecznie leżałem i czuwałem :) Wujek Adam nawet potrzymał mnie na rękach - reszta się bała. Dostałem też fajne prezenty - sowę która chowa w sobie termofor, bluzę, buciki :) Rodzice byli przede wszystkim szczęśliwi, bo pomimo, że wieczorkiem przy gościach za wiele nie spałem to przespałem całe przedpołudnie, więc rodzice mogli spokojnie przygotować całą gościnę. W międzyczasie, gdy robiłem przerwy na jedzonko podczas dnia tata wpadł na pomysł żeby położyć mnie w moim łóżeczku, gdzie mamusia zawiesiła już karuzelę. Nie muszę chyba mówić jak bardzo mi się podobała? Wodziłem wzrokiem za smokiem, rycerzem i koniem a rodzice się zachwycali jak mądrze obserwuję co się dzieje. Dodatkowo Laura miała atrakcję, bo wspinała się na łóżeczko i mnie pilnowała. Kochana ta moja siostrzyczka. Oczywiście całe imprezowe show skradła Laurka :) 

Niedziela minęła poimprezowo czyli dosyć leniwie. Wszyscy troszkę poleniuchowaliśmy i nawet poleżałem z moją siostrzyczką na brzuszku :) Laura cały czas wyrywa się żeby mnie przewijać. Pomaga mamie rozpinać moją pieluszkę, obserwuje co mama robi, podaje chusteczki do wycierania mojej pupy i robi mi wtedy cacy cacy :) Jak już mam suchą pieluszkę i leżę gdzieś w zasięgu wzroku Laury to podbiega do mnie i mnie przytula i całuje. Mama się wtedy strasznie rozczula :)
Żeby nie było tak pięknie to Laurka parę razy została skrzyczana przez mamę, bo wspina się na mój wózek jak w nim leżę i składa mi daszek. Na daszku wisi małpka i za każdym razem jak Laura ją składa to dostaję małpką w głowę.

W poniedziałek mama stwierdziła, że idziemy na spacer. Był to nasz pierwszy dzień bez nikogo do pomocy. Mamusia była troszkę przerażona, ale świetnie sobie poradziła. Cały czas powtarza, że jesteśmy drużyną i musimy współpracować - ona, Laura i ja. Laurka jest kochaną siostrzyczką. Pomaga mamusi zmieniać mi pieluszki, podaje to o co mamusia poprosi, gdy ta mnie trzyma i potrzebuje 'trzeciej ręki'. A wieczorami, gdy jesteśmy kąpani to Laura myje mi nóżki :-) Rodzice się ze mnie śmieją, że dolewam sobie do kąpieli :-)

We wtorek, czyli w nasz drugi dzień we trójkę mama dostała mobilizacji. Do 13.00 zdążyła zrobić śniadanie, zjeść z Laurą, karmić i przewijać nas w międzyczasie, poćwiczyć godzinę, wykąpać się, ugotować obiadek i do tego poszliśmy jeszcze do Klubu Malucha, żeby Laura mogła się wyszaleć. Mama postanowiła, że nauczy znów Laurę spać w dzień, żeby mieć chociaż chwilę na odsapnięcie. W czasie snu Laury śpię i ja, więc mama wtedy odpoczywa :) Chociaż na przykład w czwartek daliśmy mamie popalić troszkę, bo jak ja usnąłem i mama poszła usypiać Laurę to potem jak Laura już spała ja się obudziłem. Gdy mama mnie ogarnęła, nakarmiła i przewinęła znów usnąłem. A jak mama się położyła to Laura się obudziła z płaczem i mama znów pobiegła do niej. Przez płacz Laury obudziłem się i ja i tak przez dwie godziny w kółko budziłem się albo ja albo Laura. Mama miała urwanie głowy. 

Mama zaczęła wprowadzać już codzienny rytuał. Rano śniadanie i zbieranie się albo na spacer albo do Klubu Malucha. I nawet jak było zimno i padał lekki deszcz to wychodzimy na szybki spacer żeby się dotlenić, bo wtedy i ja i Laura lepiej śpimy. Po powrocie jest czas naszej drzemki i mamusi odpoczynku o ile jej na to pozwolimy. Po pobudce jest obiadek i potem mamusia kładzie mnie na kocyku na podłodze a obok z Laurą bawią się klockami, czytają książki i robią wiele innych ciekawych rzeczy. Mama ma też postanowienie żeby robić nam wiele zdjęć, bo powiedziała tacie że ma wrażenie że jestem poszkodowany, bo Laurze robiła zdjęcia non stop jak była mała a teraz nawet nie ma czasu aparatu wyjąć taki mamy napięty grafik w ciągu dnia.

Jeśli chodzi o mój rozwój to zaczynam wysyłać pierwsze uśmiechy :) Mama to się aż popłakała ze wzruszenia :) cały czas i mi i Laurze powtarza jak mocno nas kocha. 

A wieczorem jak przychodzi tatuś to jest wspólne tulenie. Póki ja jeszcze jestem mało absorbujący to leżę i obserwuję jak tatuś bawi się z Laurą. 

Cały piątek minął mamusi na pakowaniu nas do wyjazdu do dziadków. Wieczorem po kąpieli ruszyliśmy w drogę. Po drodze mamusia raz mnie nakarmiła i zajechaliśmy na miejsce o północy. Całą drogę przespałem :) 

piątek, 4 listopada 2016

[ Historie Kuby - tydzień 5 ]


Wizyta cioci Agaty i babci Ali dała wszystkim mnóstwo radości. Oczywiście ja na razie niewiele potrafię poza wpatrywaniem się i delikatnymi uśmiechami, których nawet nie udało się złapać mamie na zdjęciu. Za to moja siostra oczywiście nadrabia również za mnie. Pokazuje wszystkie swoje sztuczki a pozostali się cieszą :-) Już się nie mogę doczekać aż zacznie mnie uczyć wszystkiego co potrafi :) 

Niedziela minęła nam gościnnie. Do cioci i babci dołączył dziadek Wiesio i prababcia Zdzisia. Przyjechali przed południem. Mam strasznie kochającą rodzinę. Wszyscy się mną zachwycają, przytulają :-) Mama mówi, że jestem bardzo grzeczny i towarzyski, bo u nikogo na rączkach nie płaczę a za to grzecznie daję sobie robić ze mną zdjęcia i gdybym mógł posyłałbym każdemu mnóstwo uśmiechów. Na razie nie umiem, ale nadrobię to gdy się nauczę. 

Całą wizyta przebiegła bardzo miło. Jak babcia z dziadkiem i ciocią wzięli Laurę na spacer to ja zostałem z rodzicami i prababcią w domku. Oczywiście drzemałem przez większość wizyty. Mamusia ugotowała pyszny obiadek i koło 16.00 goście musieli jechać. Rodzice mi obiecali, że pojedziemy niedługo na podlasie i poznam resztę mojej rodziny :-) już nie mogę się doczekać.

Od poniedziałku tatuś miał urlop przez cały tydzień. Bardzo mamie pomagał w opiece nade mną i Laurą. Nawet został raz z nami sam. Ja przespałem prawie całą nieobecność mamy, ale akurat jak tata dzwonił do mamy zapytać kiedy wróci to i Laura i ja się rozwrzeszczeliśmy. Mama słysząc ten armagedon wpadła w panikę i wskoczyła do samochodu żeby wrócić do domu. Dopiero potem tata się przyznał, że tak na prawdę to było spokojnie :-) Żartowniś.

A w środę i piątek mamusia wzięła nas na spacer do parku. O ile w środę pogoda była nawet ładna i było cieplej niż przez ostatni czas to w piątek cały spacer spędziliśmy idąc w mżawce a na koniec to już się całkiem rozpadało. Mama obiecała, że jak już zostaniemy sami gdy tata wróci do pracy to będzie nas zabierała na spacer na tyle często na ile to będzie możliwe bo ja się wtedy ładnie wysypiam a i moja siostra po powrocie czasem idzie na drzemkę przez co mamusia może troszkę odsapnąć. Niestety zbliża się zima, wieczory są już dłuższe i mama cały czas powtarza, że jak "utkniemy" w domu to wpadnie w depresję. Mam nadzieję, że nie...

Cały tydzień z tatą był super :-) szkoda, że będzie musiał wrócić do pracy... Fajnie było się tak często przytulać i mieć oboje rodziców cały czas obok. Muszę przyznać, że najlepiej mi się śpi na rączkach u mamy albo leżąc na brzuszku u taty. 

A w piątkową noc, gdy mamusia mnie po karmieniu odbijała to nosiła mnie po pokoju i bujała. Ja wtedy się odchyliłem, żeby na nią spojrzeć i mamusia poprosiła żebym się do niej uśmiechnął i się uśmiechnąłem. Aż trudno opisać jaka mamusia była szczęśliwa :-) 

A co widać na zdjęciu - moje podnoszenie główki idzie całkiem nieźle ;-)

czwartek, 27 października 2016

[ Historie Kuby - tydzień 4 ]

W poniedziałek odwiedziła nas położna. Chyba to była już jej ostatnia wizyta. Powiedziała, że MOŻE jeszcze do nas zajrzy, ale że się świetnie trzymamy to może już nie będzie takiej potrzeby. Standardowo wypytała mamusię o wszystko i na moje brzuszkowe problemy zaleciła podawanie mi kropelek na kolki. Mamusia od razu zrobiła zakupy w aptece i od tamtej pory kilka razy dziennie podaje mi kropelki. Nie zmienia to faktu, że rodzice muszą mi poświęcić teraz więcej czasu, bo wieczorami troszkę się męczę, ale mamusia mówi że i tak jest całkiem nieźle i jeśli to kolki to faktycznie są minimalne. W nocy oczywiście sypiam dość kiepsko. Mama też. Wstaję co 2-2,5 h i często po jedzeniu mamusia musi poświęcić mi trochę czasu na przewijanie, odbijanie, bujanie itd. Jest dzielna :)

W tym tygodniu niestety pogoda nam nie dopisała. Rzadko ruszaliśmy się z domku, bo cały czas padało i było bardzo wietrznie. Jak poszliśmy z mamusią na spacer to szybko wróciliśmy było tak chłodno. Podczas gdy ciocia Ania zabierała Laurę na szybki spacer ja z mamusią spędzałem czas w domku. Oczywiście nasze spędzanie czasu często ogranicza się do tego, że mamusia mnie karmi, przewija, odbija, nosi, przytula i jak już zasnę to odkłada mnie do wózka i korzysta z chwili dla siebie.

W środę mamusia znów miała wychodne. Pojechała na spotkanie u dietetyka - cioci Asi :-) Potem wyskoczyła nawet do galerii na małe zakupy. Jak wróciła to ja oczywiście nie spałem i czekałem na mleczko. Fajnie jak tak mama czasem gdzieś wychodzi, bo później czuję jaka jest radosna i od razu mleczko smakuje mi lepiej :-) 

W czwartek ciocia Ania pojechała już do domku. Nie znaczy to wcale, że byliśmy z mamusią sami przez długi czas bo już w piątek przyjechały do mnie babcia Ala z ciocią Agatą. Obie widziały mnie pierwszy raz. Cóż. Jestem strasznym przytulaskiem, więc nie protestuję gdy każdy się nade mną rozczula i mnie tuli ile sił. 

Ten tydzień minął nam bardzo szybko. Niewiele się działo. Moje życie na razie obywa się bez fajerwerków. Podnoszę główkę coraz wyżej. Zdarza mi się ulać po karmieniu dość intensywnie, ale taki już mój urok. Mama mnie czasem porównuje do mojej siostry i mówi, że faktycznie jesteśmy całkiem różni pod każdym względem. Mamusia zaczęła też mi troszkę podśpiewywać kołysanki. Są piękne :) Bardzo lubię patrzeć na mamusię jak mi śpiewa. W ogóle już ładnie wodzę wzrokiem. Tata zrobił eksperyment i przystawił swoją dłoń na wprost moich oczu i przesuwał na boki a ja podążałem za jego ręką. Rodzice strasznie się cieszyli jaki już jestem mądry. Mama co chwilę się wzrusza i mówi, że nie może uwierzyć że tak szybko rosnę. Chociaż mam dopiero 4 tygodnie to podobno strasznie się zmieniłem na buzi i w ogóle "wydoroślałem". 

niedziela, 23 października 2016

[ Historie Kuby - tydzień 3 ]


Katar powoli mi mija. Mama liczyła na to, że zgodnie z zasadą, że katar leczony trwa tydzień a nieleczony 7 dni w tym tygodniu będzie już po wszystkim. Trochę się jednak przeliczyła. 

W sobotę cały dzień babcia Basia ogarniała nasz nowy wózek. Kupiony był jako używany i był strasznie zapuszczony. Babcia dwoiła się i troiła i w końcu po południu wszystkie materiałowe części schły już na balkonie. Tata za to pojechał na walki KSW w ramach swojego urodzinowego prezentu. Prawie cały weekend spędzaliśmy zatem we czwórkę - mama, babcia, ja i moja siostra. 

W sobotę mieliśmy znów gości :) tym razem w odwiedziny przyjechał wujek Mariusz z ciocią Olą. Ja znów przespałem całą wizytę. Tylko na początku jeszcze się jakoś trzymałem, ale po tym jak ciocia Ola wzięła mnie na ręce to odpadłem jak zabity. 

Niedzielę spędziliśmy bardzo miło. Pojechaliśmy naszym nowym wózkiem do kościoła. Była piękna pogoda a ja standardowo cały spacer i wizytę w kościele przespałem. Za to moja siostra wyszalała się zarówno w Kościele jak i w parku. To były ostatnie podrygi ciepłej pogody, więc mamusia z babcią chciały maksymalnie wykorzystać tak piękny dzień.
Wózek sprawdził się idealnie. Podczas gdy moja siostra szalała ja słodko spałem. No i Laura w każdej chwili może sama wejść i wyjść z wózka przez co mamusia ma lżej, bo nie musi jej dźwigać.

Po niedzielnej, pięknej pogodzie przyszło załamanie i cały poniedziałek lał deszcz. Przesiedzieliśmy więc ten dzień w domku. Babcia w wolnym czasie dziergała na drutach czapkę i szalik dla Laury i czapeczkę dla mnie. Mamusia zostawiła też nas na chwilę, bo musiała pojechać do laboratorium, ale babcia dała sobie świetnie radę z naszą dwójką.

Wtorkowy poranek obfitował w mega zaskoczenie. Mianowicie zaskoczyłem tatę przy zmianie pieluchy i obsikałem wszystko dookoła a nawet siebie. A mama mówiła tacie chwilę wcześniej żeby działał szybko, bo zaraz nasikam. Hehe :-) taty mina bezcenna! Odpadł mi też w końcu kikut pępowinowy. Strasznie późno, bo to była 19 doba. Mama się strasznie ucieszyła, że to już. Zaliczyliśmy też pierwszy spacer we trójkę - mama, Laura i ja. Było jednak bardzo zimno i wietrznie, że mama ledwo pchała wózek. Po szybkim spacerze wróciliśmy do domku strasznie przemarznięci. To znaczy mama była przemarznięta bo ja byłem opatulony po uszy :-)

W środę po południu babcia pojechała już do domku do dziadka. Teraz zobaczymy się dopiero pod koniec października :-( Do powrotu taty mamusia była z nami sama. Muszę stwierdzić, że pomimo że bardzo się boi zostawać sama to świetnie sobie radzi. A wieczorem rodzice dali mnie potrzymać mojej siostrze na rękach. Była przeszczęśliwa. Od tamtej pory cały czas wyciąga ręce żeby mnie wziąć :-)

W czwartek mama do 15.00 była z nami sama. O dziwo udało nam się ogarnąć - w sensie mamie udało się nas ogarnąć - mnie i Laurę. I nawet skoczyliśmy do Klubu Malucha na 2 godziny. Laura się wyszalała a ja pospałem, zjadłem i poleżałem w moim wózku. Mamie nie udało się tylko wypić ciepłej herbaty, bo przyszykowała do zabrania i z tego roztargnienia zapomniała jej zabrać z domu.
A po 15.00 przyjechała ciocia Ania :-) ciocia będzie z nami przez tydzień. Laura się ucieszyła, bo uwielbia bawić się z ciocią. Mam nadzieję, że jak będę większy to i ze mną będą się tak wszyscy bawić :-)

Wieczorem mama wyskoczyła na zakupy do Tesco. Zostaliśmy więc w domku z ciocią i tatą. Jak mama wróciła do domu przed 22.00 to ani ja ani Laura nie mieliśmy w głowie żadnej myśli o pójściu spać. Laura biegała jak szalona a ja relaksowałem się po wieczornej kąpieli i czekałem na moje mleczko. Mama wpadła do domu, szybko uspała Laurę a potem zajęła się mną. Ciocia się śmiała, że tata z bezradności miał już łzy w oczach ;-)

W piątek rano mamusia odebrała moje zdjęcia z sesji. Są super! A wieczorem mama znów miała wychodne. Bardzo się stresowała i tata się z niej trochę podśmiewywał. Mamusia się pomalowała i ubrała ładnie. Pojechała na spotkanie z kolegami z pracy a ja, Laura, ciocia i tata zostaliśmy w domku. Na szczęście Laura ładnie usnęła o 20.00 i ciocia z tatą nawet obejrzeli film, zamówili pizzę i mieli też wieczór relaksu. Mamy nie było prawie 4 h - tata liczył. Na szczęście mamusia wróciła szczęśliwa i zrelaksowana co i na mnie zadziałało, bo spałem ładnie i dałem trochę wytchnienia rodzicom.

poniedziałek, 17 października 2016

[ Historie Kuby - tydzień 2 ]



Mój drugi tydzień rozpoczął się katarem. Mama podejrzewa, że moja siostrzyczka kilka razy na mnie kichnęła i od tego się zaczęło. Do tego tatuś wrócił w poniedziałek z pracy i powiedział, że "coś go bierze". Tak więc mama obawiając się choroby nie posłała Laury do żłobka a okazało się, że i tak zachorowaliśmy. Na razie mamusia jakoś się trzyma dzielnie i nie choruje. 

W niedzielę mieliśmy gości. Przyjechali babcia Basia z dziadkiem Wiesiem i ciocią Kasią. Babcia zostaje u nas przez 1,5 tygodnia aż do następnej środy, żeby pomóc mamie :-) Dostałem też piękne prezenty. Większość wizyty i tak przespałem, ale z tego co opowiadała mi mamusia to wszyscy byli bardzo szczęśliwi, że jestem już na świecie. Moja siostra za to nadrabiała moje spanie, bo szalała, skakała i pokazywała wszystkie sztuczki jakich się nauczyła. Mam bardzo zdolną i mądrą siostrzyczkę. Mam nadzieję, że jak podrosnę to nauczy mnie wszystkiego co sama umie.

Katar to coś okropnego. Bardzo się wymęczyłem. Mamusia dwoiła się i troiła, żeby lżej mi się oddychało. Wpuszczała kropelki soli fizjologicznej i odciągała gile Fridą. Mówi, że Laura strasznie tego nie lubiła i się wyrywała a ja jestem grzeczniejszy. Mimo, że jest to nieprzyjemne to oddycha mi się po tym lepiej i mogę przynajmniej troszkę się wyspać. No i mama i tata też.

W tym tygodniu odwiedziła nas znów położna. Mój pępuszek nie goi się tak jak powinien. Pani powiedziała, że moja pępowina była bardzo gruba i to spowalnia proces gojenia. Mamusia dostała zalecenie żeby przemywać go roztworem ze spirytusu. A do tego na mój katar Pani zaleciła smarowanie mi pod noskiem maścią majerankową i wpuszczaniem mi do noska Nasivin Soft w kroplach. Mamusia od razu pobiegła do apteki i najbliższą noc przespałem o wiele lepiej. 

W piątek miałem też swoją pierwszą wizytę u pediatry. Ważę już 4020 g czyli bardzo ładnie przybieram na wadze. Pani doktor zajrzała mi do gardełka, żeby sprawdzić czy mój katarek to tylko katar czy coś większego i na szczęście gardło mam czyściutkie. Dostałem też skierowanie na kontrolę stawów biodrowych. Następną wizytę mam wyznaczoną w listopadzie na pierwsze szczepienie. Idę razem z siostrzyczką, więc będzie nam raźniej.

A wieczorem rodzice pojechali po nowy wózek dla mnie i mojej siostrzyczki. Mama stwierdziła, że wygodniej nam będzie wychodzić na spacery, gdy będziemy siedzieć w jednym wózku. Już nie mogę się doczekać.

poniedziałek, 10 października 2016

[ Historie Kuby - tydzień 1 ]



Cześć :-)

mam na imię Jakub. Urodziłem się w piątkowo-sobotnią noc, 17 września, 55 minut po północy. Już minął tydzień odkąd jestem na tym świecie. 

Urodziłem się w nocy i cały swój pierwszy dzień słodko przespałem :) Mamusia miała czas, żeby zregenerować siły, ale mimo to nie zmrużyła oka. Cały czas na mnie patrzyła, czuwała jak spałem, karmiła i przewijała, gdy była taka potrzeba. Raz to nawet nie zdążyła zawinąć mi pieluszkę a ja już znów zrobiłem kupkę :-) Mama chyba nie była zadowolona, bo powiedziała, że jestem małą świnką.

Jako, że leżeliśmy z mamusią na sali poporodowej, ale zrobionej na bloku porodowym to odwiedziny były możliwe tylko w godzinach 15.00-17.00. W tych godzinach odwiedził nas tatuś. Uśmiech mu nie schodził z buzi jak mnie zobaczył. 

Pierwszy dzień mojego życia minął nam na tuleniu się, badaniach i śnie. Miałem też badania słuchu i okazało się, że w jednym uszku maszyna pokazywała błąd odczytu. Mamusia się zestresowała a Pani doktor powiedziała, że powtórzą badanie dnia następnego. Noc natomiast była bezsenna. Cały czas jadłem, bo byłem bardzo głodny. Gdy tylko mamusia mnie odłożyła to ja zaraz się budziłem, bo bolał mnie brzuszek. Mamusia dwoiła się i troiła, żeby ulżyć w moich cierpieniach. Nad ranem usnęliśmy razem w łóżku. 

Niedziela minęła nam na niespaniu. Jak tylko udało mi się usnąć to przychodził ktoś kto zaburzał mój sen. Miałem ponowne badania słuchu i na szczęście okazało się, że wszystko z moimi uszkami jest w porządku. Mama była przeszczęśliwa i od razu napisała do taty. Na obchodzie Pani położna od razu mnie wykąpała. Strasznie płakałem, ale kto by nie płakał? Mama mówiła co prawda, że jestem bardzo odważny a ja mamie wierzę. 

W godzinach odwiedzin miałem przyjemność poznać moją ciocię Anię. Ciocia przyjechała razem z tatusiem i moją siostrzyczką Laurą. Mamusia wyszła do Laurki na chwilę, bo strasznie się za nią stęskniła. Ja w tym czasie tuliłem się do taty. Laurę poznałem dopiero jak wróciłem do domku :) Muszę powiedzieć, że nie mogłem się doczekać.

Jak ciocia z tatusiem poszli to okazało się, że przenoszą nas do innej sali. Mamusia troszkę obawiała się nocy, ale wszyscy - mamusie jak i dzieci leżące z nami na sali przespali całą noc. Spałem nawet z mamusią w łóżku i pół nocy sie tuliliśmy. Mamusia też cały czas mnie chwaliła jak ładnie jem. No i nazywa mnie małym żarłoczkiem :)

Ze śmieszniejszych rzeczy to mama powiedziała tatusiowi, że moje kupki pachną :-) Oczywiście w porównaniu do kupek mojej siostry :-)

Po poniedziałkowym obchodzie okazało się, że możemy już wychodzić do domku. Tatuś przyjechał po nas po 15.00. A w domku czekała na nas moja siostrzyczka z ciocią Anią. Mama była szczęśliwa jak zobaczyła piękny plakat powitalny, baloniki i nawet dostała kwiatuszki od Laury :-) Laurka do mnie podeszła i się ze mną przywitała. Troszkę się chyba mnie bała i nie wiedziała co się dzieje, ale na pewno znajdziemy wspólny język. W końcu to moja kochana siostrzyczka :-)

I tak tydzień zaczął przyspieszać. We wtorek rano mama wyskoczyła do lekarza na wizytę Laury. Laura została w domku ze mną i ciocią Anią. Ja oczywiście przespałem cały ten czas, bo nie chciałem sprawiać kłopotu. Mamusia wróciła zapłakana, bo się okazało, że Laurka dostała skierowanie do szpitala. Na szczęście jak tatuś, ciocia i Laurka pojechali na izbę przyjęć to się okazało, że to fałszywy alarm i wszyscy wrócili do domku :-) Mamusia była bardzo szczęśliwa :-) 

Następnego dnia ciocia pojechała do domku. Mamusia była smutna, Laura była smutna i ja chyba też troszkę byłem smutny, bo mama mi opowiadała, że ciocia tak się pięknie zajmowała Laurą jak czekali na moje urodziny. Tatuś do wieczora był w pracy i nie ma co ukrywać najpierw razem z moją siostrą daliśmy mamie popalić, ale potem wszyscy przespaliśmy prawie trzy godziny :-) 

Moja pierwsza kąpiel w domku przeszła bez problemów. Trochę płakałem na sam koniec, ale potem szybko mnie wyprzytulano i było już wspaniale. 

Moje dnie mijają raczej na spaniu. Chociaż raz zdarzyło mi się wisieć przy jedzeniu cały dzień. Noce za to wyglądają mniej więcej tak samo. Śpię do ok 1 lub 2 w nocy a potem mama mnie karmi, odbija, przewija a potem znów karmi bo już zdążę zgłodnieć. Nasze rytuały trwają około 2 godzin i potem smacznie śpię do około 5 rano i mamusia bierze mnie do łóżka. Rano budzi nas Laura, która przybiega i stara się wturlać do łóżka między naszą trójkę leżącą w łóżku :-)

A w piątek byłem z mamusią na sesji zdjęciowej jak prawdziwy model. Mama miała nadzieję, że prześpię ładnie całą sesję, ale ja nie dałem jej tej satysfakcji. Nie byłem najprostszym modelem do współpracy. A do tego na koniec narobiłem na rekwizyty. Mamusia strasznie przepraszała Panią fotograf. Chyba to było nieładne z mojej strony, ale kto by czekał na założenie pieluszki jak chciało mi się tu i teraz :)

Potem wróciłem z mamusią do domku i spałem, spałem i spałem :-)

Kurczę. Męczące jest to życie :-)

wtorek, 26 lipca 2016

[ Opowieści Laury - moja urodzinowa impreza! ]


Jak już wiecie z poprzednich opowieści swoje pierwsze urodziny spędziłam w szpitalu. Dziś opiszę natomiast moją urodzinową imprezę, która odbyła się w niedzielę Wielkanocną u dziadków na Podlasiu.

Tym samym zakończymy tym wpisem moje cotygodniowe opowieści :-)

Już od czwartku przed Wielkanocą mamusia z babcią Basią zaczęły przygotowania do wielkiej imprezy. Wszystko było trzeba rozłożyć w czasie, bo przygotowań było sporo. Mamusia z babcią szykowały ciasta, tort i dania na przyjęcie. Ja radośnie kicałam w pobliżu. Na szczęście wszystko się udało. Przy dużym wsparciu babci Basi mamusia wykonała przepiękny tort i przygotowała bardzo smaczne przyjęcie z mnóstwem potraw :-) Nie mogę nie wspomnieć oczywiście, że na całokształt przygotowań złożyło się również wiele innych osób. Babcia Ala przygotowała kilka potraw, ciocia Agata upiekła pyszne muffinki, wujek Mariusz z tatusiem udekorowali pokój balonami i girlandą, którą wcześniej przygotowała mamusia, ciocia Kasia udekorowała pięknie stół kwiatkami i wielkanocnymi ozdobami :) jak widać każdy miał swój udział w przygotowaniach :)

Wielkanocny poranek spędzałam u babci Ali i dziadka Wiesia. Mama miała wtedy więcej czasu, żeby wszystko przygotować i ogarnąć na przyjście gości. Jak przyjechałam to pokój, w którym odbywała się impreza był przystrojony mnóstwem pięknych baloników i girlandą. Baloniki uwielbiam, więc się bardzo cieszyłam. Na udekorowanym stole stały już potrawy a ciepłe danie właśnie babcia Basia wykładała na półmiski. Mamusia jeszcze na szybko ubrała mnie w sukienkę, którą kupiła specjalnie na tą okazję i mogliśmy zacząć świętować.




Cała impreza przebiegła bardzo szybko. Przeskakiwałam z rąk do rąk i z każdym się bawiłam. Prawie nie bałam się nawet pradziadków :)

Moimi gośćmi byli:
Mamusia oraz Tatuś
Pradziadkowie Hela i Tadzio, Zdzisia i Jaś i pradziadek Kazio
Babcie Ala i Basia
Dwóch dziadków Wiesiów
Ciocia Kasia i wujek Mariusz
Ciocie Agata, Ania i wujkowie Adam i Piotrek.

Kulminacyjnym momentem całej imprezy był upieczony przez mamusię tort :) mama była bardzo dumna z siebie, bo nawet udało jej się zrobić z kremu napis ROCZEK LAURY :) a na torcie było mnóstwo pięknych kwiatuszków. Świeczkę pomogli mi zdmuchnąć mama i tata, bo ja jeszcze nie potrafię mocno dmuchać. No i pomimo mojej alergii udało mi się też posmakować mojego tortu z bitą śmietaną :) Mamusia była przeszczęśliwa, że się tak wszystko ładnie udało. Dostałam fajne prezenty, ale największym prezentem było to, że wszyscy moi najbliżsi znaleźli czas, żeby świętować ze mną ten dzień. 

I tak oto minął rok :) Rok pełen miłości otaczającej mnie z każdej strony. Rok pełen przygód z mamusią, tatusiem i całą resztą rodziny i nowo poznanymi przyjaciółmi. Rok, który obfitował przede wszystkim w cudowne chwile, nowe umiejętności ale też chwilowe momenty załamań jak na przykład moja wizyta w szpitalu. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W moim drugim roku życia powitamy na świecie mojego braciszka. Nie mogę się już doczekać!

poniedziałek, 27 czerwca 2016

[ mama, tata, Laura i ... Jakub :-) ]


Oj dawno nas nie było :-)

Czas nie dość, że leci jak oszalały to przy wiecznie ruchliwej Laurce dni po prostu przeciekają mi między palcami. 

Od jakiegoś czasu mamy stały rytm dnia. Oczywiście z małymi przerwami, gdy coś wypadnie nam lub koleżance Laury - Natalce i jej rodzicom. 

Moja kochana Żaba przesypia całe noce. Nic się w tej kwestii nie zmieniło. O 20.00 jest kąpana, kładziemy ją do łóżeczka, dostaje butlę z mleczkiem i przymykając drzwi zostawiamy ją samą. Jak wypije mleko to bierze misię lub królisię, które ma zawsze obok, smoczka i słodko zasypia :-) Czasem zdarza się jeszcze, że nas woła żebyśmy zabrali jej pustą butelkę :-) Mądra żaba.

Śpi przeważnie do 5.00-6.00, dostaje poranne mleczko i albo zaczyna radośnie hasać co nie jest niestety już takie radosne dla nas albo idzie dalej spać i budzi się koło 7.00 :-) 

Koło 9.00 je śniadanie i około 9.30 ruszamy na spacer. Pod blokiem spotykamy Natalkę i jej mamę.. Stałe punkty spaceru to zabawa w parku i zakupy w drodze do domu. Koło 12.00-12.30 staramy się wrócić, bo wtedy Laura idzie na drzemkę, która trwa średnio 1,5-2 h. Ja w tym czasie przeważnie staram się ogarnąć bałagan, ale ostatnio ze względu na rozpoczęty 7 miesiąc ciąży wolę się położyć i odpocząć.

Po pobudce jest obiadek, potem wspólna zabawa i koło 17.00-18.00 zaliczamy osiedlowy plac zabaw i Klub Malucha. Wracamy koło 19.30 na wieczorne przytulańce z tatą i kąpiel :)

Muszę powiedzieć, że całkiem sprawnie nam to wszystko działa :-)

Laura jest ostatnio niejadkiem. Ma już 12 zębów i właśnie przebijają się dwie trójeczki na dole :) Rośnie jak szalona, chociaż nadal jest bardzo szczupła. Umie pokazywać części ciała, skakać, robić przysiady jak Chodakowska, kręcić się jak małpka, tupać jak słoń, mówi mama, tata, baba, nie, tak, nie ma, dziadzia :) W chwilach buntu kładzie się na ziemi jak kłoda z ogromnym udawanym płaczem i się dziwnie patrzy jak stoję nad nią i się z niej śmieję, że jest małym oszukańcem :) Uwielbia dawać buziaczki. Jak mówię "jak mocno kochasz mamę?" to się mocno we mnie przytula czym rozczula mnie straszliwie. Je widelcem. Uwielbia naleśniki. Potrafi przełączyć programy na pralce czym doprowadza mnie do szału. Wrzuca czasem rzeczy do WC. Umie pokazać, że u mamy w brzuchu jest braciszek i daje brzuszkowi buziaki. Bajki jej nie interesują, za to lubi oglądać książki. Kocha "Wygibasy z naszej klasy". Straciła zamiłowanie do bananów. Jest cwanym żuczkiem i pięknie radzi sobie podczas zabawy z innymi dziećmi. Jestem z niej ogromnie dumna :-)

U mnie zmienia się to, że mam już duży, 7 miesięczny brzuch. W brzuchu fika radośnie Jakub :-) Szybko łapię zadyszkę, ale jestem cały czas na chodzie. Gdy byłam w ciąży z Laurą to od 6 miesiąca miałam już nakaz odpoczywania i leżenia. Teraz czuję się całkiem zacnie, chociaż pod koniec intensywnego dnia padam na twarz. Wyniki badań mam wzorowe co bardzo mnie cieszy. Powoli kompletuję wyprawkę, chociaż nie spinam się za bardzo. 

A tata zdał w końcu egzamin państwowy i jest już Projektantem :) jestem z niego bardzo dumna i trochę zazdroszczę, że moja "kariera" musi jeszcze trochę zaczekać. 

W wielkim skrócie to tyle :) doba zdecydowanie powinna mieć kilka godzin w gratisie. A co to będzie jak się maleństwo urodzi? Boziu, daj mi siłę!

pozdrawiam
diabelnieanielska

środa, 27 kwietnia 2016

[ naleśniki w diecie dziecka uczulonego na białko mleka krowiego ]


Rodzice dzieci uczulonych na białko mleka krowiego często zostają postawieni pod ścianę. Pochodne "krowy" bardzo często znajdują się w wielu produktach, które bardzo chcielibyśmy podać maluchowi. No bo kto nie chciałby dziecku dać serka do zjedzenia czy jogurtu czy chociażby zwykłego masła na kanapce. Ja stawałam pod taką ścianą dość często. Do tego dochodziła jedzeniowa rutyna. 

Ostatnio przełamałam się i zaczęłam kombinować z "przerabianiem" standardowych potraw na takie, które Laura mogłaby ze smakiem zjeść. 

Na pierwszy rzut poszły nasze ulubione naleśniki. Wiadomo, że najlepsze to takie na mleku :-) Te "bez mleczne" kojarzyły mi się z niezbyt smacznymi naleśnikami mojej teściowej, która serwuje właśnie takie co tydzień w piątek. 

Parę razy spotkałam się z osobami, które po usłyszeniu że robię dziecku uczulonemu na białko mleka krowiego naleśniki od razu prosiło o przepis :-) Niektórzy sobie pomyślą... "phi. naleśniki? przecież to prościzna". Dla mnie to było mega wyzwanie, bo nie wyobrażałam sobie smacznych naleśników bez mleka. A tu proszę. Da się :) i nawet smacznie. 

NALEŚNIKI BEZ MLEKA

Składniki:
2 jajka
szklanka mąki
szklanka wody gazowanej
duża łyżka oleju kokosowego
szczypta soli

Wykonanie: Wszystko miksujemy, odstawiamy "na chwilę" aby ciasto poleżało i smażymy. 


NALEŚNIKI Z MLEKIEM 

Składniki:
2 jajka
szklanka mąki
pół szklanki wody gazowanej
pół szklanki mleka (kokosowego, migdałowego, sojowego) - u nas najlepiej sprawdziło się kokosowe, bo od soi Laurę wysypało na buzi
duża łyżka oleju kokosowego
szczypta soli

Wykonanie: Wszystko miksujemy, odstawiamy "na chwilę" aby ciasto poleżało i smażymy. 

Ja naleśniki najczęściej podaję z własnoręcznie robionym dżemem i serem kozim, które próbuję przemycać Laurce właśnie w takich przysmakach :-)

Mam nadzieję, że naleśniki posmakują zarówno Wam jak i waszym uczulonym maluchom! 

pozdrawiam,
diabelnieanielska

wtorek, 26 kwietnia 2016

[ Opowieści Laury - mam już 52 tygodnie i trochę !]



Cześć wszystkim,

oj tyle co się wydarzyło w tym tygodniu to już dawno się tak nie działo. Ale po kolei.

W nocy z poniedziałku na wtorek zaczęłam znów wysoko gorączkować. Mamusia początkowo zbiła mi temperaturę Nurofenem i tak dotrwałam do rana. A rano mamusia zauważyła dwie wyrzynające się czwórki na dole i stwierdziła, że ta gorączka to pewnie od zębów. 

Trwałyśmy tak dosyć długo. Z dnia na dzień mój apetyt był coraz mniejszy, potem to w ogóle już tylko piłam. Przesypiałam większość dnia. Nie miałam siły na zabawę. Mamusia zbijała mi gorączkę i w środę umówiła nas na piątek do lekarza. Cud, że w ogóle udało nam się wyrwać jakiś termin, bo nigdzie nie było wolnych miejsc. No i tak w piątek poszłyśmy z mamusią do pediatry. Pani doktor mnie obejrzała i powiedziała, że skoro nie ma żadnych innych objawów poza gorączką to prawdopodobnie jest to zakażenie układu moczowego i od razu dostałyśmy skierowanie do szpitala. 

Musiałyśmy niestety poczekać na tatusia aż wróci z pracy. Tatuś wrócił, mama nas spakowała i pojechaliśmy do Szpitala Pediatrycznego WUM na Żwirki i Wigury. Szpital sam w sobie robił wrażenie, bo dopiero 3 miesiące temu go otworzyli. 

W szpitalu byliśmy koło 17.00. Zarejestrowaliśmy się i poszliśmy czekać w kolejce do gabinetu na Izbie Przyjęć. Minęło może z pół godziny i zaprosili nas do gabinetu. Nie lubię lekarzy. Płakałam strasznie ale tatuś mnie mocno przytulał i uspokajał. W gabinecie dostaliśmy kubeczek na pobranie moczu i mieliśmy wrócić do gabinetu, gdy wrócą badania. 

Zebranie siku było strasznym doświadczeniem zarówno dla mnie jak i rodziców. Siedzieliśmy w specjalnym pokoju dla mamuś z dziećmi. Ja cały czas płakałam, bo nie wiedziałam co się dzieje. Mamusia wmuszała we mnie picie, żebym miała czym siusiać. Stali nade mną z kubeczkiem i powtarzali "usiusiu usiusiu", puszczali wodę w kranie, namawiali mnie na zrobienie siusiu w każdy możliwy sposób a ja chyba ze stresu się zablokowałam i nie chciała polecieć ani kropelka.

W końcu jak już dochodziły dwie godziny od momentu wyjścia z gabinetu mamusia stwierdziła, że pójdzie zapytać w gabinecie czy jest jakiś inny sposób na pobranie tego siusiu bo ja się chyba nie zdecyduję. Do gabinetu się nie dostała, więc wróciła na chwilę do mnie i taty. I co? Ja stałam na golasa przy ścianie a pode mną była kałuża moczu. Mama tylko spojrzała na tatę a ten się uśmiechnął i powiedział, że tylko tyle udało mu się złapać. Tylko tyle czyli dosłownie pół centymetra w słoiczku. Tatuś poszedł do gabinetu pobrań zanieść kubeczek. Na szczęście pani powiedziała, że tyle powinno starczyć. Uff...


Potem przyszedł czas na czekanie na wyniki. Powiedziano nam że potrwa to około godziny - czekaliśmy prawie dwie. Mama już była głodna, padnięta i zmęczona. Tata tak samo. A ja to już w ogóle się usypiałam u taty na rękach. 

Jak przyszły wyniki to zawołano nas do gabinetu. Pan doktor powiedział, że ewidentnie to zakażenie i że nas zatrzymują w szpitalu. Pan doktor dzwoniąc na oddział powiedział, że mamy szczęście, bo zgarniamy ostatnie łóżko w pokoju a kolejne przypadki będą leżały już na korytarzu. Od razu nas też poinformowano, że nasz pobyt prawdopodobnie potrwa z tydzień.

Jak zaprowadzono nas na oddział to od razu wylądowaliśmy w gabinecie zabiegowym. Zbadano mnie, pobrano krew, znów siku i Pan doktor zebrał od mamusi wywiad na mój temat. Trwało to strasznie długo. Pobieranie krwi i siku było straszne. Tak się wyrywałam, że musiało mnie trzymać pięć dorosłych osób. Podłączono mi też wenflon. Po wszystkim byłam wykończona.

Potem wylądowałyśmy w pokoju. Ja miałam swoje łóżeczko i do tego mamusia też miała swoją leżankę. Jak tatuś poszedł do samochodu po rzeczy to mamusia została ze mną w pokoju. Nie było go z godzinę a potem przyszły pielęgniarki żeby dać mi kroplówkę, bo byłam trochę odwodniona. Podczas kroplówki tatuś trzymał mnie na rękach a ja próbowałam spać. Potem tata pojechał do domku a my zostałyśmy same. 

Mamusia prawie nie zmrużyła oka przez całą noc. Koło 3.00-4.00 rano obudziłam się z płaczem. Mama nie zapalając światła próbowała mnie ululać w łóżku i zauważyłam, jakąś plamę na łóżku. Pomyślała, że to może mi się ulało albo coś. Dopiero jak zobaczyła, że gdzie nie usiądę to zostaje plama to zapaliła światło i się okazało, że zrobiłam taką kupę, że dosłownie eksplodowała mi pieluszka. Dobrze, że miałam założone rajstopy, bo w innym razie cała zawartość pieluchy znalazła by się na łóżeczku.

Mama od razu mnie ogarnęła, ale musiała też zmienić mi pościel. Poszła szybko do pielęgniarek. Niestety musiała jedną obudzić, ale na szczęście nie była zła. Cała akcja trwała trochę czasu, więc jak już mamusia wszystko ogarnęła włącznie z przepraniem moich ubranek to ja szybko zasnęłam.



Następnego dnia koło południa okazało się, że musimy przenieść się do pokoju obok, gdzie była już pani z synkiem. Bardzo miło nas przywitała i mama od razu znalazła z nią wspólny język. Ja na początku się nie mogłam zgrać z chłopcem, ale pod koniec mojego pobytu w szpitalu można powiedzieć, że się fajnie z Antkiem zakumplowałam.


Przez cały pobyt w szpitalu dostawałam leki, antybiotyki, kroplówki. Musiałam też pić dużo napojów, bo to był warunek dostania kroplówki. Przez pierwsze 3 dni ją miałam a potem piłam już na tyle dużo, że zrezygnowano z dawania mi ich. Ogólnie mój przypadek nie był taki interesujący, bo jak przychodził obchód to u nas zawsze był tylko chwilę a u innych bardzo długo. No i wszystkie obchody obcojęzyczne nas omijały. 

Tatuś odwiedzał nas codziennie. Była ciocia Kasia z nowym wujkiem i wujek Mariusz z nową ciocią i nawet wujek Piotrek do mnie przyjechał :-)

No i moje pierwsze urodziny jak już się pewnie domyślacie spędziłam w szpitalu na oddziale nefrologicznym. Przyjechała ciocia Kasia z balonami i potem tatuś z jeszcze większą ilością baloników i z ciastem :-) Cały nasz pokój świętował moje urodziny :) a ja wcinałam ciasto i bawiłam się z moim kumplem Antkiem :-) Było super!



W ciągu tego tygodnia gorączka minęła a ja czułam się coraz lepiej. Pani ordynator powiedziała, że w piątek wychodzimy jeśli wyniki moczu będą dobre. Od rana siedzieliśmy jak na szpilkach, mama spakowała się i czekała na informację o wypisie. Pani doktor przyszła o 10 i powiedziała, że coś ją jeszcze w wynikach niepokoi i żebyśmy jeszcze raz pobrali mocz. Niestety mamusia musiała to zrobić sama i strasznie się namęczyła. Na szczęście się udało i wyniki były już lepsze ale pani doktor dała nam dwie opcje do wyboru:
1. zostajemy przez weekend, dajemy w poniedziałek mocz na badania i jak jest wszystko ok to wychodzimy
2. wychodzimy w piątek, dostajemy antybiotyk do domku i w poniedziałek robimy badanie moczu na własną rękę a po konsultacji z pediatrą jeśli okaże się że coś nadal jest nie tak to wracamy na oddział.

Mamusia wybrała drugą opcję. I takim sposobem wróciliśmy do domku. Tatuś po nas przyjechał, po drodze zajechaliśmy do apteki wykupić moje leki. 

Mamusia miała też plan, że skoro za tydzień już są święta wielkanocne to w niedzielę tatuś nas zawiezie do dziadków na Podlasie żebyśmy wypoczywały. 

I tak minęły dwa tygodnie :-)

Mama utrzymywała potem krótko kontakt z ciocią ze szpitala, która pisała, że Antek strasznie za mną tęsknił i powtarzał moje imię. Mama mówi że zawróciłam mu w głowie :-P

Buziaki kochani,
Laurka

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

[ Opowieści Laury - mam już 51 tygodni ! ]


Cześć wszystkim,

Na dobre pożegnałam już choroby i wysypki :-) co prawda moje odparzenie pieluszkowe nadal dzielnie trzyma się na pupie i dosłownie nic na nie nie pomaga :-( mamusia próbuje wszystkiego włącznie z moczeniem mojego tyłeczka w rumianku, żeby złagodzić troszkę zaczerwienienie. Na szczęście nic mnie nie boli i nie swędzi, więc dyskomfort jest mały. W czwartek mamy wizytę u lekarza i mama mówi, że aż wstyd iść z takim tyłeczkiem :-(

Poniedziałek rozpoczęłyśmy z mamusią od spaceru po parku. Uwielbiam spać na świeżym powietrzu chociaż spanie w moim łóżeczku też należy do przyjemnych. Pogoda była zimowa, czyli było zimno i popadywał lekki śnieg :-) mama cały czas powtarza, że szkoda że jeszcze nie chodzę, bo nie może się doczekać mojego kicania w śniegu :-)

Wtorek był bardzo intensywny. Na zewnątrz cały dzień padał deszcz ze śniegiem, więc nie wychodziłyśmy na dwór. Mama dzięki temu wymyślała mi coraz to nowe zabawy, ale ja i tak uwielbiam kombinować po swojemu. Przede wszystkim mamusia po mojej chorobie zostawiła rozłożoną kanapę w salonie i uwielbiam po niej kicać, bawić się i skakać :-) Niestety dla mamy stworzyła też całkiem niezły plac zabaw zapominając o zabezpieczeniu dostępnych miejsc do spsocenia czegoś. Takim oto sposobem udało mi się na przykład wdrapać z kanapy na stół i sięgając ze stołu zrzucić miskę z moim jedzeniem z baru. Miska pozostała cała, ale jedzenie rozchlapało się po całej okolicy. Mamusia była wściekła, ale chyba bardziej na siebie niż na mnie :-P Poza tym wdrapywałam się standardowo z kanapy na kaloryfer a z kaloryfera na parapet. Mama za każdym razem dostawała białej gorączki :-)

Najzabawniejsza zabawa polegała na wyrzucaniu przez szczyt kanapy mojej królisi, następnie schodziłam z kanapy żeby ją z powrotem wrzucić przez ten szczyt i zamiast iść naokoło to wdrapywałam się po szczycie i wskakiwałam na łóżko lecąc dosłownie "na łeb, na szyję" robiąc mega fikołki do przodu. Mama miała ubaw po pachy - ja też :-)

No i jako, że nie mogę jeść produktów krowich to mama zrobiła mi na śniadanie naleśniki na mleku sojowym. Mniaaaam! Uwielbiam naleśniki. A jak jeszcze do tego jest dżem z truskawek, który mamusia sama zrobiła to w ogóle jest cudnie! No i zjadłam całe 2!

W ogóle ten tydzień obfitował w fajne jedzenie... Poza naleśnikami to mamusia robiła mi różne placuszki: a to z jabłkiem, a to z banana, no i nadal króluje jaglanka z bananem bo to jest coś co lubię zawsze!

A na obiadek mamusia raz zrobiła mi zupkę pomidorową a potem zupę z batatami i soczewicą :) było smacznie a mamusia zawekowała kilka słoiczków na zapas. Przepisy znalazła w internecie na fajnej stronie www.mamachef.eu.

W tym tygodniu do normy wróciła sytuacja kąpielowa o której pisałam tydzień temu. Kąpiele znów są moimi ulubionymi :) No i nadal przesypiam CAŁE noce :) rodzice są szczęśliwi a ja wyspana i gotowa na kolejne dni pełne wrażeń i zabaw :-)

Buziaki,
Laura

niedziela, 24 kwietnia 2016

[ Opowieści Laury - mam już 50 tygodni ! ]

Cześć kochani,

Ten tydzień obfitował w stresy i niewiadome, ale najpierw zacznę od tego, że we wtorek gościłyśmy z mamusią w naszym osiedlowym Klubie Malucha mamusi koleżankę Kasię i jej córkę Olę. Kiedyś już Wam o nich pisałam. Zabawa była przednia :-) Ola potrafi już pięknie chodzić a ja - leniuszek jeszcze nie. Nic mimo to nie straciłam na zabawie, bo po prostu ganiałam za Olą na czworakach. Bawiłyśmy się razem w klubowym domku i bawiłyśmy się klockami. Ola miała taki fajny bidon do picia i troszkę jej pozazdrościłam i nawet udało mi się go raz podebrać i się napić :) Poskutkowało to tym, że mamusia zaczęła się zastanawiać czy nie kupić mi takiego samego :-)


Z wtorku na środę w nocy zaczęłam bardzo wysoko gorączkować. Temperatura skakała pomiędzy 38 a 40 stopni. Ciężko było stwierdzić jednoznacznie, bo temperatura na czole z termometru na podczerwień pokazywała max do 39 stopni natomiast pod paszką podchodziła pod 40. Mamusia zbijała mi gorączkę niezastąpionym u nas Nurofenem Forte. Pomagało, ale mimo to za jakiś czas znów musieliśmy gorączkę zbijać ponownie. Mamusia wyczytała w internecie, że taka nagła gorączka może być oznaką tzw. Trzydniówki. Choroba ta objawia się właśnie niespodziewaną wysoką gorączką, która trwa trzy doby i potem znika tak samo szybko jak się pojawiła a po niej pojawia się na całym ciele wysypka. Potwierdzał też to nasz rodzinny lekarz - wujek Piotrek :-) 

Mimo wszystko w czwartek rano udało nam się na szybko umówić wizytę u pediatry w Blue City. Tatuś nas zawiózł i z mamusią dotarłyśmy do gabinetu dokładnie na umówioną godzinę. Pani doktor potwierdziła diagnozę wujka. Teraz pozostało nam tylko zbijanie gorączki i czekanie aż przejdzie.

W piątek gorączka ustąpiła miejsca wysypce - książkowo. Wysypka natomiast wyskakiwała w kolejności od głowy do nóżek i potem tak samo znikała :) tak więc po kilku dniach byłam już bez gorączki i bez plamek na ciele :) najfajniejsze było to, że jak miałam wysypkę to mama przy kąpieli śpiewała mi piosenkę w której było coś o biedronce w kropki :)

W sobotę jak wystąpiła wysypka pojechaliśmy jeszcze raz do lekarza, bo mamę zaniepokoiło to, że podczas gorączki dorobiłam się gigantycznego odparzenia na pupie. Pani doktor uspokoiła nas, że to pewnie od tego, że miałam gorączkę i po prostu szybciej mnie odparzyło. Wujek Piotrek sugerował, że może to być od jakieś zakażenia układu moczowego, ale wiekowa Pani doktor powiedziała, że "na pewno nie". Tak więc szczęśliwi, że już jesteśmy na prostej drodze do wyjścia z choroby zajechaliśmy jeszcze do sklepu na zakupy i rodzice kupili mi nową przytulankę :) Moja Misia jest już troszkę wybudzona i bardziej szara niż różowa od ciągania jej po ziemi. Tatuś pozwolił mi samej wybrać nową przytulankę i jest to nie miś a króliczek, więc mamusia nazwała ją Królisią :) Wcześniej była Misia (od misia) a teraz Królisia (od króliczka) :) Bystra ta mama ;-)

A w niedzielę spędziliśmy bardzo miło czas na spotkaniu w restauracji ze znajomymi rodziców :) Siedziałam cały czas grzecznie w foteliku, który był dostępny w restauracji, bawiłam się balonikiem i nawet udało mi się skubnąć trochę pieczonych ziemniaczków i golonki od tatusia z talerza :) było super!

Buziaki,
Laura

sobota, 23 kwietnia 2016

[ Opowieści Laury - mam już 49 tygodni !]

Cześć i czołem,

wizyta na Podlasiu na prawdę mi sprzyja. Na początku tego tygodnia w końcu mogłam zobaczyć się już z drugimi dziadkami. Z dziadkiem Wiesiem widziałam się już w piątek na rynku a z babci Basi nie widziałam odkąd była u nas w Warszawie. 

W środę mamusia umówiła się na spotkanie z małym Olkiem i ciocią Kamilą - swoją koleżanką ze szkoły o której pisałam już parę razy. Było fajnie tak połobuzować z kimś w moim wieku. Olek strasznie się rozwinął odkąd się ostatnio widzieliśmy :-) a jak mu czupryna urosła! Ja przy nim wyglądam jak małe chuchro. No i jedyny minus naszego spotkania był taki, że Olkowi zdarzało się krzyczeć bardzo głośno jak stałam obok i za każdym razem mnie tak straszył że aż płakałam. Mama od razu mnie przytulała i mi przechodziło. Ale czy ten Olek nie mógłby przestać jak ja przychodzę w odwiedziny? Dziwny jakiś :-)

W czwartek przyjechał po nas tatuś :-) najlepsze było to, że się go zawstydziłam na początku a potem jak już mnie przytulił to nie chciałam mu zejść z rączek. Strasznie za nim tęskniłam.
Po spakowaniu się ruszyliśmy w drogę do Warszawy.

Mama troszkę się obawiała, że znowu będę potrzebowała kilka dni na aklimatyzację, ale nic takiego się nie wydarzyło. Mamusia odetchnęła, że wszystko poszło tym razem bezproblemowo.

W piątek tatuś wziął wolne w pracy, bo mamusia pojechała na usg zobaczyć moje rodzeństwo. Tatuś został ze mną w domku. Mamusia po badaniu wysłała zdjęcie jak maleństwo do nas macha :-)


W sobotę rano po raz pierwszy mamusia przygotowała mi kanapki z pastą jajeczną ze szczypiorkiem. O-ja-cie! ale mniam to było! Cała się upaćkałam, więc od razu było widać że smakowało mi!


Wieczorem mieliśmy zaproszenie do kolegi ze starej pracy tatusia - Pawła i jego żony Agnieszki. Było znów super :) wszyscy się ze mną bawili a najbardziej właśnie ciocia Agnieszka. Rodzice pochwalili się też dobrą nowiną.

Niedzielę spędziliśmy na odpoczynku w domu.

W ogóle to tęsknota za tatusiem dała o sobie znać przez kilka dni po powrocie. Odkąd przyjechaliśmy do domku to biegam za tatą po całym mieszkaniu i nie zostawiam go na krok. Jak się zamknie w pokoju bo chce popracować to siedzę pod drzwiami i jak to mamusia mówi "skomlę".

A największym zaskoczeniem dla rodziców było to, że po powrocie coś mi się poprzestawiało i przestałam się tak świetnie bawić przy kąpielach. Raz to nawet było tak, że nawet nie chciałam nóżki zamoczyć i mamusia musiała wejść ze mną do wanny. Dopiero wtedy się na trochę uspokoiłam. Na szczęście przeszło mi po kilku dniach. Na szczęście - bo ja przecież uwielbiam kąpiele! :-)

Buziaki,
Laura

[ Opowieści Laury - mam już 48 tygodni ! ]

Cześć wszystkim,

ten tydzień rozpoczął się końcem mojego kataru :) mama była przeszczęśliwa, ja też, no i tatuś też. Doczekałam się też nawet swojego pierwszego kucyka :-) Wyglądałam przekomicznie i mamusia od razu go rozpuściła, bo włosy na mojej głowie a zwłaszcza na czubku są tak długie, że moja kitka nie wyglądała najlepiej.


Od wtorku rodzice zaczęli mnie nazywać swoją małpeczką. A wiecie dlaczego? Znalazłam nową zabawę. Jak tatuś siedzi przy biurku na fotelu i pracuje, to ja wspinam się po fotelu i wiszę obok niego dopóki mnie nie weźmie na kolana :-) Nawet raz ugryzłam go w rękę jak nie chciał mnie wziąć... Wygląda to mniej więcej tak:


Mama nazywa mnie też kaskaderem lub alpinistką :)

Ze względu na to, że mamusia nie najlepiej się czuła i troszkę się obawiała o moje młodsze rodzeństwo podjęli z tatusiem decyzję, że mamusia i ja pojedziemy na tydzień do dziadków. Tatuś powiedział, że mamusia będzie miała pomoc przy mnie i nie będzie musiała się przemęczać ganiając mnie po mieszkaniu.

W środę po pracy tatusia, gdy my z mamusią już byłyśmy spakowane wyruszyliśmy na Podlasie. Droga jak zwykle minęła nam bardzo dobrze. Lubię spać w samochodzie. Do tego mam już swój nowy fotelik i jeżdżę przodem do kierunku jazdy. Nie muszę się obracać, żeby popatrzeć na tatusia i w ogóle jest bardzo fajnie. 

Jak zajechaliśmy do dziadków, to od razu rodzice pochwalili się, że będę miała młodsze rodzeństwo. Wszyscy się ucieszyli a ciocia Agata powiedziała, że w końcu nie będę tak rozchwytywana i będzie można się podzielić z rozpieszczaniem mnie i mojego młodszego rodzeństwa :-)

Tatuś po jakiejś godzinie, dwóch pojechał z powrotem do Warszawy a my zostałyśmy. Ulokowano nas w pokoju cioci Ani, mama miała łóżko dla siebie a ja spałam w swoim łóżeczku. Co tu dużo opowiadać - było fajnie :) Całe noce przesypiałam, rano bawiłam się z mamusią i z pradziadkami, którzy mieszkają na dole a koło 13.00 wracały ze szkoły ciocia Agata i ciocia Ania i wtedy miałam już zabawy aż do wieczora ;) Czasem ciocia Ania brała mnie na kolana i oglądałyśmy razem bajki w TV. Każdy mnie zabawiał, przytulał mnie, dziadek mnie nosił na rękach (chociaż mama mówiła żeby tego nie robił tak często bo się przyzwyczaję).

W piątek rano poszłyśmy z mamusią odwiedzić dziadka Wieśka na miejskim ryneczku. Dziadek się strasznie ucieszył jak mnie zobaczył :) było strasznie chłodno i nie mogłyśmy z mamusią zostać dłużej, ale sam spacer w tę i z powrotem zajął nam strasznie dużo czasu. 

A w niedzielę mieliśmy małą imprezę - ciocia Agata miała urodziny. Przyjechali pradziadkowie z Brańska i mama pochwaliła się też im, że mają trzeciego prawnuczka w drodze :) Ucieszyli się :) 

W tym tygodniu zaczęłam też się wstydzić. Jak widzę kogoś nowego, kogo nie znam to zakrywam się ręką jakby mnie nie było w cale w pokoju. Wszyscy się śmieją wtedy, nie wiem dlaczego bo cały czas myślałam, że jak się zasłonię to mnie nie ma :-)

A na koniec Laurka na Walentynki :-)



Buziaki,
Laura

[ Opowieści Laury - mam już 47 tygodni!]

Ale ten czas leci.

Tydzień zaczęłam z dalszym katarem i kaszlem. Mamusia powtarzała, że katar u takiego bąbelka jak ja to najgorsze przekleństwo jakie może nas spotkać. Co racja to racja, bo męczyłyśmy się obie. Mi ciężko było w nocy spać a rano jak się budziłam miałam aż strupy na nosie stworzone z zaschniętych gili. Rano jak mnie rodzice ogarniali to bardzo było to nieprzyjemne. W ogóle od ciągłego wycierania noska to zaczął mnie już boleć. No ale rozumiem, że mamusia musiała mi go wycierać, bo poza tym , że na bieżąco leciały mi gile to jeszcze jak kichnęłam to miałam je aż na brodzie. Wtedy mama wpadała w szał sprintu niezależnie od miejsca w którym się znajdowała i biegła do mnie z chusteczką. Ja, jak to ja jak tylko zobaczyłam co się święci to uciekałam. Mama najbardziej wpadała w szał, gdy z tymi wiszącymi gilami kładłam się na kanapie :-)

Nie muszę chyba mówić, że moje gile były wszędzie. Na kanapie. Na kocach w moim łóżeczku. Na ubraniach mamy. 

Do tego mamusia jeszcze parę razy dziennie maltretowała mnie Fridą, czyli moją odciągaczką gili. Myślę, że była to trauma zarówno dla mnie jak i dla niej. Tatuś czasem jej pomagał trzymając moją głowę. Cały czas tylko powtarzał "patrz na mamę, patrz na mamę". Mama się denerwowała tylko ale tata wyszedł z założenia, że jak będę kojarzyć mamusię z tymi niemiłymi czynnościami to tatusia będę kochać jeszcze mocniej. 

W poniedziałek przyjechała na cały dzień babcia Basia. Od wtorku nie mogliśmy się spotykać przez jakiś czas, więc spędziłyśmy cały dzień na zabawie i przytulaniu :-) mamusia mogła sobie też odpocząć. Najfajniejszą atrakcją było jedzenie pączków. Przez to, że nie mogę jeść żadnych produktów krowich to pączki zostały zrobione na wodzie i z olejem kokosowym. Były jak to mamusia mówi eksperymentalne. Wszystkim bardzo smakowały i potem mamusia żałowała, że zrobiły z babcią tylko połowę porcji.

Wieczorem przyjechał dziadek z wujkiem Mariuszem i razem z mamusią poszli do sklepu a babcia została ze mną bo tatusia jeszcze nie było.

Jak wrócił tatuś to mnie wykąpał a babcia mnie nakarmiła. Potem mamusia położyła mnie spać. A spało mi się super po całym dniu zabawy i wrażeń.

Przez resztę tygodnia siedziałyśmy z mamusią w domku. Moja choroba niestety nie pozwoliła nam na większe harce.

No i jeszcze mamusi zepsuł się komputer, więc zniknęły nam wszystkie zdjęcia z tego tygodnia :-(

Buziaki,
Laura

wtorek, 1 marca 2016

[ co u nas? - czyli szybki update ]

Eh :-)

ostatnio czas leci zdecydowanie za szybko. Mamy z Laurą bardzo duże zaległości w opowieściach, ale niestety z ręką na sercu - po prostu nie mam kiedy.

Po A - zepsuł mi się mój laptop przez co muszę spędzać czas przy komputerze męża  a tego nie lubię i się przymuszam, gdy tylko czegoś BARDZO potrzebuję.

Po B - Laura nam chorowała dwa razy. Raz było to zwykłe przeziębienie, ale trwające z 1,5 tygodnia. A teraz właśnie skończyła przechodzić trzydniówkę i jeszcze nie zeszły z niej plamy po wysypce. 

Po C - w końcu zaczęłam narzekać na brak czasu :) do tej pory Laura była absorbująca, ale teraz często przechodzi samą siebie :-)

Mogłabym się tłumaczyć dalej, ale codziennie gdy myślę o tym ile mam do zrobienia to niestety blog spada na dalszy plan. Teraz jeszcze dużymi, wielgaśnymi krokami zbliżają się urodziny Laurki, więc dodatkowa rzecz spędza mi sen z powiek :-)

Jeśli chodzi o mnie i maleństwo.... maleństwo rośnie i ma się wspaniale :) Byłam 19 lutego na usg. Na ten czas dziecię miało już 2,5 cm i pięknie pomachało mi na przywitanie :-)


Zdjęcie jest po prostu przegenialne :-) 
A moja torbiel? Zmniejszyła się o połowę - JUPI! :-)

Mdłości zwalczam lekami, więc po pół godziny od wzięcia tabletki jestem zdatna do życia. 

No i na obecną chwilę to tyle :)

Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku.

Pozdrawiamy :)

wtorek, 9 lutego 2016

[ Opowieści Laury - mam już 46 tygodni !]



Hej wszystkim,

Ten tydzień zaczął się Nam remontowo. Jako, że wprowadziliśmy się prawie dwa lata temu do nowego bloku to popękało nam trochę ścian. Przez pierwsze trzy dni tego tygodnia gościłyśmy z mamusią dwóch Panów majstrów. Cały czas mnie zaczepiali.. No dobra, nie oni mnie tylko ja ich :) Bo ja lubię nowe towarzystwo. Rodzice się śmieli, że jestem Panią Kierowniczką i nadzoruję remont :-) 

We wtorek jak już tatuś wrócił z pracy to przyniósł nową paczkę pieluszek i położył ją w przedpokoju. Ja (jak to ja) przyciągnęłam paczkę do salonu i w pewnym momencie stanęłam przy niej bez podparcia. W sumie to nie wiem jak to się stało.. Chyba się zapomniałam i samo tak wyszło.
Co prawda zdarzało mi się już stać, ale najczęściej na kanapie. No i potem od razu upadałam na tyłeczek. A tutaj stanęłam, rozejrzałam się i usiadłam znów przy pieluchach :-) 

W środę był ostatni dzień remontu. Jako, że cały mój pokój był malowany to od wtorku moje łóżeczko przestawione zostało do salonu. Rodzice zaczęli mi też wyjmować szczebelki z łóżeczka i teraz mogę sobie swobodnie wchodzić i wychodzić kiedy chcę. Oczywiście na noc szczebelki są zamykane, bo jestem takim wiercioszkiem, że pewnie bym wypadła przy spaniu. 

No i w środę nastał też bardzo uroczysty moment - zrobiłam swoje pierwsze siku do nocnika. Co prawda było to całkiem przypadkowo, ale się liczy :-) Nie byłyśmy z mamą na to przygotowane i siedziałam na nocniku w rozpiętym body. Jak to w body część na plecach jest dłuższa no i się nam troszkę umoczyła w nocniku :-)

Po remoncie i wietrzeniu mieszkania z zapachu farby doszło do mojego przeziębienia. Motyla noga, no! Gile lecą mi po brodzie, woda się leje. Mama kilka razy dziennie wlewa mi jakieś krople do nosa i potem odciąga gile Fridą, co jest traumatycznym przeżyciem zarówno dla mnie jak i dla niej. Wcinam witaminkę C, mama na noc smaruje mnie maścią rozgrzewającą. Pierwsze 3 noce kataru były straszne, bo wszystko spływało mi do gardła i dużo kaszlałam. A jak kaszlałam to się budziłam i płakałam. I tak w kółko. Jak katar troszkę ustał to było już lepiej, chociaż kaszel nadal czasem był. 

W piątek mieliśmy zgłosić się do pediatry na wizytę w celu stwierdzenia czy moje nowe mleczko cofa trochę uczulenie. Niestety terminów żadnych nie było. Do tego najbliższe wolne terminy były na środę(!!!). 

W sobotę przyjechały do nas ciocia Agata i ciocia Ania. Przez dwa dni miałam towarzystwo do zabawy a wiecie jak ja uwielbiam zabawiaczy :-) Ciocie się ze mną bawiły, czytały książeczki. Tata nawet był w szoku, że siedziałam grzecznie u Ani na kolanach przez godzinę, co mi się nie zdarza. Potem się okazało, że miałam lekką temperaturę, ale jak tylko dostałam dawkę Nurofenu to ożyłam i do 23 kicałam jak szalona po łóżku rodziców w sypialni :)
W związku z tym mamusia miała w sobotę wychodne :-)

A w niedzielę przyjechała babcia Basia i dziadek Wiesiek :) dostałam piękne body i spodenki :-) Strasznie mnie wszyscy przytulali i całowali :) Uwielbiam to!

buziaki,
Laurka

piątek, 5 lutego 2016

[ Opowieści... Czyje? Na pewno nie Laury :-) ]

No i Laura się wygadała w opowieściach ;-) eh ten mój gagatek...

Powiem oficjalnie... Pomimo, że planowaliśmy powiększenie rodziny, to nie wiedziałam, że zadzieje się to tak szybko. Chociaż mój urlop rodzicielski dobiega końca, więc może lepiej że właśnie teraz się stało.

Sprawa wyglądała następująco. W ostatnim dniu listopada dopadła mnie pierwsza po urodzeniu Laury miesiączka. Potem czas sobie płynął, minęły święta a kolejnej miesiączki jak nie było tak nie było. Zrobiłam test ciążowy i co? Negatywny. To sobie czekałam dalej już bezstresowo no bo przecież często zdarza się tak, że po porodzie miesiączki są nieregularne :-)

W międzyczasie miałam kontrolną wizytę u mojej Pani doktor od spraw kobiecych. Ta zbadała mnie i dała skierowanie na usg "żeby sprawdzić czy po porodzie jest wszystko ok". 

Na usg umówiłam się w piątek o 7.00 czyli na tyle wcześnie, żeby jeszcze zdążyć odstawić samochód mężowi, co by mógł do pracy pojechać. 

Nawet malując się przed pojechaniem do lekarza tak sobie myślałam, że może jestem w ciąży, bo od kilku dni pobolewały mnie jajniki, ale stwierdziłam że sama się nakręcam. 

Wizyta na usg zaczęła się słowami:
"no mamy tu dużą torbiel... 7 cm, bardzo duża.... niedobrze" tu dłuższa chwila przerwy i po chwili Pani doktor powiedziała "no i mamy też ciążę" :-) 

Zaskoczona byłam strasznie :-) no i zmartwiona jednocześnie tą moją torbielą. Prawdopodobnie czeka mnie operacja. Jutro idę znów do lekarza, prawdopodobnie dostanę skierowanie do szpitala. No i tak na prawdę nie wiem co dalej. Mam na siebie bardzo uważać, bo tak duża torbiel może w każdej chwili pęknąć albo się skręcić i wtedy wszystko trafi szlag. Wyczytałam też że ryzyko poronienia bez operacji jest równe ryzyku poronienia w przypadku operacji...

Ciąża wtedy na badaniu została określona na "bardzo wczesna, może 4 tydzień". Mam nadzieję, że wszystko potoczy się sprawnie. Słyszałam, że często torbiele się wchłaniają i może moja operacja nie będzie konieczna...

Mam lekkiego stresa. 
Trzymajcie kciuki.

pozdrawiam,
diabelnieanielska

niedziela, 31 stycznia 2016

[ Opowieści Laury - mam już 45 tygodni !]



Cześć i czołem,

Poniedziałek zaczął się dla mnie wyjątkowo fajnie. Poszłyśmy z mamusią i naszymi osiedlowymi znajomymi do "Klubu Malucha", który mamy w bloku na parterze. Wystarczy wziąć klucz od ochrony i można szaleć do woli. Ale było fajnie! 



W klubie są klocki, plastikowy domek, jeździki, zjeżdżalnie i wiele innych atrakcji. A przede wszystkim jest mnóstwo miejsca do raczkowania. Okazało się, że moja koleżanka starsza o 2 tygodnie ode mnie już chodzi :) fajnie ma. Ja na razie puszczam się stojąc na kanapie i kilka sekund udaje mi się wytrzymać a potem upadam na pupę. Mama za każdym razem bije mi brawo :-)

We wtorek wybrałyśmy się z mamusią na spacer. Przy okazji zaszłyśmy na pocztę wysłać Laurki do dziadków. Spacer był przyjemny choć było dość chłodno. Przeszłyśmy się po parku w śniegu. Mama potem tylko narzekała, że po wjechaniu wózkiem do mieszkania ma przy drzwiach błotno-solną powódź. Uroki zimy w mieście...

Jako, że naczelny/rodzinny lekarz tj. ciocia-babcia powiedziała, że najprawdopodobniej jestem uczulona na laktozę mamusia próbowała mi podawać mleko ryżowe i kleik ryżowy. O Boziu jakie to niedobre.. Mama zmiksowała mi to z bananem, którego uwielbiam i już było trochę lepiej, ale nie na tyle, żebym z chęcią piła to okropniaste coś. 

W środę wyszedł mi mój ósmy ząbek :) Mama się cieszyła, że w końcu będę miała symetrycznie po 4 zęby na dole i na górze :)

W czwartek obchodziliśmy Dzień Babci a w piątek Dzień Dziadka. Niestety my świętowaliśmy na odległość. Obie babcie i dziadkowie dostali moje laurki :) 


Jakby ktoś się domyślał, to moje rączki są płatkami kwiatków :)
Wszyscy podobno się bardzo wzruszyli a ja byłam (no i mamusia) przeszczęśliwa :) 

Nauczyłam się mówić mama, więc chodzę i powtarzam to cały dzień. Mama pożaliła się tacie, że czasem ma już dość bo jej głowa pęka od tej mojej gadaniny a tata tylko odpowiedział, żeby nie udawała takiej biednej :)

W czwartek byłyśmy na wizycie u lekarza. Miałam mieć szczepienie na pneumokoki ale przez to moje uczulenie znów mi się upiekło. Podsumowując wizytę to mam już 77 cm wzrostu - Pani doktor powiedziała, że jestem "długa glizda". Ważę 8,5 kg czyli jestem drobna a wysoka. A moje uczulenie nie jest uczuleniem na laktozę tylko na białko mleka krowiego - najprawdopodobniej. Pani doktor przepisała mi nowe mleczko i zastrzegła, że jest niedobre i żeby na początku mieszać z moim bebiko i jak nie będę czuła różnicy to zmniejszać ilość bebiko. Mama tak zrobiła i najpierw wymieszała mi pół na pół potem co karmienie zmniejszając o jedną miarkę bebiko i takim sposobem w sobotę w sobotę nad ranem dostałam już tylko nowe mleko i bez problemu je wypijam. 

Wracając od lekarza odebrałyśmy z paczkomatu mój nocnik. Mama mnie na nim posadziła, ale od razu uciekłam. Do końca tygodnia siadałam na nim kilka razy, ale nie bardzo wiem do czego służy. Mama mówi, że jeszcze się nauczę do czego jest :-)

A w piątek rano mamusia pojechała do lekarza. Jak wróciła to wzięła mnie na rączki i powiedziała, że będę starszą siostrą :) Nie wiem czy to dobrze czy źle, bo najpierw się cieszyła a potem płakała. Tata też się cieszył, więc obstawiam, że to chyba dobrze.

Po południu znów zawitałyśmy z mamusią do naszego osiedlowego klubu :) Razem z Natalką dużo czasu spędziłyśmy papugując od siebie zachowania. Ona jadła to i ja chciałam, ona piła to i ja piłam a jak ja jeździłam na jeździku to i ona chciała. Tylko, że ona chciała akurat na tym co ja i był płacz. Była super zabawa.

O sobocie wspomnę tylko, że jak udało mi się zabrać mamie telefon to zrobiłam sobie swoje pierwsze selfie ;) Mama jak je zobaczyła to się strasznie zaśmiewała :) 


W ogóle to tata się dziwi, że umiem już rozróżnić jego telefon od mamy i w zależności od tego, który uda mi się dorwać to wiem jak go odblokować :)

W niedzielę zawitaliśmy w odwiedziny do cioci Kasi. U cioci jest fajnie. Ciocia pozwoliła mi siedzieć na parapecie i dała mi ananasa do spróbowania i cytrynę. Po ananasie niestety trochę mi podrażniło buzię ale był smaczny. No i największą frajdą było jak mnie na kocyku woziła po całym salonie :)

Przechodzę też już etap buntu. Jak mi się czegoś zabroni, jak mama nie da mi swojej komórki albo jakiejś innej rzeczy którą akurat chcę to kładę się na podłodze i ostentacyjnie macham rączkami, nóżkami i płaczę. Mama najpierw się śmieje a potem przestaje na mnie zwracać uwagę i po chwili jak widzę, że na nic moje bunty to znajduję sobie jakieś inne zajęcie. Mimo wszystko nadal dzielnie próbuję, bo może za którymś razem uda mi się coś wywalczyć.

No i jeszcze jak rozmawiam z kimś przez wideokonferencję to czasem wchodzę w etap popisywania się. Skaczę, fikam, wariuję na całego. Aż tata mówi, że może ktoś mi czegoś dosypał do jedzenia :)

I to na tyle w tym tygodniu!

Buziaki,
Laurka